Bałtycka groza 4/6
Literacki reportaż podróżny „Duchy Bałtyku” Paula Scratona, angielskiego pisarza mieszkającego od lat w Niemczech, ma swój początek na wyspie. Ale nie na wyspie bałtyckiej, tylko na berlińskiej Wyspie Muzeów. To właśnie znajdujące się w Alte Nationalgalerie obrazy Caspara Davida Friedricha, które doskonale oddają ponurą melancholię wybrzeża Bałtyku, skłoniły Scratona do powrotu nad Ostsee, by odbyć podróż wzdłuż bałtyckiego brzegu. Przy czym ograniczył się do wschodniego odcinka niemieckiego wybrzeża – od dawnej wewnątrzniemieckiej granicy w Travemünde koło Lubeki, po granicę z Polską na wyspie Uznam. Każda podróż nad morze, twierdzi Scraton, ma w sobie coś z nostalgicznego powrotu do dzieciństwa, ewentualnie kojarzy się z wakacyjnym lenistwem. Jednak zdjęcia znad morza wyglądają zupełnie inaczej, jeśli na beztrosko łopoczących na plaży flagach dostrzeżemy swastyki, lub gdy po latach zrozumiemy, że surowy dryl był nie tyle specyfiką kolonijnego obozu, ile raczej elementem ideologicznego wychowania – czy to faszystowskiego, czy komunistycznego. Scraton tak właśnie patrzy na Bałtyk, który był nie tylko niemym świadkiem okrutnych wydarzeń, ale często bywał wykorzystywany jako narzędzie w zbrodniczych planach. Autor przywołuje postaci z kart historii. Znalazło się tu miejsce dla Petera Döblera, który uciekł z NRD do NRF, przepływając Zatokę Lubecką, pojawiają się Heinrich i Thomas Mannowie oraz Günter Grass – spadkobiercy tradycji hanzeatyckiej. Duchy i osoby żywe. Zafascynowani surowym pięknem Bałtyku i przerażeni jego grozą. Doświadczający tragedii i próbujący o niej zapomnieć, co nad tym akurat morzem,„najbardziej złowieszczą i straszną z wód Europy”, zdaje się wyjątkowo trudne.