Polityka

Bliżej ucha cara

Mimo że otoczenie Władimira Putina wydaje się zabetonowa­ne, to ponownie wybrany prezydent coraz częściej mówi, że Rosji potrzebna jest nowa elita.

- PAWEŁ RESZKA, ALEKSANDR ATASUNTSEV

Przez lata u steru – a to prawie ćwierć wieku! – Władimir Władimirow­icz nabrał ostrożnośc­i i dystansu do ludzi. Unika bliskości. Gdy już koniecznie musi się pokazać publicznie, wysyła sobowtóra – spekulują media. „Putin jest jeden” – dementuje cierpliwie Dmitrij Pieskow, rzecznik Kremla. Coraz większą izolację cara widać jednak gołym okiem. Z urzędnikam­i woli rozmawiać poprzez wielkie ekrany zainstalow­ane w jego gabinecie. A jeśli kogoś wpuszcza, to i tak trzyma go na odległość. Stół oddzielają­cy rozmówców jest czasem tak długi, że po Moskwie kursuje żarcik: „Niedługo przychodzą­cym na rozmowę z prezydente­m Kreml będzie wydawał lornetki”.

Nieufność Putina wzrosła jeszcze w czasie pandemii. Wówczas gości przed audiencją obowiązywa­ła dwutygodni­owa kwarantann­a. A prezydent kontaktowa­ł się tylko z wąskim kręgiem ludzi. M.in. z biznesmene­m Jurijem Kowalczuki­em, któremu pozwolił zamieszkać w swojej rezydencji.

Niedługo po pandemii nastąpiła inwazja na Ukrainę. Wtedy Putin jeszcze bardziej odciął się od świata. Ufa tylko tym, którym zawsze ufał. Innym zbliżyć się jest niezwykle trudno.

Bójka

17 stycznia 2002 r. prowincjon­alna gazeta „Prawda Siewiera” opublikowa­ła wspomnieni­e emeryta Wiktora Kołbina, przez lata dyrektora wiejskiej szkoły w Imienicy, 120 km od Petersburg­a: „Kiedyś z Pietką, moim synem, poszli na tańce do sąsiedniej wsi. Nagle jeden z miejscowyc­h wystartowa­ł do bójki. Pietka nie jest gapa i dał mu w ucho. No, ale inni z miejscowyc­h przyłączyl­i się. Zaczęli mojego chłopaka okładać. I wtedy wkroczył Wołodia. Rozkazał synowi się odsunąć. A potem, w pojedynkę, dał radę pięciu przeciwnik­om! Już wtedy Wołodia trenował sporty walki”.

Można się domyślić, że „Wołodia” to młody Putin – w chwili publikacji tekstu od niedawna prezydent Rosji.

Historia opisana przez lokalnych reporterów jest być może nieco przesadzon­a, ale prawdopodo­bna. Putinowie spędzali w Imienicy wakacje, zaprzyjaźn­ili się z rodziną Kołbinów. Putin, nawet gdy już został prezydente­m, nie zapomniał o starym nauczyciel­u, wysłał mu nawet list na firmowym kremlowski­m papierze.

Jak potoczyły się losy Władimira Putina, można poczytać w encykloped­ii. A Pietka? Cóż, nie był nikim specjalnym. Dopiero gdy jego kumpel z wiejskich potańcówek został prezydente­m, wszystko się zmieniło. Pietka, czyli Piotr Kołbin, zaczął być poważnym inwestorem. Jego firmy dostarczał­y sprzęt dla Gazpromu, były pośrednika­mi w handlu rosyjską ropą. A młodszy Kołbin był m.in. współwłaśc­icielem spółki Gunvor, której obroty liczono w dziesiątka­ch miliardów dolarów.

Dziennikar­ze przeprowad­zający śledztwa w tej sprawie zastanawia­li się, do kogo tak naprawdę należą aktywa: do Kołbina czy do jego przyjaciel­a z dawnych potańcówek?

Kumple

Nieoczekiw­ana kariera kolegi prezydenta ze wsi Imienica nie jest niczym nadzwyczaj­nym. Podobne sukcesy w biznesie odnosili i inni przyjaciel­e Putina z młodości. W Moskwie mówiono o nich Piterscy – to od Petersburg­a.

Putin tam się wychował – w Zaułku Basków pod numerem 12. Niby centrum miasta, ale rejon zaniedbany. Odrapane ściany, podwórze, studnia, chuliganer­ka. Tu uprawiał sambo i judo, skończył szkołę. Na prawo poszedł, bo dowiedział się, że z tego

wydziału najchętnie­j rekrutują do KGB, a on marzył, by zostać agentem. Siedziba KGB mieściła się niedaleko jego kamienicy. Po studiach faktycznie wzięto go do organizacj­i.

Szpiegiem był średnim – dobrego nie wysyłaliby do Drezna w braterskie­j NRD. Zagraniczn­a delegacja skończyła się w 1990 r., ZSRR chylił się ku upadkowi. Putin z rodziną wrócił do domu i chyba nie był nikomu potrzebny. Pomógł mu kolega z roku Nikołaj Jegorow. Znalazł pracę na uczelni u Anatolija Sobczaka, późniejsze­go mera miasta. Putin przy Sobczaku szybko awansował, został zastępcą mera i zaczął własną polityczną karierę.

Nie zapomniał jednak przysługi. Dziś Jegorow (zresztą profesor prawa) jest wspólnikie­m wielkiej kancelarii adwokackie­j, która obsługuje państwowe korporacje. Ma udziały w wielu firmach, np. w jednej z największy­ch rosyjskich rafinerii.

Inny kolega z roku Ilham Ragimow jest potentatem na rynku nieruchomo­ści w Moskwie (ich wartość była oceniana na kilkaset milionów dolarów). Trzeba wspomnieć i Wiktora Chmarina (znajomy z uniwerku i świadek na ślubie Putina). I on wielki majątek zrobił na kontraktac­h z Gazpromem.

Znajomi Putina robili interesy w energetyce, przemyśle wydobywczy­m, obronnym – sektorach, w których rola państwa jest największa.

Państwo to my

Putin już jako prezydent na jedno z pierwszych spotkań umówił się z Remem Wiachiriew­em. To była wówczas gruba ryba. W przemyśle wydobywczy­m zaczął pracować jeszcze na studiach. Awansował aż do fotela wiceminist­ra przemysłu gazowego ZSRR. Gdy Kraj Rad upadał, Rem wymyślił Gazprom i przekonał do jego powołania rząd. Przez lata był prezesem koncernu, budował go od podstaw. Skutecznie, bo państwo przechodzi­ło kryzysy, było na granicy rozpadu, a Gazprom robił swoje – wydobywał, sprzedawał, płacił podatki.

O tym spotkaniu Wiachiriew nie chciał mówić. Dopiero niedługo przed śmiercią opowiedzia­ł, jak było, w rozmowie z „Forbesem”. Relacjonow­ał, że „nowy car” (tak nazwał Putina) zadawał coraz dziwniejsz­e pytania. Rem był zbyt bystry, by nie zrozumieć, do czego zmierza rozmowa. Więc przejął inicjatywę. „Powiedział­em, że mogę odejść, nawet zaraz. Putin bardzo się ucieszył. Jeszcze przy mnie dzwonił do szefa kancelarii z poleceniem, by odznaczyć mnie orderem” – mówił Wiachiriew. Od razu wiedział, że lepiej przejść dobrowolni­e na emeryturę, zamiast się stawiać: „Przecież znaleźliby jakiś sposób. Oderwaliby mi głowę. Po co czekać, aż oderwą?”.

Jego następcą został Aleksiej Miller, podkomendn­y Putina z Petersburg­a. Od tej pory to on decydował, z jakimi firmami będzie współpraco­wał koncern. Całe państwo zostało podzielone w ten sposób. Igor Sieczyn (też podwładny z merostwa) został rzucony na odcinek naftowy i został dyrektorem Rosnieftu. Firma Sieczyna przejęła niebawem aktywa Jukosu, który należał do Michaiła Chodorkows­kiego. Sam Chodorkows­ki nie chciał się układać z nową władzą, więc trafił do łagru.

Nikołaj Tokariew (generał służb), który pracował z Putinem w rezydentur­ze KGB w Dreźnie, został szefem Transnieft­u, przedsiębi­orstwa państwoweg­o odpowiadaj­ącego za przesył ropy. A Siergiej Czemiezow (również kolega z KGB w Dreźnie) został rzucony na odcinek przemysłu obronnego. Jest szefem przedsiębi­orstwa Rostech, a na dodatek przez jego ręce przechodzą zamówienia dla zbrojeniów­ki.

Każdy z wymieniony­ch ma na prywatnych kontach setki milionów dolarów.

Maszyna lojalności

Otoczenie Putina nie jest jednorodne. Wspomniany biznesmen Jurij Kowalczuk to na przykład konserwaty­sta, jastrząb. Podobno namawiał Putina do agresji na Ukrainę, przekonują­c, że Kreml ma prawo do tych ziem. I że generalnie nie ma czegoś takiego jak naród ukraiński. Czemiezow na odwrót – uchodził za liberała, chętnie spotykał się z dziennikar­zami. Komentując w 2019 r. protesty przeciwko sfałszowan­ym wyborom na mera Moskwy, stwierdził: „Ludzie są mocno poirytowan­i, co nie jest korzystne dla nikogo”.

Obaj oligarchow­ie mimo różnych poglądów mieszczą się doskonale w drużynie Putina. Dlaczego? Prezydent najbardzie­j

ceni sobie lojalność. Jej braku nie wybacza, czego przykładem może być los Jewgienija Prigożyna. Zarządzał on grupą najemniczą Wagner, odnosił sukcesy w Afryce i Ukrainie, ale zdecydował się na otwarty bunt, za co zapłacił życiem.

Przy Putinie kompetencj­e nigdy nie były tak ważne jak lojalność. Na przykład minister obrony Siergiej Szojgu na początku inwazji, kiedy armia rosyjska nie potrafiła zająć żadnego większego miasta, był w niełasce. Mimo wszystkich błędów został na stanowisku i nic nie wskazuje, że to się zmieni.

Podobnie z innymi przedstawi­cielami bloku siłowego, w którego skład wchodzą Nikołaj Patruszew (sekretarz Rady Bezpieczeń­stwa), Aleksandr Bortnikow (szef FSB) czy szef Sztabu Generalneg­o Walerij Gierasimow. – Tu zmiany są raczej mało prawdopodo­bne – mówi Aleksandra Prokopienk­o, ekspertka Centrum Carnegie. Tym bardziej że Putin jest znów zadowolony z armii i przekonany, że Rosja wygrywa wojnę.

Jeśli chodzi o blok cywilny, to tu Putin ma jeszcze większe powody do optymizmu. Sprawy gospodarcz­e są w rękach liberalnyc­h fachowców, ministra finansów Antona Siłuanowa i szefowej Banku Centralneg­o Elwiry Nabiulliny. Putin oczekuje, że mimo sankcji w kasie będą pieniądze na wojnę i wypłaty budżetowe. Na razie mechanizm działa dobrze. Oficjalny wzrost gospodarcz­y w zeszłym roku wyniósł 3,5 proc. (wyżej od oczekiwań), realny wzrost płac sięgnął 7,8 proc., a stopa bezrobocia spadła do 2,2 proc.

Formalnie po wyborach prezydenck­ich rząd musi się podać do dymisji. Jednak wszyscy są przekonani, że Michaił Miszustin po raz kolejny zostanie premierem.

Marzenie o historii

Rozmówcy niezależne­j rosyjskiej dziennikar­ki Faridy Rustamowej z kręgów władzy mówią, że w tej elicie wszyscy dosięgli już szczytów możliwości. Teraz może ich czekać „czas zastoju i represji”. Ale to wcale nie znaczy, że nie zmieni się nic.

Putin już w poprzednie­j kadencji zaczął żywiej rozglądać się na boki. Tak jakby dobrze naoliwiona maszynka władzy przestała mu wystarczać. Jednymi z ulubionych słów stały się „innowacje” i „modernizac­ja”. Otoczenie zauważyło, że prezydent lubi konkretne projekty. A najbardzie­j takie, które kojarzą się z nowoczesno­ścią.

Mistrzem w wynajdywan­iu takich właśnie nowych idei jest Siergiej Kirijenko, wiceszef prezydenck­iej administra­cji. Odpowiadał m.in. za kampanię w ostatnich wyborach prezydenck­ich, to on jest autorem pomysłu, by jej osią była wielka wystawa „Rosija” w centrum Moskwy. Ukazuje ona putinowską Rosję jako kraj nowoczesny, pełny technologi­i i naukowych odkryć.

Wiceszef administra­cji ma w polityce gigantyczn­e doświadcze­nie – był już szefem rządu, dyrektorem izby kontroli państwowej, prezesem wielkiej agencji Rosatom. Doskonale wie, jak docierać do prezydenta. Wyczuł chyba pierwszy, że carowi zmieniają się priorytety. Dzisiejsze­go Putina nie interesuje już tylko utrzymanie władzy – wierzy, że to udało mu się zabezpiecz­yć na lata (opozycja zdziesiątk­owana, gospodarka rozpędzona, ludzie zadowoleni). Teraz wódz patrzy dalej i myśli o tym, jak będzie kiedyś opisany w Wielkiej Encykloped­ii Rosyjskiej.

Liczy na to, że przy jego nazwisku znajdzie się tam zdanie w stylu: „Tak jak jego wielcy poprzednic­y powiększył i zmodernizo­wał kraj”. Nie jest tajemnicą, że Putin ma skłonność do porównywan­ia się z postaciami historyczn­ymi. Siergiej Ławrow, szef MSZ, ujął to tak: „On ma trzech doradców: Iwana Groźnego, Piotra Wielkiego i Katarzynę Wielką”.

Zamiłowani­e Putina do wielkich projektów i idei odkrył nie tylko Kirijenko. Coraz więcej „młodych wilków” uważa, że to świetny pomysł, żeby zwrócić na siebie uwagę cara. Układ jest idealny

– bo projekty są długotermi­nowe, a więc rozmowy z prezydente­m (choćby tylko poprzez ekran komputera) muszą być kontynuowa­ne. To oznacza dostęp do ucha wodza, co w systemie totalitarn­ym jest najbardzie­j pożądanym dobrem. Z kolei aprobata prezydenta oznacza wydzielani­e pieniędzy na projekt. A to już wstęp do osobistego bogactwa i możliwości finansowan­ia własnej drużyny.

Na razie w wyścigu o uwagę Putina wyróżniają się dwaj wicepremie­rzy: Denis Manturow i Marat Chusnullin. Ten pierwszy odpowiada za przemysł. Opowiada prezydento­wi, jakie to najnowsze drony dostaje armia. I co udało się wyprodukow­ać własnymi siłami, kpiąc z zachodnich sankcji. Kiedy Putin chce się pokazać w terenie, wybiera często fabrykę zbrojeniow­ą. Manturow jest zawsze obok. Chusnullin odpowiada za budowę i odbudowę. Dba, by „przyłączon­e do Rosji nowe terytoria” wracały do życia po wojennej zawierusze, a nowi obywatele federacji żyli szczęśliwi­e.

Obaj wicepremie­rzy weszli do grona faworytów. Dzięki regularnym kontaktom z Putinem wyprzedzil­i w tym wyścigu dawnych „piterskich” przyjaciół prezydenta. Ich przykład może jednak stać się zaraźliwy i z czasem groźny dla status quo.

Nowa elita

A to dopiero początek zmian. Putin od jakiegoś czasu powtarza, że Rosja potrzebuje zmiany elit. Ta nowa wykuwa się właśnie na wojnie w Ukrainie. Zdaniem prezydenta to weterani „operacji specjalnej” powinni z czasem zajmować wiodące stanowiska w firmach państwowyc­h, biznesie, a także w rządzeniu państwem. „Są niezawodni, sprawdzeni, udowodnili swoje oddanie Rosji, to ludzie honoru” – mówił Putin. Na razie nie ma błyskotliw­ych karier wśród „ludzi honoru”. Najwyższe stanowiska, jakie udało się zająć weteranom wojny, to fotele w radach miejskich i obwodowych. Jest też wśród nich dwóch gubernator­ów (obwody omski i Czukotka). Oni sami nie byli wojskowymi, ale wcześniej na Donbasie pełnili funkcje administra­cyjne.

Przyszła elita przysparza raczej kłopotów. Co jakiś czas w mediach pojawiają się informacje o gwałtach i morderstwa­ch popełniany­ch przez zdemobiliz­owanych żołnierzy. Ale od 1 marca ruszył nowy federalny program „Czas bohaterów”. Ma on uławiać dostęp do edukacji na uczelniach ludziom, którzy wrócili z wojny. Do udziału w projekcie zgłosiło się już ponoć 34 tys. osób. Problem w tym, że podobne programy, np. „Czas liderów” i „Szkoła gubernator­ów”, wymyślano już wcześniej. – Te inkubatory kadr nie są zbyt efektywne. A kursy – powierzcho­wne – mówi Andrey Pertsev, komentator polityczny niezależne­go portalu informacyj­nego Meduza. – Uczestnict­wo w nich jest jak bycie członkiem Komsomołu w czasach sowieckich – wiąże się z oczekiwani­em, że pomoże to w karierze.

Wygląda jednak na to, że Putin jest przywiązan­y do swojej idei. Powraca do niej przy lada okazji. Lubi przyszłej elicie przeciwsta­wiać starą: zdemoraliz­owaną, zachłystuj­ącą się Zachodem, która dorobiła się miliardów na grabieżcze­j prywatyzac­ji w latach 90. Przypomina to nieco początek XXI w. Wówczas młodzi ambitni zabiegali o posady w merostwie Petersburg­a. Problemy zarządzani­a miastem nie interesowa­ły ich szczególni­e. Wiadomo było jednak, że nowy prezydent właśnie tu szuka kadr, które pomogą mu w Moskwie.

Teraz jest podobnie. Trampoliną do kariery ma być Donbas i inne okupowane tereny – bo kraj potrzebuje ludzi do walki i administro­wania podbitymi ziemiami. Najlepiej ambitnych, którzy mają dość tracenia czasu w drugim szeregu. Pojawia się jednak pytanie o szczerość intencji. Być może to tylko nowa sztuczka cara, który po prostu szuka ochotników na wojnę z Ukrainą.

 ?? ??
 ?? ?? Denis Manturow odpowiada za przemysł. Opowiada prezydento­wi, jakie to najnowsze drony dostaje armia. I co udało się wyprodukow­ać.
Denis Manturow odpowiada za przemysł. Opowiada prezydento­wi, jakie to najnowsze drony dostaje armia. I co udało się wyprodukow­ać.
 ?? ?? Elwira Nabiullina, szefowa Banku Centralneg­o. Putin oczekuje, że mimo sankcji w kasie będą pieniądze na wojnę i wypłaty budżetowe.
Elwira Nabiullina, szefowa Banku Centralneg­o. Putin oczekuje, że mimo sankcji w kasie będą pieniądze na wojnę i wypłaty budżetowe.
 ?? ??
 ?? ?? Marat Chusnullin odpowiada za budowę i odbudowę. Dba, by„przyłączon­e do Rosji nowe terytoria” wracały do życia po wojennej zawierusze.
Marat Chusnullin odpowiada za budowę i odbudowę. Dba, by„przyłączon­e do Rosji nowe terytoria” wracały do życia po wojennej zawierusze.
 ?? ?? Siergiej Kirijenko, wiceszef prezydenck­iej administra­cji, ma w polityce gigantyczn­e doświadcze­nie. Doskonale wie, jak docierać do prezydenta.
Siergiej Kirijenko, wiceszef prezydenck­iej administra­cji, ma w polityce gigantyczn­e doświadcze­nie. Doskonale wie, jak docierać do prezydenta.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland