Ukraina i Rosja wymieniają ciosy
N ie trzeba było długo czekać, by Władimir Putin oskarżył Ukrainę i Zachód o współudział w zamachu islamskich terrorystów na podmoskiewskie centrum rozrywkowe i śmierć prawie 150 osób. Nieważne, że to Amerykanie ostrzegali Rosję przed zamachem; nieważne, że jego sprawcy z Ukrainą nie mają nic wspólnego. Zwrot narracji Kremla jest absurdalny, co nie znaczy, że mniej groźny. Podsyca rosyjski nacjonalizm i poczucie zagrożenia, zwiększa agresję i gotowość do poświęceń. To mieszanka wybuchowa, a lont pod nią tli się dłużej, niż trwa wojna.
Furia Putina przybrała postać nalotów i uderzeń z dystansu. Na ukraińskie miasta w niemal codziennych falach bombardowań spada rekordowa liczba rosyjskich rakiet, dronów i pocisków – tych najdroższych i najnowocześniejszych. Obrona powietrzna Kijowa, Charkowa czy Odessy ma coraz większe problemy, bo jest uzależniona od dostaw z Zachodu, a te utrudnia amerykańska blokada. Ukraińcy też uderzają z daleka, głównie na rosyjskie rafinerie, ale naruszenie finansowych fundamentów putinowskiego reżimu to zadanie na wiele miesięcy. Szybciej idzie im z Krymem i Flotą Czarnomorską, której jedna trzecia już praktycznie nie istnieje, a reszta boi się zaglądać na zachodnią część morza, co umożliwia bezcenny dla finansów Kijowa eksport.
Wiosna będzie jednak trudna, nawet jeśli Ukraina na razie nie cofa się na samym froncie. Postępy Rosjan są, ale znikome. Tempo ich natarcia po niedawnych sukcesach w Donbasie spowolniło, nie widać oznak spodziewanej jeszcze zimą wielkiej ofensywy na Charków. Mimo to najwyżsi dowódcy w Europie już nie straszą, tylko ostrzegają: Ukraina przegrywa tę wojnę, a Rosja się nie zatrzyma. Tak uważa były szef sztabu gen. Rajmund Andrzejczak. Aktualny szef polskiej armii gen. Wiesław Kukuła mówi, że Putin szykuje się do konfrontacji z NATO, co jest opinią już powszechnie podzielaną w Sojuszu. Odliczanie lat dzielących nas od przewidywanego bezpośredniego zagrożenia zastąpiły prognozy, że groźne może być już najbliższe lato. Moskwa widzi strategiczną chwiejność, przemysłową zadyszkę (nadal brakuje amunicji) i polityczną szansę na przewagę swoich sympatyków w wyborach europejskich i amerykańskich. Najbardziej niepokoją jednak słowa samego Putina. Gdy kolejny raz zapewnił w ubiegłym tygodniu, że nie zamierza atakować NATO, dał sygnał, by wszyscy na Zachodzie byli gotowi na odparcie napaści w każdej chwili. Czy będziemy?