Z„caómreiacsztki tatusia”
W relacjach ojców z córkami jak na dużym ekranie widać trud zmian w obszarze ojcostwa, męskości, kobiecości i wychowania dzieci.
o się stało z moim młodzieńczym liberalizmem? Jak urodziła mi się córka i zaczęła dorastać, stałem się w pewien sposób konserwatystą” – to zdanie wypowiedziane przez Donalda Tuska nie opisuje wyłącznie zmiany związanej z politycznymi poglądami. Pokazuje również ważny konflikt, jaki zdają się przeżywać współcześni ojcowie w procesie wychowywania swoich córek. Coraz więcej współczesnych mężczyzn dokonuje redefinicji swojej męskości w związku z narodzinami dziecka. Ten proces jest często szukaniem po omacku nowych wzorców, poza znanymi schematami. Powiedzieć, że nie jest łatwo ojcom i ich córkom w takich okolicznościach, to nic nie powiedzieć.
Jeszcze do niedawna wydawało się, że z pomocą może przyjść koncepcja „ojcostwa feministycznego”. Zakłada ona rodzaj szczególnej wrażliwości na problemy kobiecości, córek i ich wychowania wśród ich ojców, co miałoby się przyczynić nie tylko do zmiany świadomości ojców, ale też sytuacji społecznej kobiet. Lektura książki „Nowe ojcostwo. Jak zostać feministycznym tatą” Jordana Shapiro budzi jednak pewne wątpliwości. Mężczyźni wierzą, że z większą empatią podchodzą do świata kobiet i są bardziej zaangażowani w ojcostwo po urodzeniu córek, ale z badań wynika, że wspaniałomyślnie empatyczny ojciec niekoniecznie potrafi kierować się empatią wobec całego świata kobiet. Mało tego. Badanie przeprowadzone przez Elizabeth A. Sharrow z Uniwersytetu Massachusetts wykazało, że wspieranie polityki równościowej wobec płci przez ojca zależy od tego, czy córka jest jego pierwszym dzieckiem.
Ojcowskie zagubienie wyraźnie widać z perspektywy gabinetu terapeutycznego lub w czasie warsztatu „Ojcowie – córki”, który od kilku lat prowadzę w różnych miejscach Polski. Kiedyś było łatwiej – można usłyszeć. W przeszłości kilkuletnie dziewczynki w procesie separacji od matek kierowały się w ramiona ojców, zgodnie z podręcznikami psychoanalizy (kompleks Elektry), aby realizować opowieść o ukochanej „córeczce tatusia”. Po czym, na czas dojrzewania, wracały do matek, aby przeżywać rozczarowanie wycofującym się już wtedy z relacji przestraszonym budzącą się jej kobiecością „pierwszym mężczyzną jej życia” i następnie bardzo często odgrywać te emocje w relacjach w dorosłym życiu.
Dziś ten scenariusz jest zapewne nadal aktualny w wielu rodzinach, ale pojawiają się też nowe. Nie wszyscy ojcowie chcą być tylko tymi skoncentrowanymi na kupowaniu uczuć drogimi prezentami, wyręczaniu w domowych obowiązkach czy chronieniu swoich „maskotek” przed zalotami rówieśników. Wielu zastanawia się, jaki mogą mieć udział w wychowaniu silnych i pewnych siebie córek.
Takie podejście Kevin Leman, autor książki „Ile znaczy tata”, prywatnie ojciec czterech córek, nazywa „działaniem na rzecz świadomości, że córka nie jest pępkiem świata i że ma nauczyć się dobrze grać w życie”. Jak do tego dążyć? Według różnego rodzaju badań zaangażowany od pierwszych dni życia córki ojciec w oparciu o różne modele relacyjności może mieć ogromne znaczenie w budowaniu poczucia własnej wartości, pozytywnej samooceny, dobrego obrazu siebie – szczególnie w okresie nastoletnim, kiedy buzujące hormony i następujące po sobie zmiany powodują, że nastolatki patrzą na siebie szczególnie krytycznie.
Oczywiście nie jest to tylko zadanie ojca. Jednak coraz więcej ojców wybiera obecność w życiu swoich córek poprzez wspólne pasje czy zainteresowania, na wzór typowego myślenia o męskim sposobie budowania relacji przez działanie, które ma na celu rozwijać w córkach świadomość potrzeb i sprawczość. Niejako przy okazji buduje to w córkach niezwykle ważną – jak twierdzą psychologowie – świadomość, jaki mężczyzna może uchodzić za bezpiecznego w relacji. To coś, czego córkom nie może dać nikt inny. Czy to dużo, czy mało? Być może musi wystarczyć. Na pewno odbywa się to z dużą dozą ojcowskiego lęku przed popełnieniem błędu. Wychowywania córek, a także synów, trzeba się dziś bowiem nauczyć na nowo. n