Gazeta Wyborcza - Wysokie Obcasy
Gorąca
„Oriana Fallaci. Chwila, w której umarłam” to spektakl o bardzo współczesnej i silnej, ale jednocześnie delikatnej i wrażliwej kobiecie. Coś w sam raz dla mnie Z aktorką grającą Orianę Fallaci, rozmawia
estem kobietą, która wybrała życie w pojedynkę”. Chyba nie do końca. Myślę, że Oriana Fallaci miała w sobie niezagojoną ranę, kłopot w relacjach z bliskimi. Nie wiadomo przecież, jak by się potoczyło jej życie, gdyby nie śmierć AlekosaPanagulisa, lidera Greckiego Ruchu Oporu i wielkiej miłości Fallaci. Może to zdanie owyborze życia w pojedynkę było asekuracyjne? Może było formą obrony? Fallaci, będąc bardzo silną osobowością, wiązała się z podobnymi mężczyznami, a takie związki do łatwych nie należą. Miłość do Alekosa była największa?
On był dla niej idealny: silny, odważny, a jednocześnie wariat i poeta. Po jego śmierci Oriana Fallaci mieszkała w ciasnym pokoiku z małym oknem, choć jej dom w Toskanii miał wiele dużych pokoi i jeszcze większy ogród. A kiedy siedzenie w ciasnym pokoju uznała za niewystarczające, pojechała do więzienia, w którym Alekos był trzymany i torturowany, i kazała się zamknąć w jego celi. Wytrzymała w niej 20 minut. Zaczęła krzyczeć: „Już wiem! Już wiem! Proszę mnie wypuścić!”. On tam siedział pięć lat. Ile w tym szczerego uczucia, a ile reporterskiej fascynacji?
Tego się u niej nie da rozdzielić. W każdym razie była w tym uczciwa, o czym świadczy sumienne wykonanie testamentu Alekosa, który chciał, żeby przekazała pieniądze chilijskim rewolucjonistom. Oriana i Alekos to przykład związku na zawsze. W tym sensie, że ona po jego śmierci już nigdy na serio nie związała się z żadnym mężczyzną. Fallaci była dziennikarką czy aktywistką?
Znów jest tu problem z odpowiedzią. Była po prostu gorąca i natychmiast reagowała na wszystko, co ją dotykało. Dlatego właśnie jest wspaniałym materiałem na spektakl, bo Fallaci to nasączenie emocją, które z jednej
Jstrony ciągnęło ją w zapalne rejony świata, a z drugiej – pilnowało, by dać matce znać, że wszystko z nią w porządku. Oriana Fallaci wbrew pozorom była bardzo rodzinna. Opiekowała się rodzicami do końca, matka umarła w jej ramionach. Ale sama Fallaci matką nie została.
Napisała słynny „List do nienarodzonego dziecka”, w którym zadawała mnóstwo ważnych pytań, na przykład czy ma się prawo powoływać kogoś do życia w tak okrutnym świecie pełnym wojen i zabijania. Oberwała za to ze wszystkich stron – od zwolenników i przeciwników dostępu do aborcji. A skąd ta niezagojona rana, o której pani wspomniała?
Kiedy się prowadzi tak intensywne, gęste i pełne adrenaliny życie, płaci się za to w sensie rodzinno-emocjonalnym, choć już nie towarzyskim. Takie postaci są zawsze otoczone wianuszkiem ludzi. Oczywiście dopóki są na szczycie. Bo gdy Fallaci będzie już starsza i chora – zostanie kompletnie sama. Co pani ma z nią wspólnego?
Interesuje mnie jej siła, determinacja, niezależność i samodzielność – także wmyśleniu. Fallaci nie dała się nigdy zaszufladkować, nie śpiewała wchórze, nie wpadała w koleiny i, co ważne, stawała w obronie życia. Sama żyła nieprawdopodobnie intensywnie, więc broniła życia innych, życia rozumianego jako najwyższa wartość. Stąd się wzięła jej krytyka radykalnego islamu. Fallaci nie cierpiała tych, którzy popełniają samobójstwo po to, by zabić innych. Pisała, że męczennikami nie są ci, którzy 11 września porwali samoloty, ale ci, którzy wyskakiwali z okien walącego się World Trade Center. Trudno się z nią nie zgodzić.
Wie pan, ona jest naprawdę fascynującą postacią, właściwie od dzieciństwa, bo już jako kilkunastoletnia dziewczyna była zaangażowana – oczywiście przez ojca – w antyfaszystowski ruch oporu. Kiedy inne dziewczynki bawiły się lalkami, ona przewoziła granaty w kapuście. Myślę, że niezwykle ważnym momentem w jej życiu było bombardowanie, podczas którego się rozpłakała i dostała od ojca w twarz, usłyszawszy zaraz potem, że się nie płacze. Podejrzewam, że ten policzek został z nią do końca życia, no i informacja, że się nie płacze. Skąd pomysł na monodram o Fallaci?
Od dawna dużo zRemkiem Grzelą, autorem tekstu, rozmawiamy i podczas jednej z rozmów okazało się, że bardzo nas ciekawi Fallaci. Ja ją intensywnie przez ostatnie dwa lata czytałam, a Remek, jak się okazało, napisał o niej ciekawy tekst dramatyczny. Przeczytałam go, usiedliśmy nad nim, wydestylowaliśmy go i oto jesteśmy. Równo 40 lat od pani scenicznego debiutu.