Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
40 stołów i 2 tys. m kw. dla klientów
Jest akademia dla ośmiolatków i sala do gry w odmianę popularną na Wschodzie. I choć bilard kojarzy się w Polsce z pubem, to tutaj dbają, by atmosfera była daleka od tej w lokalach z piwem.
Rozbiję bile tak, że pomarańczowa wpadnie do łuzy po prawej stronie, a żółta znajdzie się tuż przy łuzie po drugiej stronie. Oczywiście biała odbije się od bandy i zatrzyma pośrodku, by w kolejnym ruchu tę pomarańczową łatwo trafić – zapowiada Wojciech Szewczyk i pochyla się nad stołem bilardowym.
Kolejne bile wpadają do łuz jakby od niechcenia. Próbując nadążyć za tym, co się dzieje na stole, zapamiętuję jedną z zasad – nie jest sztuką wbić bilę, ale trzeba zrobić to w taki sposób, by jednocześnie ustawić białą jak najlepiej do kolejnego uderzenia.
A idealnie do kilku kolejnych, bo bilard na najwyższym poziomie przypomina szachy – trzeba myśleć o przebiegu całej partii i kilka ruchów do przodu. – Ale porównanie do szachów nie jest w pełni prawdziwe. Liczy się także zręczność i odporność na stres – podkreśla Wojciech.
Wszystkie te elementy, ale też pracę z psychologiem sportowym, 29-latek wymienia jako kluczowe dla sukcesu, który osiągnął w 2022 r. podczas turnieju w Las Vegas – jako pierwszy Polak w historii został mistrzem świata w bilardzie, w odmianie 10 bil.
Nie tylko treningi przy stole
Przygodę z bilardem zaczął jako kilkuletni chłopiec – grał z rodzicami na wakacyjnych wyjazdach. Szybko gra stała się jego pasją. – Tata zatrudnił dla mnie trenera, zacząłem jeździć na turnieje i coraz częściej wygrywać – wspomina. W wieku zaledwie 18 lat zagrał w finale mistrzostw świata w parach na Filipinach.
Kiedy 20 lat temu zaczynał grać, mecze zawodowców nie były pokazywane w telewizji. Dzisiaj sport ten jest znacznie popularniejszy, szczególnie snooker. – Przy stole ćwiczę jakieś trzy–cztery godzinny dziennie. Reszta to praca umysłowa oraz z fizjoterapeutą i psychologiem – zdradza.
Zaznacza, że polscy zawodnicy mają bardzo dobre wyniki na arenie międzynarodowej, ale potencjał jest dużo większy. Zwłaszcza w Warszawie, gdzie do tej pory brakowało profesjonalnych miejsc do trenowania bilard.
Teraz to się zmienia. W Blue City otworzyło się centrum bilardowe. Wojciech Szewczyk jest jego ambasadorem. „To doskonała alternatywa dla gier komputerowych i ekranów. Bilard to pomysł na wspólne spędzanie czasu z dzieckiem” – czytam na stronie centrum.
To nie barowa gra przy piwie
Przekraczam drzwi centrum i natychmiast przenoszę się z typowego dla galerii handlowej harmidru towarzyszącego zakupom do wyciszonego i przyciemnionego pomieszczenia, gdzie na dużej przestrzeni równo w rzędach są poustawiane stoły do gry w różne odmiany bilarda.
– Mamy ponad 40 stołów i 2 tys. m kw. dla klientów – mówi Joanna Sobolewska, odpowiedzialna za komunikację klubu. Wnętrze wygląda ekskluzywnie, na meblach i ścianach nie brakuje ozdób, które nie kojarzą się z rekreacyjnym bilardem.
Ceny? W tygodniu do godz. 17 trzeba zapłacić 30 zł za godzinę gry na zwykłym stole, wieczorami i w weekend – 50 zł, są zniżki dla studentów. Godzina gry na stole do snookera to również 50 zł, a za 100 zł każdy może zagrać na stole, na którym rozgrywano zeszłoroczne mistrzostwa świata w pool bilardzie.
– Chcemy zerwać z łatką łączącą bilard z grą przy piwie w pubie. Zależy nam, żeby pokazywać, jak rozwijająca jest to gra – podkreśla Sobolewska. Choć w klubie znajduje się również bar i stanowiska do gry w darta, nawet w piątkowe i sobotnie wieczory panuje tu spokojna atmosfera, daleka od tej w pubach.
W lutym zaczęła też działać bilardowa akademia dla dzieci od ośmiu lat, do której obecnie uczęszcza kilkudziesięciu uczniów. Program szkoleniowy jest podzielony na osiem klas. Każda będzie się kończyć rodzajem egzaminu.
Piramida pozwala się integrować Ukraińcom
W drugiej, mniejszej sali stoją biało-złote stoły. Są nieco większe. Bile też są większe i cięższe niż standardowe. I wszystkie białe – poza tą, którą gracze uderzają. – To sala do gry w odmianę bilarda popularną na Wschodzie. Przed atakiem na Ukrainę nazywaliśmy ją „ruską piramidą”, a obecnie po prostu piramidą – tłumaczy Angelina Peretiatko, kilkakrotna mistrzyni Ukrainy w tej odmianie bilarda i trenerka.
Jak dodaje, w całej Polsce stołów do gry w piramidę jest zaledwie kilka, do niedawna w Warszawie nie było ani jednego. – Ta sala stała się bezpieczną przestrzenią dla osób z Ukrainy, które mogą się tutaj integrować i poczuć jak w rodzinnym mieście – mówi Peretiatko. Szybko jednak dodaje: – Ale zapraszamy każdego, choćby dla samego spróbowania czegoś nowego.