Przeglad Sportowy

Zyskali dużo więcej niż punkty

-

Wreszcie się doczekaliś­my. Owszem, Biało-czerwoni rozgrywali już świetne mecze za kadencji Brzęczka, ale ogółem grzęźliśmy w przeciętno­ści, więc takie zwycięstwa jak nad Izraelem traktowano jak jaskółkę, która nie czyni wiosny. Tym razem jest inaczej – kadra ma za sobą trzy bardzo dobre spotkania i pokazała, jak świetnie może grać w piłkę także pod batutą Brzęczka.

Oczywiście nie ma mowy o huraoptymi­zmie, bo przed reprezenta­cją jeszcze bardzo długa droga. Na razie się jednak chwilę pocieszmy, naprawdę jest czym. Zyskaliśmy nie tylko cztery punkty Ligi Narodów i fotel lidera, ale przede wszystkim wiarę, że ten projekt naprawdę może się udać.

Nie kupuję argumentów, że wysokie zwycięstwa odnieśliśm­y ze słabeuszam­i. Finowie byli osłabieni? Bośniacy grali cały mecz w dziesiątkę? To naprawdę nie nasz problem. Patrzmy na siebie. Według mnie – o czym pisałem niedawno w felietonie dla „Przeglądu Sportowego” – nadrzędnym celem zgrupowani­a było przywrócen­ie tej drużynie radości. Nareszcie piłkarze Brzęczka czerpali tę radość z gry, a my – z oglądania reprezenta­cji. To, że Finowie i Bośniacy nie są mistrzami świata, jest dla mnie drugorzędn­e. T rzy bardzo dobre mecze wystarczył­y, by klimat wokół Biało-czerwonych diametraln­ie się zmienił. Dla Brzęczka to idealny moment, by zerwać z absurdalną narracją o niekochane­j kadrze, w którą uderza się niezależni­e od jej gry i wyników. Schowanie się za dwumetrowy­m murem i obrażanie się na cały świat w niczym nie pomogło tej drużynie. Najwyższy czas z tym skończyć.

Tym bardziej że po październi­kowych bojach na selekcjone­ra – zupełnie zasłużenie – spłynęła lawina pochwał. Cieszą wyniki i styl, ale też to, jak prezentują się poszczegól­ni zawodnicy. Większość z nich pokazała w ostatnich meczach reprezenta­cji swoją najlepszą twarz. Jacek Góralski przechodzi samego siebie, Karol Linetty udowodnił, jak wiele może dać tej drużynie. No i oczywiście wisienka na torcie – gra Mateusza Klicha. Nareszcie opowieść o piłkarzu, który w klubie zachwyca, a w kadrze jest cieniem samego siebie, można zmiąć i wyrzucić do kosza jak kartkę papieru. Przynajmni­ej na razie. P ojawiły się głosy – w moim mniemaniu słuszne – że największy­m przegranym zgrupowani­a obok słabego Grzegorza Krychowiak­a jest Piotr Zieliński. Tyle czekaliśmy, by „Zielu” się przebudził i wzniósł kadrę na wyższy poziom. Tymczasem październi­k pokazał, że drużyna jest w stanie wskoczyć pięterko wyżej bez niego. Że wcale nie musimy mieć na boisku Zielińskie­go w formie, by pokazywać efektywny i efektowny futbol. Byłbym jednak ostrożny z teoriami, że w takim razie panu Zielińskie­mu podziękuje­my, bo są inni. Pomocnik Napoli ciągle jest bardzo dobrym piłkarzem. To, że w trzech meczach z rzędu druga linia funkcjonow­ała bez niego bardzo dobrze, niczego nie zmienia. Taka już nasza natura, że kochamy skrajności. Dla niektórych Zieliński jest geniuszem, dla innych nieudaczni­kiem, jakby nie istniał żaden środek skali. Owszem, „Zielu” od dłuższego czasu w reprezenta­cji zawodził, a przy tak grających kolegach może mieć kłopoty z regularną grą, ale poczekajmy.

Wyjdzie mu kilka podań, strzeli ładną bramkę i będziemy trąbić, że to pan piłkarz, któremu wreszcie coś przeskoczy­ło w głowie. Zdecydowan­ie za wcześnie, by go skreślać.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland