, EM WARIATEM
jedno od początku łączy się z drugim. I kiedy dostawałem narzędzia do spełnienia tego marzenia, wykorzystywałem je. Wiedziałem, że muszę zap***lać na to, dlatego od samego startu chciałem robić najwięcej ze wszystkich.
Od dziecka tak było?
Tak, jako chłopak potrafiłem ćwiczyć z trzema zespołami. Jeden rocznik prowadził mój wujek, drugi tata i jeszcze chodziłem z nim do seniorów Pogoni Świebodzin. Po przenosinach do Lecha nic się nie zmieniło. Dzisiaj się śmieję, że współlokatorzy z internatu we Wronkach mnie nienawidzili.
Dlaczego?
Bo wstawałem rano o 5 i szedłem sobie ćwiczyć. Cisnęli mnie strasznie, bo ich budziłem. Mówili, że jestem wariatem. Następnie szedłem na jeden trening z zespołem, po południu drugi, potem jeszcze do salki albo siłowni. Byłem dogadany z panem Tadziem, żeby mnie wpuszczał. Robiłem to w tajemnicy, ponieważ generalnie to nie było mile widziane. Trenerzy chcieli kontrolować, co robimy i w jakim wymiarze czasowym. Żebyśmy sobie krzywdy nie wyrządzili. Ale dzięki temu trafiłem do Iii-ligowych rezerw.
To znaczy?
Trener Ivan Djurdjević czasem mnie widział, jak się wymykałem na te potajemne ćwiczenia i spodobało mu się moje podejście. Bo inni szkoleniowcy nie zamierzali mnie polecić. Chcieli, żebym został w juniorach. Ale trener Djurdjević powiedział, że mnie potrzebuje i koniec. Wiedziałem, że nie mogę zawieść, bo daje mi szansę.
I co było dalej?
Dalej ciągle ćwiczyłem swoje, wywalczyłem skład w rezerwach i prezentowałem się świetnie. Miażdżyłem. Po pół roku wzięto mnie do pierwszego zespołu.
Jaka była pana reakcja na wiadomość, że ma pan zostać w juniorach?
Zastanawiałem się, co dalej, aczkolwiek wiedziałem, że i tak swoje osiągnę. Choćbym trafił do okręgówki i tak bym wrócił. Musiałbym wrócić. Byłem przekonany, że praca się opłaci. Było kilku chłopaków, którzy rokowali lepiej i szybciej byli przenoszeni wyżej. Odstawałem od nich, a część już w ogóle nie gra w piłkę. Nie każdy chce się poświęcić, jednak jeśli ktoś to kocha, to jego pasja, to nie potrafi się zatrzymać. Ja tak mam.
Ostatnio kompletnie odwróciła się narracja wokół pana. Raczej trudno znaleźć głosy zwątpienia w pana talent.
Ale zupełnie tego nie śledzę. Odciąłem się i interesuje mnie tylko zdanie tych, o których wiem, że są mi życzliwi. Że chcą mojego rozwoju, a nie tylko uderzyć w człowieka. Siłą rzeczy czasem coś do mnie trafia, choćby tata zadzwoni, że coś przeczytał, jednak generalnie nie sprawdzam niczego.
Od początku kariery pan tak działał?
Nie, jasne, że na starcie sprawdzałem, co o mnie napisano. Przewartościowałem wszystko po powrocie z wypożyczenia i po nieudanych mistrzostwach świata U-20. Wtedy już ustalono, że się tylko do śmieci nadaję, więc dałem sobie spokój. Całkowicie omijam informacje o ekstraklasie, nawet wyniki. Stworzyłem sobie taką strefę spokoju. Teraz jestem fanem I ligi, bo ona mnie bezpośrednio nie dotyczy i mogę swobodnie sobie szperać. Jestem pasjonatem, sprawdzam wyniki, składy, skróty. A poza tym skupiam się na swoich celach.
Poda pan, jakie to cele?
Pierwszy już osiągnąłem – regularna gra w moim Lechu. A kolejnych jest wiele, niektórych można się domyślić, jak choćby występy w pierwszej reprezentacji Polski czy Lidze Mistrzów. I dalej robię to, czego potrzeba do tego.
Czyli?
Zap***lam.