Młodzieżowiec z klasą
Transfer do Piasta był dla Arkadiusza Pyrki życiową szansą. 18-latek nie miał jednak zamiaru wtrącać się w negocjacje między klubami i wymuszać odejścia ze Znicza. Zamiast tego spokojnie czekał.
Arkadiusz Pyrka nie ma w zwyczaju tracić zimnej krwi. Pod koniec ubiegłego sezonu miał przynajmniej dwa powody, by poczuć presję. Po pierwsze jego Znicz Pruszków desperacko walczył o utrzymanie w II lidze. Po drugie, każdy jego krok bacznie obserwowali skauci Piasta Gliwice i kilku innych ekstraklasowych klubów. Jak na nastolatka rozgrywającego drugi sezon w seniorskiej piłce, to całkiem sporo.
Pożegnanie z klasą
Na wychowanku Broni Radom nie zrobiło to jednak większego wrażenia. Owszem, czasem widać było, że chciałby zakończyć mecz z golem lub asystą, ale brak udziału przy bramkach go nie podłamywał i próbował dalej. – I trafił w najważniejszym momencie – mówi Artur Węska, szkoleniowiec Znicza.
Była 32. kolejka poprzedniego sezonu. Zawodnicy z Pruszkowa grali na wyjeździe z Górnikiem Polkowice. Wygrana znacznie przybliżała zespół Węski do utrzymania. – Arek najpierw zdobył piękną bramkę na 1:0, a później, kilka minut przed końcem, po świetnej akcji miał asystę przy golu na 2:1. Być może to był moment, który dał nam utrzymanie – wspomina trener Ii-ligowca.
Być może był to też moment, w którym w oddalonych o 265 kilometrów od Polkowic Gliwicach zapadła decyzja o sprowadzeniu młodego i utalentowanego gracza. Szefowie Piasta byli mocno zdeterminowani, by sprowadzić Pyrkę do siebie. Negocjacje zaczęły się pod koniec sezonu, jednak w kluczową fazę weszły po jego zakończeniu. Przebiegały na tyle szybko i sprawnie, że Węska o transferze dowiedział się przez telefon w trakcie kilkudniowego urlopu. Gdyby nie to, że skrzydłowy wraz z rodzicami pofatygowali się do Pruszkowa na pierwszy trening przed obecnymi rozgrywkami, Węska pewnie nawet nie miałby okazji, żeby pożegnać się ze swoim zawodnikiem. – Przygotował dla każdego drobny upominek, podziękował za współpracę. Naprawdę zachował się z wielką klasą – wspomina trener.
Drybler
Dobrymi manierami Pyrka zaimponował też szefom klubu z Pruszkowa. Kiedy pojawiła się oferta z Gliwic, nie starał się wymusić transferu. – Stwierdził, że czeka na zamknięcie negocjacji między klubami. I choć miał nadzieję na powodzenie rozmów, twierdził, że jeśli coś pójdzie nie tak, będzie dalej czekał na swoją szansę. Naprawdę zaimponował mi swoją dojrzałością – przyznaje Sylwiusz Mucha-orliński, wiceprezes Znicza. Na szczęście dla 18-latka kluby się dogadały, a on z trzeciego poziomu rozgrywkowego przeskoczył na najwyższy szczebel. – W ogóle nie je
BRAMKI
w poprzednim sezonie dla Ii-ligowego Znicza Pruszków zdobył Arkadiusz Pyrka.
MECZÓW
w ekstraklasie rozegrał 18-latek. Tylko raz wychodził w pierwszym składzie. stem tym zaskoczony. Od zawsze był tytanem pracy – zdradza Marek Siwak, trener juniorów Broni. Siwak prowadził Pyrkę przez pięć lat. Pierwsze skojarzenie, jakie ma z graczem Piasta, to niesamowite warunki motoryczne. W Radomiu co pół roku młodzi zawodnicy mieli robione testy sprawnościowe. Jednym z zadań był bieg na 30 metrów. – Arek miał chyba 14 czy 15 lat i udało mu się zejść poniżej czterech sekund. A to czas, który osiągają seniorzy – opowiada trener juniorów radomskiej drużyny. Szybkość przydaje się Pyrce w tym, co w futbolu lubi najbardziej – dryblingu. – Był mistrzem gry jeden na jednego. Nie hamowałem go, bo to ważny element, ale czasem aż prosiło się, żeby go nieco przyhamować, bo chęć minięcia rywala była silniejsza od wyboru lepszej opcji i podania do kolegi – wspomina z uśmiechem Siwak. Mimo kilku rozmów, nie udało się całkiem przekonać Pyrki do częstszego zerkania w stronę lepiej ustawionych zawodników.
Skryty młodzieniec
– Często rozmawialiśmy z Arkiem o pracy w defensywie. Robiliśmy mu indywidualne treningi, odprawy, by pokazać, jak ma bronić i co może zrobić, by stać się bardziej kompletnym piłkarzem – zdradza Węska. Nauka nie poszła w las, bo Pyrka zaczął harować w Zniczu na całej długości boiska. – A że ma końskie zdrowie, nie miał problemów z bieganiem większej liczby kilometrów – dodaje trener klubu z Pruszkowa. Jednak żeby tak się stało, trzeba było do 18-latka umiejętnie dotrzeć. Bo choć zawsze bez szemrania wykonywał polecenia na treningach, to sam też nigdy nie zadawał pytań. – W ogóle mało mówił. To cichy i spokojny chłopak – charakteryzuje byłego kolegę Peter Drobnak, obrońca Znicza. – Nigdy nie sprawiał problemów. Nie wdawał się w pyskówki, zawsze pomagał. Nie narzekał, że po treningu razem z innymi młodszymi musi zebrać pachołki lub piłki. To naprawdę bardzo dobrze ułożony chłopak – dodaje Słowak. – Może jest aż za cichy – zastanawia się Siwak, ale po chwili mówi: – Nie, to nie to. Arek potrafił odpysknąć, ale tylko w sytuacjach większego napięcia. I nigdy nie przekraczał granicy – mówi trener Broni.
Kolejny krok
W gliwickiej szatni Pyrka raczej dużo do powiedzenia nie będzie miał. Drużyna Waldemara Fornalika ma kilku doświadczonych graczy, którzy będą potrafili odpowiednio ułożyć relację z młodszym kolegą. – Myślę, że on na boisku zdobędzie szacunek partnerów. W Zniczu już po pierwszym obozie z seniorami, a miał wtedy ledwie 16 lat, trafił na stałe do pierwszej drużyny. To jeden z tych graczy, którzy od razu rzucają się w oczy. Niski, szybki, z dobrą kiwką i niezłą techniką – uważa Węska.
I patrząc na to, jak Pyrka radził sobie w tych meczach, w których otrzymywał szansę, rzeczywiście lada dzień przebojowy piłkarz może sobie wywalczyć miejsce w składzie zespołu Fornalika. – Przed nim jeszcze dużo pracy, ale akurat tego, to on się nie boi – kończą zgodnie nasi rozmówcy.