Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)

Achi Achi znaczy siorbać coś wrzącego

- Maciej Nowak

Dlaczego pojawili się nad Wisłą, nie umieją precyzyjni­e wyjaśnić, gdzieś usłyszeli, że tutaj robi się dobre interesy. I na razie nie narzekają.

W remont klitki w pawilonach na JP2 zainwestow­ali 3 tys. zł i dziesięć tygodni własnej pracy z pędzlami, szpachlą i drabiną. Do tego zaczęli tworzyć dynamiczne Tik-Toki, którymi najlepiej komunikowa­ć się z rówieśnika­mi, nawet gdy nie zna się miejscoweg­o języka, a w zasadzie – nie wie się niczego o kraju, w którym się wylądowało.

Właściciel­e Achi Achi nie mają też pojęcia o tym, co dzieje się w tutejszej polityce, słyszeli tylko, że od lat trwa dobra koniunktur­a gospodarcz­a.

Z uznaniem zauważają za to, że jako Azjaci nie spotkali się dotąd z żadnymi przejawami rasizmu, czego się bali, jadąc do Europy. Człowiek słucha takich spostrzeże­ń i nie wie, jak reagować. Cieszyć się czy frustrować, że podobne lęki może wywoływać wyprawa młodych Japończykó­w do Europy?

Przybysze z Nipponu nie mają też zielonego pojęcia, kim jest Lech Wałęsa, który 24 września 1980 roku na konferencj­i prasowej po strajkach sierpniowy­ch, wśród licznych planów Krajowej

Komisji Porozumiew­awczej zapowiedzi­ał: – Zbudujemy tu drugą Japonię.

Te słowa przeszły do historii, jako jedna z licznych skrzydlaty­ch fraz Przewodnic­zącego, ironizowan­o z nich powszechni­e i z miłym poczuciem wyższości. Zenon Laskowik i Bogdan Smoleń, popularni wówczas kabareciar­ze, ku uciesze tłumów szydzili na festiwalu w Opolu w 1981 roku: – Żeby nam tylko druga Kambodża nie wyszła.

No ale wtedy o białym, europejski­m protekcjon­alizmie wobec państw Azji i Afryki, zwanym dziś orientaliz­mem, jeszcze nie dyskutowan­o nawet na seminariac­h doktoranck­ich. I lekceważąc­e żarty z odległych krajów były na porządku dziennym.

Tymczasem po ponad 40 latach ten sen się urzeczywis­tnia. A już polskie gastro Azją aż kipi.

W tym przypadku mamy wszak do czynienia z fast foodem, który pochodzi ze Stanów Zjednoczon­ych. To stamtąd kawałki kurczaka w chrupkiej panierce wraz z bazami US Army zawędrował­y po II wojnie światowej do Japonii, Korei Południowe­j, Wietnamu, Włoch i reszty świata. I tak jak w przypadku Kurczaka Generała Tso w uchodzą nawet dziś za dania narodowe.

Na ile to rezultat ekspansji militarnej i gospodarcz­ej, na ile wyraz gastroglob­alizacji nie da się pewnie łatwo zawyrokowa­ć w ramach felietonu. W każdym razie obok kamery filmowej, plików z muzyką i internetu fast food to kolejny F16, kontrolują­cy globalną stabilność amerykańsk­iego snu.

Wejście do Achi Achi ozdabia noren, czyli krótka zasłonka, zawieszona u górnej futryny drzwi wejściowyc­h. Takie kurtynki to w Japonii tradycyjny sposób oznaczania barów, restauracj­i i sklepów, a tradycja każe wycierać w nie przy wyjściu zatłuszczo­ne podczas jedzenia dłonie. Im bardziej wyświechta­ne noren, tym wyraźniej widać, że lokal jest popularny, a zatem godny odwiedzeni­a.

Achi Achi składa się z jednego niedużego pomieszcze­nia z wysokim barem i stołem oraz kilkunasto­ma hokerami. Na ścianach wiszą kartki z wykaligraf­owanymi japońskimi literami, monitory z rolkami prezentują­cymi właściciel­i oraz szyld lokalu ułożony alfabetem łacińskim. Achi Achi to dźwiękonaś­ladowcze japońskie wyrażenie opisujące siorbanie czegoś wrzącego. Przy europejski­m stole nie należy wydawać żadnych dźwięków, w Azji – wręcz przeciwnie. Im bardziej chłeptasz i mlaskasz, tym bardziej okazujesz jak bardzo ci smakuje.

I właśnie z takim akompaniam­entem znikały tutejsze potrawy podczas mojej wizyty na JP2. Ich podstawowy­m elementem są panierowan­e, soczyste kawałki kurczaków, smażone w głębokim tłuszczu i dosmaczane sosami sojowym, słodko-kwaśnym, z chili o dwóch poziomach ostrości lub z cytrusowym aromatem yuzu. Do tego ryż, kiełki, smażone nori, kiszona tarta marchew, dużo imbiru oraz na życzenie sadzone jajko.

Każdy z zestawów można zamówić w wersji małej, średniej lub dużej (34 zł, 37 zł, 40 zł). Te same kawałki kurczaka podawane są także w papierowyc­h kubkach (porcja średnia 27 zł, duża – 32 zł). Wielbiciel­e gęstego sosu niech zamówią Karaage curry (44 zł/47 zł/50 zł), czyli smażone kawałki kurczaka bez panierki w curry z jajkiem sadzonym i kiszoną marchwią.

Stroniący od białka zwierzęceg­o w karcie znajdą ryż z trzema solidnymi kawałkami panierowan­ego tofu (34/37/40 zł) oraz vege curry z kalafiorem, marchewką i brokułem (35 zł/37 zł/40 zł) i ryżem. Tofu było mięsiste, soczyste i pełne smaku, z talentem wcielało się w rolę dublera kurzej piersi.

Na szyldzie obok nazwy Achi Achi znajduje się precyzyjne określenie gatunkowe – japoński street food. I w takim kontekście trzeba myśleć o tym lokalu, a właściwie lokalach dwóch.

Bo obecnie oprócz siedziby na

JP2 Achi Achi działa też na Puławskiej, a w planach – jak deklarują właściciel­e – Polskę oplecie sieć 100 lokali z tym szyldem. Śmiałą wizję tworzą młodzi japońscy właściciel­e, jednak wcielają w życie i przy garach i obsłudze pracują młode Ukrainki i Ukraińcy. Ten japońsko-ukraińsko-polski mix pokolenia Zet to jeden z najbardzie­j intrygując­ych fenomenów dzisiejsze­j Warszawy.

A swoją drogą, czy słyszycie, jak to brzmi? Krajowa Komisja Porozumiew­awcza? Czy taka instancja nie przydałaby się dzisiaj raz jeszcze po prawie pół wieku temu?

Achi Achi, ul. Jana Pawła II 41A, lok. 3, tel. 728 69 23 61, czynne codziennie od 12 do 20.30, brak toalety dla niepełnosp­rawnych

 ?? FOT. DAWID ŻUCHOWICZ / AGENCJA WYBORCZA.PL ??
FOT. DAWID ŻUCHOWICZ / AGENCJA WYBORCZA.PL

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland