WARTOŚĆ ZMIANY WARTY W SPORCIE
Zmiana warty to stały element świata sportu. Czasami nadużywany w momencie, kiedy nie idzie. Często wykorzystywany jako chwyt marketingowy pokazujący, że idą tak bardzo potrzebne zmiany. Napór młodego pokolenia jest jednak zjawiskiem powszechnym i naturalnym. Sport jest biznesem, rozrywką i zabawą. Najwięksi szczęściarze mogą traktować to jako pracę. Wybrańcy losu, którzy połączyli pracę i talent przy wielkim uśmiechu losu skierowanym w ich stronę mają prawo czuć się, jakby wygrali los na loterii. Ich rywalizacja jest wielka inspiracja dla młodych pokoleń, a starszym dostarcza emocji rozrywki i niekończących się dyskusji. Wystarczy jeden słaby mecz, a słyszymy, że Krychowiak powinien dać sobie spokój w reprezentacji, a Lewandowski momentami blokuje kreatywność młodszych kolegów. Praca selekcjonera czy samych zawodników jest pod ciągłym nadzorem największych ekspertów, czyli nas, zwykłych kibiców, którzy po każdym spotkaniu najlepiej weryfikujemy przydatności poszczególnych nazwisk. Bardzo często zapominamy o tym, że mamy do czynienia ze zwykłymi ludźmi. To nie są Bogowie, tylko młodzi ludzie spełniający marzenia na oczach milionów. Nie deprecjonuję i nie umniejszam, po prostu chciałbym pokazać, że nikt nie wygrał losu na długowieczność czy nieśmiertelność. Każdy się uczy albo pracuje często nie w blasku fleszy, dlatego traktujmy możliwość pracy i robienia tego, co lubimy jako osobisty sukces.
Zmienia się struktura sportu i to młodość wychodzi na czoło, jeżeli mówimy o predyspozycjach pozwalających oczekiwać światowego poziomu. Rywalizacja w kadrze siatkarzy pokazała, że możemy mieć jedną z najmocniejszych drużyn świata. Vital Heynen otwiera drzwi i daje szanse każdemu młodemu, który tylko wychyli głowę ponad średnią ligowego poziomu. To pobudza wyobraźnię i daje nadzieję na to, że wyskakując ponad przeciętność mogę otrzymać swoją szansę. Jerzy Brzeczek pokazał sceptykom, że nie trzyma się kurczowo nazwisk i przyzwyczajeń. A to może tchnąć drugie życie w piłkarską reprezentację Polski. Wystarczy powiew świeżości i sami ze zdumieniem otwieramy oczy patrząc na grę Modera, Walukiewicza, Jóźwiaka czy Linettego. W połączeniu ze starą gwardią, czyli Glikiem, Lewandowskim czy Grosickim nasze nadzieje na to, że wyjdziemy z grupy na EURO i powalczymy o coś więcej niż honor nabrały realnych kształtów.
NBic nie działa lepiej na rozwój jak napór niekontrolowanej młodzieńczej fantazji i zapału. Iga Świątek jadąc do Paryża nie sadziła, że może wrócić w glorii chwały. Nastolatka rosła w siłę po każdym wygranym spotkaniu, momentami najbardziej zaskakując siebie sama. Przyciągnęła setki tysięcy widzów przed telewizory, przypominając, że istnieje świat polskiego tenisa po epoce Agnieszki Radwańskiej. Iga nie czekała na szanse tylko pewnie weszła na kort pokazując ze w tak młodym wieku można wygrywać największe turnieje nie mając praktycznie żadnego doświadczenia w imprezach tej rangi. Wykonała swoją pracę doskonale. Skasowała potężna premie na zwycięstwo, co szybko przykuło uwagę polskich mediów. Każdy kiedyś szedł do pierwszej pracy, ale nigdy za takie pieniądze. Wczoraj matura, a dzisiaj najbardziej rozpoznawalna kobieta polskiego sportu. Idealne połączenie, które mam nadzieje będzie inspiracją dla najmłodszych. ez względu na to czym się zajmuję, lubię otaczać się młodymi ludzi. Pchają wózek bardzo mocno w odpowiednim kierunku. Mają nowe pomysły i nie boją się ich realizować. Pasja w oczach, pewność siebie i fantazja to jest gotowiec do pokonywania największych szczytów. Świetny przykład to postawa młodych kolarzy w zawodowym peletonie. Śledzę wyścigi jednodniowe, oglądam wielkie tury i z uwaga słucham komentatorów, którzy bardzo ładnie opisali zmianę warty w tym bardzo wymagającym sporcie. Młodzież nie czekała na zaproszenie. Nie liczyła na taryfę ulgowa i nie słuchała podpowiadaczy, że aby zostać królem francuskiej wielkiej pętli latami musisz zdobywać doświadczenie. Ono jest potrzebne. Bardzo pomaga i momentami może ułatwić zwycięstwo, jednak gaz w nogach i kompletny brak kalkulacji powodują, że to konkurenci oglądają twoje plecy.
Sport ma to do siebie, że błyszczą jednostki. Stoch, Lewandowski, Kurek, Świątek, te nazwiska zna każdy kibic sportu w naszym kraju. Wykonują swoją pracę, która pozwala im osiągać status pół bogów. Chwała im za to. Podziwiam i zazdroszczę w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Jest jednak druga grupa ludzi, która poświęciła swoją młodość i nie doszła na sam szczyt. Im pozostają wspomnienia i odkrywanie nowych przestrzeni w których mogą się realizować i osiągać sukcesy. Szkoda, że normalność czasami traktowana jest jako coś gorszego. Przeczytałem w Przeglądzie Sportowym tytuł „Dumę schował do kieszeni i poszedł do pracy”. Były piłkarz, który przegrał z kontuzją szuka dla siebie miejsca po tym jak musiał skończyć z zawodowym sportem i musi chować dumę do kieszeni? Lodu na głowę i wracamy na ziemię. Kto może niech kibicuje polskim sportowcom. Niech będzie dumny po zwycięstwie i jeszcze wyżej nosi głowę wstając rano i idąc do pracy. Takiej normalnej, w której też może poszukać wyzwań i zwycięstw. Nie przeczyta o nich na pierwszych stronach gazet, ale będą jego. Niepowtarzalne i autorskie. Tego właśnie nauczył mnie sport. Twarzą o chodnik można zaryć kilka razy w życiu, a wtedy trzeba wstać, poprawić koronę i iść dalej.