Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Bo to nie seks, ale miłość jest najważniejsza
W Warszawie, gdzie żyjemy szybko i mamy tyle obowiązków do odhaczenia, jak kariera, siłownia, życie towarzyskie, jakościowy sen, seks, ludzie intensyfikują doznania. Zgodnie z regułą „work hard, play hard”.
KATARZYNA JAROCH: Jaki mamy seks w Warszawie? DR AGATA LOEWE-KURILLA:
Najprościej jest powiedzieć, że go nie mamy. Badania pokazują, że uprawiamy coraz mniej seksu. Oczywiście są osoby, które mają bardzo dużo dobrego i złego seksu. Głównie za sprawą aplikacji randkowych. To tak zwana hook up culture [przelotnego seksu – red.], obecna też Warszawie. Ale to dotyczy mniejszości.
No to zacznijmy od nich.
– Zacznijmy od tego, że aplikacje nie są dla wszystkich. Bo u osoby z wysokim poziomem lęku, będą powiększać traumę ze względu na sporą liczbę odrzuceń. W aplikacjach dużo seksu mają osoby sprytne, przystojne, wysportowane, które wytrenowały się w podrywaniu. Dla nich aplikacje wiążą się z wolnością, seksem i zabawą. W hook up culture mówimy o rotacji tych samych osób, które między sobą uprawiają przelotny, częsty seks.
Dobry seks?
– Są wśród nich oczywiście wytrawni kochankowie, którzy mają super intuicję, ale większość z nas musi się seksu nauczyć.
Z każdym nowym kochankiem mamy nową pulę doznań, ale gdy nie ma powtarzalności, to szanse, że się nauczymy potrzeb innej osoby, są nikłe. To tak jak z uczeniem się języków – jeśli codziennie bylibyśmy w innym kraju, to nie nauczymy się żadnego języka, a jak będziemy żyli w jednym kraju jakiś czas, to jest szansa, że nauczymy się chociaż kilku poprawnych zdań.
Świetna metafora, ale mamy różne oczekiwania wobec seksu i nie zawsze on musi być świetny.
– W teorii koła zgody Betty Martin mamy różne opcje. Nie muszę mieć wcale nastroju na seks, ale godzę się na niego z nadzieją, że może będzie miło. W Warszawie i innych dużych miastach, gdzie żyjemy szybko i mamy tyle obowiązków do odhaczenia, jak kariera, siłownia, życie towarzyskie, jakościowy sen, seks, zdrowie psychiczne, ludzie intensyfikują doznania.
Jest takie określenie „work hard, play hard” [pracuj na 100 proc, baw się na 100 proc. – red.], które tutaj znajduje zastosowanie. Czyli w tygodniu pracujemy od rana do wieczora, po pracy idziemy na siłownię czy terapię, a na życie towarzyskie pozostają weekendy, które w dużych miasta wśród młodych osób wiążą się ze spożywaniem substancji psychoaktywnych.
Nie mówię, że każdy w Warszawie spożywa narkotyki, ale badacze zaobserwowali, że uprawiamy seks po alkoholu i narkotykach – pary homoseksualne, najczęściej mężczyźni z mężczyznami, których zachowania badał David Stuart, sięgają po mefedron czy substancję G, a pary heteroseksualne po kokainę czy MDMA [ecstasy – red.]. To jest też inny seks i inne potrzeby.
To jest sposób na seks millenialsów?
– Niektórych. Ale pojawiają się już badania dotyczące seksu zetek, które mówią o pokoleniu uprawiającym coraz mniej seksu, bo to nie seks, ale miłość jest najważniejsza w związku.
Seks to dla zetek stresujący temat w kontekście ilości różnych społecznych norm, które trzeba wypracować. W dobie social mediów mamy lęk przed tym, że nie wyglądamy tak jak na obrazku i w konsekwencji wiele osób wycofuje się z chodzenia na randki. Oprócz tego wciąż działają schematy, które różnicują kobiety i mężczyzn pod względem tego, jacy mamy być w seksie. Kobiety nie stawiają siebie na pierwszym miejscu i są przede wszystkim zaciekawione tym, czy dobrze wypadły, ale ten trend dotyczy też mężczyzn, którzy oceniają się pod względem performance’u.
Ona zastanawia się czy dobrze wypadła dla niego, a on zastanawia się czy dobrze wypadł po prostu?
– Kobiety, które do mnie trafiają, szukają przyjemności. Boją się, że będą musiały wyprawiać nie wiadomo jakie cuda w łóżku, żeby tę przyjemność osiągnąć. Faceci są zestresowani tym, że seks im nie wychodzi. Mają różną fizjologię, a oczekiwania wobec nich są opresyjne. Małżeństwa przychodzą, żeby im się zachciało chcieć seksu. Seks zanika.
I to jest złe?
– Niekoniecznie. Mniej seksu w Warszawie czy dużych miastach Europy Zachodniej wynika też z tego, że uczymy się odmawiać „bez konsekwencji”. I to jest okej. Na całym świecie w społeczeństwach rozwiniętych uprawiamy mniej seksu i rodzi się mniej dzieci. W innych państwach ten trend się nie zmienia i to też wynika z tego, że kobiety wciąż boją się odmawiać seksu.
Co to znaczy „bez konsekwencji”?
– Bez kary emocjonalnej, czyli obrażania się albo komentarzy typu, że „mój były” albo „moja była to zawsze mieli ochotę” czy po prostu zmuszenia do seksu siłą fizyczną albo perswazją tak natrętną, że osoba po prostu się godzi dla świętego spokoju.
Uczymy się na szczęście, że jedna strona może powiedzieć „nie” i nikt się nie obraża. Może następnym razem będziemy mieli razem ochotę albo umówimy się, że zrobimy tak, żeby nam się zachciało – znajdziemy czas na seks, zadbamy o atmosferę odpowiednio wcześniej, bo szanujący się partnerzy chcą, żeby wszystkim stronom było miło.
A co z singlami?
– Możemy mieć seks solo i uprawiać go sami ze sobą, zamiast wystawiać się na ryzyko odrzucenia i że ten seks będzie beznadziejny. Kobiety zaczęły częściej mówić „nie” i to dobrze, bo jeśli teraz sięgają po seks, to mają na niego ochotę, a nie są do tego zmuszane albo czują, że nie mają wyboru.
Mężczyźni natomiast, jak pokazują badania, są częściej niż kobiety odrzucani. Więc część z nich twierdzi, że jest z tymi całymi romansami tyle gadania i problemów, że wolą manipulacją czy nieczystymi zagrywkami załatwić sobie seks, żeby nie być skazanym na jej łaskę lub niełaskę.
Niektórzy decydują się na celibat. Przestają się starać, bo „i tak nikt mnie nie zechce”.
Bo są odrzucani w aplikacjach randkowych, gdzie algorytmy działają na ich niekorzyść. Myślą, że nic dobrego w sieci ich nie spotka, więc rezygnują z seksu całkowicie. Tylko że od tysięcy lat ludzie wchodzą ze sobą w relacje i to wymaga aktywności. Zresztą są to problemy do przepracowania na terapii. Wielu mężczyzn nie idzie na terapię, bo nie ma na nią pieniędzy albo twierdzą, że na nich to nie zadziała – to jest szerszy temat. Częściej wpadają w alkoholizm, częściej popełniają samobójstwa, ukrywają depresję.
Patriarchat uderza w nich samych i to ma też przełożenie na seks?
– Oczywiście. Jest takie przeświadczenie, że mężczyzna musi wiedzieć, jak zaspokoić kobietę. Albo że nie można mu odmówić seksu, bo tego nie zrozumie i się załamie. To jest uwłaczające podejście do mężczyzn, typu że to samce i muszą dostać seks od samicy.
No to jaka jest recepta na dobry seks?
– Jest na to dużo pomysłów, fenomenalnych książek i konkretnych teorii, które badają, czy ludzie w dzisiejszych czasach są za daleko od siebie, a może jednak za blisko. Jeśli są za daleko, to nie potrafią się spotkać w swoich pragnieniach, ale też przeszkadza w seksie, jeśli jesteśmy za blisko na co dzień.
Największy konsensus jest wokół komunikacji. Nie takiej intuicyjnej, która polega na tym, że czytam komuś w myślach i jak dobrze trafię, to wszyscy jesteśmy szczęśliwi. Odchodzimy od niedopowiedzeń i wchodzimy w świat, gdzie zgoda jest seksowna. Czyli uprawiamy seks wtedy, kiedy razem mamy na niego ochotę, wtedy jest największa szansa na to, że nie przekroczymy swoich granic, a więc seks będzie dla obu stron przyjemny.
Chodzi o to, żeby mówić do siebie w łóżku na przykład „złap mnie za biodra” albo „pocałuj mnie w szyję”?
– To też jest super, ale myślę przede wszystkim o gradacji dotyku. To taka sytuacja, kiedy chłopak podchodzi do dziewczyny i ją przytula, ale to jest winda, która doprowadzi do pocałunku, później ocierania się i zaraz wylądujemy w łóżku, czego nikt wcześniej nie ustalał. Albo na odwrót – dziewczyna podchodzi do chłopaka i go przytula, on nie wie, czy tulimy się bez żadnych zobowiązań, bo mamy ochotę na bliskość czy jest to dotyk terapeutyczny, bo miała zły dzień, czy to jest może dotyk seksualny? Badania pokazują, że pary z obawy przed seksem przestają w ogóle się przytulać i dotykać. Jakby nie dało się tego zatrzymać.
To trochę brzmi jak sytuacja bez wyjścia.
– Wiele par jest ze sobą pomimo tego, że mają zły seks albo w ogóle go nie mają, bo jest między nimi wiele innych dobrych uczuć. Ale najczęstszym tematem dla seksuologów jest brak pożądania. Od tego jest wizyta u seksuologia, żeby zdiagnozować, gdzie leży problem danej pary, która czasem nie wie, że prowadzi niehigieniczny tryb życia.
W bliskich związkach najczęściej odczuwamy objawy, których nie było wcześniej, gdy mieliśmy wielu przypadkowych partnerów. To jest trochę tak, że wtedy nie było czasu, żeby poczuć swoje ciało. Zaczynamy je czuć dopiero, gdy jesteśmy w dobrym związku, wtedy mogą ujawnić się traumy niedostrzegane w poprzednich relacjach. Takie problemy najlepiej omówić na terapii, a jeśli się nie da, to trzeba o nich rozmawiać, rozmawiać i jeszcze raz rozmawiać ze sobą.