Smak liderowania w lidze
Raków pierwszy raz w historii prowadzi w ekstraklasie. Rozmawialiśmy o tym z najważniejszymi ludźmi w klubie.
Od 2011 roku Michał Świerczewski wspiera finansowo Raków. Najpierw jego firma – sieć sklepów komputerowych x-kom – została głównym sponsorem klubu, a od stycznia 2015 roku on sam jego właścicielem. Pod koniec sezonu 2015/16 zespół przejął trener Marek Papszun. Stało się to dokładnie 18 kwietnia 2016 roku. Od tego momentu zaczęła się droga, która dwa tygodnie temu doprowadziła częstochowian na czoło ekstraklasy.
Mały sukcesik
Po drodze były dwa awanse: z II do I ligi, a później do elity. W poprzednim sezonie po 21 latach przerwy RKS zagrał w najwyższej klasie rozgrywkowej i zajął 10. miejsce. Teraz apetyty są większe, ale pozycja lidera po sześciu pierwszych kolejkach i tak może zaskakiwać.
– Jest drobny element zadowolenia i satysfakcji. Mamy jednak świadomość, że to przejściowy moment sezonu, który w skali całych rozgrywek nie ma większego znaczenia. Ważniejsze będzie to, na którym miejscu będziemy po 30. kolejce. Pozycja lidera pokazuje tylko, że kurs i pomysł na klub, który obraliśmy, jest właściwy. Powtarzam jednak, że najlepszą wykładnią naszej strategii będzie to, na którym miejscu skończymy sezon – mówi Świerczewski, któremu wtóruje trener Rakowa.
– Bycie liderem w trakcie rozgrywek zawsze ma taki sam smak. Niezależnie, czy jest się w ekstraklasie, czy w okręgówce. Za każdym razem smakuje to tak samo dobrze i przyjemnie. Generalnie nie ma to jednak wielkiego znaczenia, bo rozliczani będziemy z wyniku osiągniętego na koniec rozgrywek. Dla mnie najważniejsze jest to, że drużyna i zawodnicy się rozwijają. Wyniki ostatnich tygodni tylko to potwierdzają. Znawcy klubowej historii donieśli mi o tym, że wcześniej Raków nie był liderem ekstraklasy. Odnieśliśmy malutki sukces, z którego mogliśmy się trochę pocieszyć, bo akurat trwała przerwa na mecze reprezentacji. Tego przejścia do historii nikt nam już nie zabierze, bez względu na to, co się jeszcze wydarzy. Nie popadamy jednak w euforię i dalej robimy swoje. Szkoda, że z dobrych rezultatów nie możemy się cieszyć z naszymi kibicami w Częstochowie. Te odczucia pewnie byłby nieco inne niż prawie 100 kilometrów od naszego miasta – podkreśla szkoleniowiec.
Cały czas na wyjeździe
Jego zespół cały poprzedni sezon i obecny mecze w roli gospodarza rozgrywa w Bełchatowie. Wszystko dlatego, że obiekt przy Limanowskiego w Częstochowie nie spełniał wymogów licencyjnych. Właśnie się to zmienia, bo trwa modernizacja i wiele wskazuje na to, że już wiosną przyszłego roku Raków wróci pod Jasną Górę.
– Powrót do Częstochowy na wiosnę jest jak najbardziej realny. Liczymy na to. Pozostajemy w kontakcie z wykonawcą. Osobiście jestem optymistą, jeżeli chodzi o nasz powrót na Limanowskiego na przełomie lutego lub marca. To, że nie możemy grać u siebie, jest dla nas dużym problemem. To ogranicza możliwości rozwoju klubu, jako całości, bo nie jesteśmy do końca tak widoczni w naszym mieście, jak byśmy chcieli. Musimy sobie jednak z tym poradzić – mówił nam kilka dni temu właściciel Rakowa. Niedawny beniaminek czuje się w Bełchatowie już jak u siebie. – Gieksa Arena jest dla nas bardzo gościnna. W zasadzie znamy tam już każdy kąt. Wypadkową tego, jak się prezentujemy, jest też nasze podejście w klubie do każdego meczu. Nie patrzymy dalej niż najbliższe spotkanie. Może to banał, ale tak naprawdę jest. Oczywiście na 100-lecie klubu, które przypada w 2021 roku, chcemy osiągnąć historyczny wynik, ale też spokojnie do wszystkiego podchodzimy – mówi prezes klubu Wojciech Cygan. większej formy doceniania ich wartości i umiejętności niż gra w kadrze narodowej – zaznacza trener Papszun. – Powołania traktuje jako coś niesamowicie przyjemnego. To takie docenienie pracy, którą wykonujemy z naszymi zawodnikami. Mam nadzieję, że w swoich reprezentacjach będą tak mocnymi punktami, jak u nas. Trener Papszun ma pewnie trochę zmartwień, bo nie mógł pracować ze wszystkimi piłkarzami przed kolejnym meczem, co pewnie utrudniało mu nieco przygotowania. Niemniej jest to też wyróżnienie i promocja dla całego klubu – uważa Świerczewski.
Warta podkreślenia jest droga, jaką przeszedł Petrašek. Do Rakowa trafił w 2016 roku, kiedy klub grał w II lidze. Przebił się więc do swojej kadry, zaczynając walkę o to od trzeciego poziomu rozgrywkowego w Polsce. – Historia Tomka jest niesamowita. Czesi może nie mają tak renomowanej drużyny narodowej, jak kilka lat temu, ale nadal jest to niesamowicie mocny zespół. Rywalizacja o miejsce w nim jest nakręcana przez takie kluby jak Slavia Praga, Sparta Praga czy Viktoria Pilzno. Dodając do tego zawodników z zagranicznych zespołów, wychodzi na to, że nie jest łatwo tam zaistnieć. Dlatego tak trzymam kciuki za Tomaša. Mam nadzieję, że w reprezentacji zagrzeje miejsce na dłużej – podkreśla Papszun.
Miliony za Piątkowskiego
Dobra gra i rozwój zawodników Rakowa nie uszły uwadze zagranicznych klubów. Jeden z nich złożył bardzo atrakcyjną ofertę za Piątkowskiego w ostatnich godzinach niedawno zamkniętego okna transferowego. Chodziło o 3 mln euro. Byłby to absolutny klubowy rekord. – Zapytanie było właśnie za taką kwotę. Jeden z klubów z zachodniej Europy był mocno zdeterminowany, żeby pozyskać Kamila. Była jedna kość niezgody, która wpłynęła na to, że został u nas. Chodziło o wpisanie do umowy transferowej procentu, który trafiłby do nas przy jego kolejnej zmianie klubu. To położyło całe negocjacje. Odrzuciliśmy taką ofertę, bo podchodzimy do tego wszystkiego ze spokojem. Nie jesteśmy w takiej sytuacji, żeby sprzedawać naszych zawodników za wszelką cenę. Myślę, że to racjonalne podejście. Kamil może się u nas jeszcze rozwinąć, bo gra regularnie i systematycznie robi postępy. On z każdym meczem wygląda lepiej. Uważam, że w przyszłości możemy dostać za niego korzystniejszą propozycję – zaskakuje Świerczewski.