Zmierzch mitu
Smoleńsk w coraz mniejszym stopniu uzasadnia rewolucyjne ambicje PiS.
Został oswojony państwowym rytuałem i stracił temperaturę.
Dawniej śpiewano na smoleńskich rocznicach „Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie”. Akcentując zresztą tę frazę ze zdwojoną mocą. Ale od kiedy PiS znów ma prezydenta i premiera, a nad całym układem czuwa prezes, już nie ma takiej potrzeby. Teraz wystarczy zwyczajne „pobłogosław Panie”. Przed kilkoma laty mówiono, że obszar przed Pałacem Prezydenckim w czasie rocznic jest „skrawkiem wolnej Polski”. Enklawą patriotyzmu podmywaną zewsząd opresyjnymi falami moralnej zgnilizny, postkomunizmu, a zwłaszcza uosabianej przez Tuska zdrady narodowej. Teraz wolna Polska wszędzie wokół.
Owszem, nie wszystko zostało zrealizowane. Pomnika na Krakowskim Przedmieściu nadal brak. Prawda o Smoleńsku też nie do wszystkich jeszcze dotarła. Obóz zdrady narodowej ciągle jakoś się trzyma. Niemniej sprawy idą w dobrą stronę. Bo Polska znowu jest Polską. Znów jest nasza. My jesteśmy jej prawowitymi gospodarzami. Stanowimy tu większość. Za to oni muszą przemykać bocznymi uliczkami. Ich blokuje policyjny szpaler. Bezsilnie dyszą z wściekłości i nienawiści. I dobrze, niech zobaczą, jak to jest.
Dorosły mężczyzna po trzydziestce, obok nastolatek. Obaj w mundurach polowych z naszywkami Polski Walczącej oraz emblematem „Strzelcy Rzeczypospolitej”. To jedna z dziesiątek powstających ostatnimi czasy organizacji paramilitarnych mogących liczyć na wsparcie władzy. Stali przy wejściu do zamkniętej głównej strefy obchodów na Krakowskim Przedmieściu. U nogi starszego stała papierowa torba z logo Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, wypełniona wejściówkami na uroczystości smoleńskie.
To chyba ostatnia szansa, aby się przedostać pod Pałac Prezydencki. Większość zaproszeń już dawno rozdysponowano kanałami gwarantującymi pożądany skład uczestników. „Strzelec” niczym selekcjoner w elitarnym klubie lustruje kandydatów. Dużo się tutaj mówi o warchołach określających się jako Obywatele RP, którzy, podszywając się pod uczciwych celebrantów, będą próbowali dostać się na uroczystości, aby wszczynać burdy i obrażać pamięć poległych. Na szczęście po człowieku mniej więcej widać, kto zacz.
– A pan, to…
– Dziennikarz. Z POLITYKI.
– Oj, to nie jest nasza gazeta.
– Ale rocznica wspólna.
– No, skoro pan tak mówi… – po chwili wahania „strzelec” sięga do torby po biało-czerwoną wejściówkę.
Wracam tutaj po czterech latach, aby sprawdzić, jak się dziś miewa człowiek smoleński. Był najbardziej oddany sprawie, najgłębiej ją odczuwał. Smoleńsk połączył go metafizyczną więzią z PiS. Wszystkie inne sprawy filtrował więc poprzez smoleńską teologię zamachu, była ona jego soczewką na świat. Upamiętniał ofiary, śledził z uwagą kolejne hipotezy, piętnował sprawców. Stanowił do niedawna najtrwalszy element zaplecza PiS. Obojętny na hojne obietnice i błyskotki w rodzaju „500 plus”. Popieranie Jarosława Kaczyńskiego nie było dla niego zwykłym politycznym wybo-