Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Królowa piła, a dożyła 96 lat
Wieczorem łatwiej kupić w stolicy wódkę niż chleb. W kilku sklepach usłyszałem, że przed ósmą sprzedaje się więcej setek niż kajzerek.
Najpierw garść liczb. Polak spożywa przeciętnie prawie 12 litrów czystego alkoholu rocznie (dane z badania OECD). To mniej więcej dwie butelki wina lub cztery litry piwa tygodniowo. Dlatego wiele miast w Polsce decyduje się na nocną prohibicję. W Warszawie pije się najwięcej – ponad 40 proc. powyżej średniej.
Zadaję więc znajomym w różnym wieku pytanie: „Czy dwie butelki wina tygodniowo to według ciebie dużo?”. Kobiety w większości mówią, że tak, mężczyźni, że nie.
W DZIEŃ MAŁPKI, WIECZORAMI WÓDKA I WHISKY
Idę na Pragę-Północ. Wśród warszawiaków ta dzielnica zawsze uchodziła za jedną z najmniej bezpiecznych. Legendy głoszą, że w intensywnych latach 90. na Bazarze Różyckiego można było kupić broń palną. Teraz Praga uchodzi za dzielnicę alternatywnej sztuki. Zamieszkało tu wielu artystów, widać kolorowe murale, można natknąć się na grupki turystów.
Spod Teatru Powszechnego ruszam w ulicę Targową. I od razu trafiam na sklep z alkoholem. Uwagę przyciąga nazwa – Alkoholove. Sklepów sprzedających alkohol w Warszawie jest więcej niż w całej Szwecji. I to sześciokrotnie. Na jedną ulicę przypada więcej niż jeden. Targowa zdecydowanie zawyża tę statystykę. Naliczyłem ich już kilka, zanim dotarłem do sklepu z dużym banerem „24H”. W środku tysiące butelek i puszek. Znane marki oraz tak zwane kraftowe trunki. Oprócz tego trochę słodyczy i chipsów, napoje gazowane, soki, papierosy. Czekam w kolejce, przede mną dwaj mężczyźni około pięćdziesiątki. Jeden kupuje setkę czystej wódki, drugi piwo i cygaretkę. Jest godzina 11.30.
– W ciągu dnia sprzedajemy dużo papierosów i małpek, wieczorami schodzą droższe alkohole, głównie wódki i whisky w dużych butelkach, ale również słodycze i przekąski – słyszę od pani Oli, właścicielki sklepu.
Rozmawiamy pół godziny. W tym czasie sprzedały się trzy małpki, kilka tanich piw, paczka papierosów, zapalniczka i lufka. Jeden młody mężczyzna kupił kwaśną gumę za 60 groszy.
Pani Ola zatrudnia trzy osoby na stałe i kilka dodatkowo. „Dorywczym” w razie wprowadzenia zakazu sprzedaży alkoholu nocą musiałaby podziękować. Widzi, że Polacy mają problem z piciem, ale uważa, że nocna prohibicja go nie rozwiąże. – Alkoholicy przychodzą w dzień, w nocy nie widzę stałych klientów – twierdzi.
Dodaje, że bywa problem z hałasem pod sklepem, ale zapewnia, że zawsze wtedy interweniują. – Musimy dbać o mieszkańców, bo tak naprawdę to od nich zależy, czy będziemy mogli sprzedawać alkohol nocą. Przedłużając koncesję, musimy zebrać ich podpisy – wyjaśnia. – W nocy jest też więcej sytuacji niebezpiecznych w sklepie. Ostatnio weszła kobieta pod wypływem alkoholu albo narkotyków i zaczęła zrzucać wszystkie towary z półek.
Jest kolejna klientka. To trzydziestoletnia, elegancko ubrana kobieta. Kupuje butelkę tequili za 115 zł.
– Czy dwie butelki wina tygodniowo to dużo? – pytam właścicielkę sklepu.
– Nie, raczej nie.
POD NOCNYM ZABAWA TRWA
Wchodzę w ulicę Ząbkowską. Wiele lokali zachęca do wejścia promocjami na drinki. „Cuba Libre za 18 złotych” – głosi napis na jednym z potykaczy. Na rozmowach z kelnerami i barmanami spędzam tu prawie cały dzień. W jednym z barów serwujących głównie alkohol zagaduję Pawła, kierownika. Pytam go, czy zakaz sprzedaży alkoholu nocą napędziłby klientów do barów. – Nie liczyłbym na to – mówi wprost. – A nawet jeśli, to patrząc na to, co się dzieje pod sklepami, nie jestem pewny, czy życzyłbym sobie takich klientów.
– A czy dwie butelki wina tygodniowo to dużo?
– Według mnie to bardzo dużo.
Jest już ciemno, w końcu mamy styczeń. Z klatki naprzeciwko wychodzi starszy mężczyzna w jasnym płaszczu. To pan Marian, ma 80 lat. Siadamy na ławce na małym skwerku. Przed nami sklep monopolowy, za nami – komisariat policji.
– Widzi pan te ławki? – pan Marian wskazując palcem na taką, w której brakuje desek. – To ta hołota. Domów nie mają, że muszą na zewnątrz pić?
Twierdzi, że teraz jest tu w miarę spokojnie, ale niebawem zrobi się cieplej i znowu się zacznie. – Tu zakaz picia w nocy na pewno by pomógł – stwierdza.
Ponawiam swoje stałe pytania. – Dwie butelki wina? Nie jakoś dużo, chyba tak normalnie – odpowiada z lekkim uśmiechem.
Tak się rozgadał o historii Pragi, że do domu wracam późnym wieczorem. Przechodzę obok nocnego sklepu, z którego właścicielką rozmawiałem przed południem. Stoi przed nim młoda, około 25-letnia dziewczyna, ma mały głośnik, z którego leci głośna muzyka techno. Dziewczyna świetnie się bawi, tańczy. Pewnie czeka na kogoś i trochę jeszcze poczeka, bo w kolejce do kasy stoi kilka osób. W końcu to piątek wieczór.
Jadę tramwajem do centrum, przy Starym Mieście sporo ludzi. Gdybym teraz wysiadł, wszedł po schodach przy Trasie W-Z i ruszył Krakowskim Przedmieściem w stronę Nowego Światu, w jakieś 15 minut dotarłbym do miejsca, gdzie w maju zamordowano człowieka, który stanął w obronie zaczepianych kobiet. Trzech mężczyzn pobiło go i pchnęło kilkukrotnie nożem. Wszystko rozegrało się pod sklepem z alkoholem. Sprawcy nadal są na wolności.
TRUNKI A POLSKA TRADYCJA
Wchodzę do domu, chcę odpocząć. Włączam telewizor. Reklama, no tak, ale chwila! Tornado w lesie? Silmy podmuch wiatru zabiera jakiegoś ptaka i wilka, niedźwiedź walczy o przetrwanie.
Moim oczom ukazuję się zwierzę na „ż”, symbol Białowieskiego Parku Narodowego. Jego sierści trzyma się ryś, co pozwala mu przetrwać. Wielkiego zwierza przecież tornado nie ruszy. Lektor tłumaczy, że kto się go trzyma, ten wspiera zagrożone gatunki. W sumie racja, więcej piwa – mniej ludzi. Mniej ludzi – więcej zwierząt.
Wyłączam odbiornik i odpalam Instagrama. Chcę uciec od złych myśli, ale moim oczom ukazuje się Bogusław Linda, objaśniający jakiemuś Włochowi polskie tradycje, nalewając w tym czasie kieliszek czystej wódki na „ż”.
Ustawa o wychowaniu w trzeźwości mówi, że w telewizji mogą się pojawiać tylko reklamy piwa. To najczęściej kupowany alkohol w Polsce. Oczywiście emisje tylko po określonej godzinie, jest też szereg zastrzeżeń co do treści reklamy, ale że wspieranie zagrożonych gatunków? Czemu nie. „Chce się Ż?”. Pewnie, że się chce.
Ta ustawa mówi też o publicznym działaniu reklamy. Media społecznościowe są spod niej wyjęte, bo liczba obiorców jest w nich ograniczona. Czyli zamieszczona tam reklama ma charakter niepubliczny. W ten sposób reklamodawcy omijają prawo.
Zresztą niekoniecznie potrzeba reklam twardego alkoholu w telewizji. Przecież mamy polityków. Minister zakłada się z premierem o flaszkę. Prezes największej partii mówi o „dawaniu w szyję” i tworzy mity, że potrzeba 20 lat picia w przypad
Ludzie z mojego środowiska popełniali samobójstwa. Ja też zauważyłem straszny spadek radości życia. Nie były to myśli samobójcze, ale wstając rano, nie miałem celu. Jedynym światełkiem było to, że wieczorem się nachlam. Gdy odstawiłem alkohol, po dwóch latach radość wróciła
ALKOHOLIK niepijący od 11 lat
ku mężczyzn i zaledwie 2 lat w przypadku kobiet, żeby zostać alkoholikiem.
NOCNA PROHIBICJA NIE DLA WARSZAWY?
Szukam pocieszenia po wizycie na Pradze. Dzwonię do koleżanki, która mieszka w Poznaniu, wyprowadziła się tam z Warszawy dwa lata temu. – Jeśli mam porównywać, to w Poznaniu czuję się dużo bezpieczniej. Jest tu trochę inna kultura spożywania – mówi mi Paulina, 21-latka.
W Poznaniu zakaz sprzedawania alkoholu po godz. 22 dotyczy tylko ścisłego centrum i obowiązuje od 2018 roku. A na moje pytanie o dwie butelki wina tygodniowo, odpowiada, że to dużo.
Dzwonię do Krzysztofa, właściciela jednej z poznańskich knajp przy starówce. Tłumaczy mi, że zakaz bardzo pozytywnie wpłynął na bezpieczeństwo. – Tutaj naprzeciwko jest taki murek, ludzie przesiadywali tam do późnych godzin. Często zachowywali się głośno, przyjeżdżała policja. Po wprowadzeniu nocnej prohibicji to się skończyło – mówi. – Pewnie przenieśli się gdzieś indziej.
Twierdzi, że zakaz nie wpłynął na dochody jego lokalu.
Zapomniałem panu Krzysztofowi zadać zasadniczego pytania. Poprosiłem o odpowiedź SMS-em. „Królowa Elżbieta wypijała 1-2 drinki dziennie, a dożyła 96 lat. Więc chyba niedużo, ale nie mnie to oceniać”.
Co z nocną prohibicją w Warszawie? Radna m.st. Warszawy, przewodnicząca Komisji Polityki Społecznej i Rodziny Aleksandra Śniegocka-Goździk już po dwóch minutach rozmowy nie pozostawia złudzeń. – W grudniu 2021 roku przeprowadziliśmy badanie. 58 proc. ankietowanych określa ten pomysł negatywnie. Warszawiacy nie uważają, że to wypłynie pozytywnie na ich bezpieczeństwo – twierdzi.
No to na co stawia Warszawa? – Na edukację, kampanie społeczne. Podjęliśmy także decyzję o tym, że liczba sklepów z alkoholem nie będzie rosła – wylicza.
CHCE SIĘ ŻYĆ?
Dzwonię do Darka, byłego alkoholika. – Nie byłego, jestem alkoholikiem i będę nim do końca życia. Po prostu nie piję prawie 11 lat – poprawia mnie.
– Czy uważasz, że nocna prohibicja mogłaby spowodować, że piłbyś mniej?
– Co ty, nie ma szans.
– Czyli nie jesteś za nią?
– Nie jestem za zakazywaniem, ograniczaniem. Swoboda jest ważna, potrzebna jest raczej edukacja.
Przytaczam mu dane o piciu wśród młodych ludzi – 84 proc. młodzieży między 15. a 16. rokiem życia próbowało go przynajmniej raz w życiu.
– Wypadałoby pokazać młodym ludziom długotrwałe skutki picia. Spotkałem się z czymś takim, że ludzie z mojego środowiska popełniali samobójstwa. Ja zauważyłem straszny spadek radości życia. Może nie były to myśli samobójcze, ale nie miałem celu, wstając rano. Jedynym światełkiem w ciągu dnia było to, że wieczorem się nachlam. Jak odstawiłem alkohol, po dwóch latach radość wróciła. Potrafiłem się cieszyć z tego, że świeci słońce.
A ja sobie przypominam sobie reklamę z hasłem „Chce się Ż”.
– Dwie butelki wina tygodniowo to dużo? – pytam na koniec Darka.
– Dużo. Chociaż piłem dużo więcej.