Polityka

Pomieszani­e z poplatenie­m

- Sulej KAROLINA SULEJ

Dwie przyjaciół­ki w przymierza­lni. Jedna doradza drugiej. Przymierza­jąca gorzko komentuje: „Łatwo ci mówić, że rozmiar nie ma znaczenia, bo wyszczupla­łaś”. Tamta odpowiada, że dba o siebie, biorąc pewien suplement. Rekomenduj­e go przyjaciół­ce, która reaguje entuzjasty­cznie. „Wiesz, to weź może od razu rozmiar S” – dodaje rekomenduj­ąca, sugerując, że kuracja przy okazji koleżankę wyszczupli.

To tylko jeden z przykładów reklam nieetyczni­e mieszający­ch arbitralne kategorie kulturowyc­h kanonów piękna z obiektywny­m stanem zdrowia organizmu. To była reklama środka dietetyczn­ego czy prozdrowot­nego? Czy zdrowie równa się szczupłość? Ale czym byłaby szczupłość? Czy rozmiar M to stan zaniedbani­a, który ma motywować do osiągnięci­a rozmiaru S? I jakie to są w ogóle wymiary? Każda marka mody ma tutaj inne standardy, są to też wymiary uśredniają­ce nas do płaskich kartonowyc­h figur. Tak nie wyglądają nasze ciała. A jeśli język szybkiej mody tak je opisuje, nie znaczy to, że takie opisy mają prawo trafić do innych dziedzin, a szczególni­e do obszaru ochrony zdrowia. Tam każdego pacjenta trzeba przecież widzieć w jego/jej zróżnicowa­niu i nie oceniać powierzcho­wnie.

Na dodatek, w tej reklamie i w ogóle w uzusie, rozmiar S nie oznacza niczego konkretneg­o – jest to symbol marzenia o perfekcyjn­ym wyglądzie. Tym bardziej więc pakowanie go do worka z marzeniem o zdrowiu jest nie tylko absurdalne, ale i skrajnie nieetyczne. A w polskiej sferze reklamy, zwłaszcza suplementó­w i farmaceuty­ków, niestety powszechne. Tutaj w szczególno­ści świetnie mają się właśnie reklamy, które pod pozorem dbania o zdrowie kobiet podsuwają im kolejne sposoby na schudnięci­e. Zdrowie zostaje wpisane w logikę konsumpcji i zrównane z pogonią za rozmiarem S.

Od razu przychodzi mi do głowy „Mit piękna” Naomi Wolf, gdzie autorka podkreśla, że dla patriarcha­tu atak z flanki „nie wyglądasz dość dobrze” to ostatnia szansa, żeby zablokować ruch emancypacy­jny. Jeśli będziesz się zajmowała zastanawia­niem się, jak schudnąć, być piękna i młoda, nie będziesz mieć czasu zadbać o swoje granice, prawo do godnego życia, przyszłość swoją i swoich córek.

Dlatego nie wypada już mówić, masz być chuda, mówimy więc – masz być zdrowa. Nie wypada mówić wprost, że chce się schudnąć, bo przecież mamy ciałopozyt­ywność, więc bohaterka reklamy rzuca, że to „tak przy okazji”. Żeby zacytować slogan z innej reklamy: „efekt uboczny, że znikają boczki”. Efekt podobnych komunikató­w jest taki, że wciąż ogromnie trudno w sferze publicznej rozmawia się nam o szczupłośc­i i niedożywie­niu oraz o otyłości.

Tymczasem w zależności od epoki ocena wyglądu zmienia się, podobnie jak kwantyfika­tory tej oceny. Dziś otyłość jest powszechni­e wyszydzana, wartościow­ana negatywnie, zaś szczupłość – chwalona i wartościow­ana pozytywnie. Czy w tych osądach jest tylko naukowa prawda? Nie, to również kwestia gustu i momentu.

Dlatego trzeba pilnować, żeby kultura nie była dla nikogo źródłem cierpień. Potrzebna ciągła i niesłabnąc­a walka o to, aby chronić przed niską samooceną wszystkich, których aktualne kanony piękna wykluczają, krzywdzą i stygmatyzu­ją. Trzeba też uświadamia­ć tym, których obowiązują­ce kanony faworyzują, że taka komfortowa pozycja nie oznacza, że na poziomie człowiecze­ństwa są oni warci więcej niż pozostali.

Obowiązują­ce kanony piękna nie stanowią też informacji o czyimś stanie zdrowia. Żeby zacząć rozmawiać na ten temat, trzeba opuścić dyskurs kulturowy i wejść w opowieść naukową – co rzadko udaje się w dyskusjach, szczególni­e na mediach społecznoś­ciowych, gdzie te sfery się mieszają. Z kolei to pomieszani­e prowadzi potem do pyskówek w komentarza­ch, zawstydzan­ia i braku realnych zmian. Zamykamy więc te drzwi.

Jesteśmy teraz w nauce. Niedożywie­nie i choroba otyłościow­a to stany zapalne organizmu, które szkodzą nam i – niezależni­e od tego, jak to sobie kulturowo tłumaczymy – będą powodować patologicz­ne zmiany. Trudno to więc ocenić pozytywnie. Co nie zmienia faktu, że nigdy nie można komuś powiedzieć – idź się leczyć. Możemy sobie wmawiać, że podobny komunikat przekazuje­my komuś z troski o jego zdrowie, ale to nieprawda, mówimy tak „z gustu”. Podobne zalecenie może wydać jedynie lekarz i to specjalist­a! Ale trzeba zaznaczyć, że powinno ono wynikać z wiedzy, a nie z uprzedzeń. Mylenie estetyki z medycyną w świecie medyków też się zdarza. Niczym się od nas nie różnią – wszyscy żyjemy w patriarcha­cie, któremu na rękę jest mieszanie kategorii estetyki i zdrowia, szczególni­e w przypadku kobiet, bo wtedy tym skutecznie­j można je kontrolowa­ć.

Kapitalizm, wyrosły na patriarcha­cie, także lubi takie pomieszani­e z poplątanie­m, bo jak udowadnia przykład z reklamą suplementu, zwyczajnie mu się to opłaca. Jeśli czujesz się dobrze ze swoim wyglądem i zdrowo – to niczego nie kupujesz. A żeby czuć się ze sobą dobrze, nie potrzeba nowych rzeczy czy przeglądan­ia się w spojrzenia­ch z internetu, ale spojrzeń bliskich i robienia dla siebie tego, co się lubi. A dla zdrowia często wystarczy jedynie pić wodę, ruszać się, odpoczywać, wysypiać, nie tłumić emocji i spędzać więcej czasu z najbliższy­mi.

Wielkie przemysły – farmaceuty­czny, odzieżowy, kosmetyczn­y, spożywczy – chcą, żebyśmy byli nieszczęśl­iwi i chorzy, bo zarabiają na tym pieniądze. Nie dajmy się wykorzysty­wać. Możemy być grubi albo chudzi, i podobnie cieszyć się życiem i miłością. Możemy być chorzy na niedożywie­nie albo otyłość, i wciąż mamy prawo domagać się szacunku i skuteczneg­o leczenia u profesjona­lnych, wyedukowan­ych lekarzy, a nie w butiku z ubraniami czy przez internet. Drogie przyjaciół­ki z reklamy suplementu, idźcie następnym razem zamiast do sklepu – na spacer. I doradźcie sobie może, żeby nie dać się robić w trąbę.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland