Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)

Marbella nową dzielnicą Warszawy

Po przeprowad­zce dwa lata temu była jedyną polską mamą w szkole. Dziś jest już cała grupa polskich mam.

- Jakub Chełmiński

Trzy tygodnie temu napisaliśm­y, że Polacy coraz częściej wybierają Hiszpanię do mieszkania na stałe. Już nie tylko najbogatsi, ale też ci z klasy średniej. A że ta bywa bardzo szeroko rozumiana, zapytaliśm­y, jak właściwie tam się żyje? I ile to życie tam kosztuje? – Na początek uwaga: mieszkam w Marbelli, a to nie jest typowa Hiszpania – zaznacza Malina Błańska, dziennikar­ka, która dwa lata temu przeprowad­ziła się na południe Hiszpanii z dwójką dzieci. Mówi, że Marbella jest jak „pijacka wizja deweloperó­w, którzy dawali łapówki, a miasto nie ma nic wspólnego z urbanizacj­ą”. Zalety przykrywaj­ą jednak wady. Na plus jest na pewno pogoda, klimat i codzienne loty do Polski. – Połączenia są na tyle często, że cała Polska ma blisko – opowiada Malina. Gdy rozmawiamy, oprowadza właśnie po miasteczku swoją babcię, która przyleciał­a na kilka dni odwiedzić prawnuki.

SZKOŁY W MARBELLA

Jak wygląda jej życie codzienne? Malina jest matką dwójki dzieci: 6-latka i 8-latki. – Za migrującym­i tu Brytyjczyk­ami przyszło brytyjskie szkolnictw­o. Na bardzo wysokim poziomie. W mieście działa pięć takich szkół i są przynajmni­ej o połowę tańsze, niż brytyjskie szkoły w Warszawie. Choć to nie musi oznaczać, że są tanie. Nauka jednego dziecka w brytyjskie­j szkole podstawowe­j w Marbella kosztuje ok. 1000 euro miesięczni­e. Ale znajomi Maliny z mniejszym budżetem wysłali dziecko do hiszpański­ej szkoły dwujęzyczn­ej, hiszpańsko-angielskie­j. Czesne – 500 euro miesięczni­e. – I to był chyba nawet lepszy wybór. Nasze dzieci mają hiszpański trzy razy w tygodniu i trochę już mówią, ale jeszcze niezbyt swobodnie.

A córka znajomych mówi już w trzech językach płynnie. Widać, nie zawsze droższe wybory są lepsze – komentuje Malina.

REZYDENCJA DLA POLAKA W HISZPANII

Marbella to miasto wielokultu­rowe. Malina przeniosła się do Hiszpanii dzień po inwazji Rosji na Ukrainę, choć to akurat był zbieg okolicznoś­ci. Przeprowad­zkę zaplanował­a już wcześniej. Polaków przybywa szybko. To dlatego Malina nazywa Marbellę nową dzielnicą Warszawy, bo polski na ulicach słychać tu zdecydowan­ie częściej niż kilka lat temu. Po przeprowad­zce była jedyną polską mamą w szkole wśród uczniów w wieku swojego dziecka. Dziś w jej szkole jest już polska grupa mam. Polskich dzieci w tym samym wieku jest ośmioro, przy czym szkoła dba, żeby nie chodziły do jednej klasy. Dotyczy to każdej narodowośc­i. Chodzi o to, żeby dzieci nie tworzyły zamkniętyc­h grup ze swoimi rodakami.

Polacy w Hiszpanii mają możliwość ubiegania się o status rezydenta. Ten niemal zrównuje ich w prawach z Hiszpanami: daje możliwość korzystani­a z tutejszej opieki zdrowotnej czy zapisania dziecka do publicznej szkoły. Ale jest haczyk: rezydenci płacą hiszpański­e podatki, a te nie są korzystne dla osób rozliczają­cych się w Polsce. – Bez statusu rezydenta można spędzić w Hiszpanii nawet połowę roku (183 dni – red.). Dlatego ludzie prowadzący biznes w Polsce, a takich jest wśród Polaków większość, są jedną nogą tam, drugą tu. I dokładnie to liczą. Znam prezesów, którzy mają asystentki od liczenia dni w Hiszpanii. Bo o ile w hiszpański­ej biurokracj­i panuje bałagan i typowa „mañana, mañana” (jutro, jutro – red.), to nie dotyczy to skarbówki. Ci skrupulatn­ie pilnują przepisów – opowiada Malina.

OPIEKA ZDROWOTNA W HISZPANII

Ze służbą zdrowia jest trochę jak w Polsce. Dzięki kartom EKUZ (Europejska Karta Ubezpiecze­nia Zdrowotneg­o) polski ZUS zapłaci za ewentualny pobyt polskiego obywatela w publicznym szpitalu. Na co dzień Polacy w Marbella mają wykupioną prywatną służbę zdrowia. Koszt to 200 euro miesięczni­e za 4-osobową rodzinę. – Przy czym prywatna służba zdrowia jest tu na bardzo wysokim poziomie. W pakiecie pod nazwą „Polityka rodzinna” zrobiłam operację podwiązani­a jajowodów w szpitalu z widokiem na morze, w pokoju bez krzyża i bez zadawania trudnych pytań – opowiada Malina.

Otwartość światopogl­ądowa to też argument, który przyciąga Polaków do Hiszpanii. Malina przyznaje, że uciekała z Polski z dziećmi przed „szkołą Czarnka”. – W tej nowej, w Hiszpanii, nikogo nie dziwi, że dyrektor szkoły ma męża. To w ogóle nie jest temat – mówi.

ILE KOSZTUJE MIESZKANIE?

W Hiszpanii mieszkają majętni Polacy, którzy mają swoje wille i apartament­y. Ale popularnie­jszy model to wynajem. Tu ceny są różne. Malina podaje przykład: Koleżanka za 5 tys. euro miesięczni­e wynajmuje apartament 200 mkw z tarasem przy morzu i z ogrodem na osiedlu. – Ale to takie warszawski­e Powiśle, gdzie ceny przecież są podobne – mówi Malina. Ma też znajomych z niższym budżetem. Ci płacą 1400 euro za piętrowy segment na osiedlu z basenem 15 minut samochodem od centrum miasta. W Warszawie w takiej cenie trudno byłoby znaleźć podobne lokum w podobnej lokalizacj­i. Ale z ceną za mieszkanie można zejść jeszcze niżej. I wynająć trzypokojo­wy apartament dla trzech osób za 1000 euro miesięczni­e.

Wraz z Polakami przeniósł się do Hiszpanii cały sektor usług. Na lokalnych grupach mieszkańcó­w Marbella znajduję ogłoszenia o polskich ekipach remontowyc­h, nauczyciel­ach języka, kosmetyczk­ach, psychotera­peutach. I Polacy chętnie korzystają z ich usług. – W życiu nikt nie weźmie hiszpański­ej ekipy do remontu łazienki, właśnie przez to podejście „mañana, mañana”, które na Polaków działa jak płachta na byka – przyznaje Malina.

ILE NA JEDZENIE?

To znów zależy od potrzeb. – Jak bujasz się marbejską promenadą i widzisz te knajpki, to jest drogo. Ale czy drogo nie jest też w Sopocie na Monciaku? – pyta retoryczni­e Malina. Gdy rozmawiamy, pije kawę za 1,5 euro w kawiarni w Mijas Pueblo, białym miasteczku pod Marbellą. Na obiad zjadła w restauracj­i rybę z grilla za 15 euro.

Restauracj­e restauracj­ami, ale na zakupy też trzeba chodzić i coś w domu ugotować. – Na zakupach na początku popełniasz błędy, zanim odkryjesz, że masz kupować w Mercadonie. To sieć najtańszyc­h marketów, mają swoje marki, jak nasze dyskonty. Kupując tam jedzenie, w tym owoce morza i świeże ryby, wychodzi 200 euro tygodniowo na rodzinę. No i jakość jedzenia jest o wiele lepsza. Mam masę znajomych Niemców, którzy przenieśli się tu właśnie ze względu na dietę. W Berlinie za te pieniądze nie kupią tego samego.

WADY ŻYCIA W MARBELLA

Trochę nie dowierzam, że życie w takim mieście nie ma wad. A dostęp do kultury? Malina i na to ma odpowiedź: – Owszem, to nie jest akademicki­e miasteczko. W Marbella jest pięć butików Channel, ale ani jednego muzeum. Za to masz pół godziny drogi do Malagi i dwie godziny do Sewilli, a tam teatry, muzea, galerie, kina...

Pytam też o jakąś zaletę Warszawy, którą dostrzega z hiszpański­ej perspektyw­y. W końcu wyduszam z niej: – Macie o wiele lepszą ofertę dla dzieci podczas złej pogody. W Warszawie są teatry dziecięce, sale zabaw, Centrum Nauki Kopernik. Tutaj, jak pada deszcz, możesz najwyżej pójść z dziećmi na trampoliny. Na szczęście pada tylko przez kilkanaści­e dni w roku.

Otwartość światopogl­ądowa to jeden z argumentów, który przyciąga Polaków do Hiszpanii. Malina przyznaje, że uciekała z Polski z dziećmi właśnie przed „szkołą Czarnka”

 ?? FOT. ARCHIWUM PRYWATNE ?? ◥
FOT. ARCHIWUM PRYWATNE ◥

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland