Jak przetrwać zarazę
Po miesiącu bez meczu i 10 dniach w izolacji piłkarze Pogoni biegali, jakby żadnej przerwy nie mieli.
Mówi się, że tylko liczby nie kłamią, więc od nich zacznijmy. 30 dni bez rozegranego meczu w środku sezonu, z czego 10 spędzonych na kwarantannie w domach praktycznie bez jakichkolwiek treningów. 34 pracowników klubu zakażonych koronawirusem, z czego ponad 20 to piłkarze, z których 10 chorowało z silnymi objawami. I wreszcie trzy punkty zdobyte w Gdańsku w meczu z Lechią, w ogromnej mierze dzięki ponad 118 przebiegniętym przez zespół kilometrom, co okazało się najlepszym rezultatem w 7. kolejce ekstraklasy. Pogoń Szczecin nie pozwoliła się powalić COVID-19, choć dotąd żadna z ekip w lidze polskiej nie musiała sobie radzić z tak silnym atakiem zarazy.
Do wyboru, do koloru
Mówi się również, że pierwsze razy są najtrudniejsze, ale w wypadku Portowców akurat to powiedzenie się nie sprawdziło. Przecież w sierpniu musieli poddać się pierwszej izolacji, tyle że wówczas pozytywny wynik badania na koronawirusa miał jeden zawodnik, reszta była zdrowa, więc bez problemu mogła ćwiczyć w domach. Za to w czasie drugiej kwarantanny w październiku wszyscy w klubie ze stolicy Pomorza Zachodniego mogli wspominać z rozrzewnieniem tę letnią. Jakkolwiek by to zabrzmiało. Bo w tym wypadku do każdego piłkarza trzeba było podejść indywidualnie. Ktoś czuł się dobrze, ktoś wykazywał lekkie symptomy, ktoś miał wysoką gorączkę, ktoś nie był w stanie wykonać jakiegokolwiek wysiłku. Do wyboru, do koloru... Do tego samopoczucie zmieniało się z dnia na dzień, a zdarzało się, że z godziny na godzinę, więc sztab szkoleniowy i medyczny od wczesnego poranka do późnego wieczora pozostawały w kontakcie ze sobą oraz zawodnikami. W tym okresie ładowarki do telefonów czy laptopów ledwie zdążyły ostygnąć po ostatnim ładowaniu, a już znów musiały ratować sprzęt przed wyłączeniem z powodu wyczerpania baterii.
– Czułem się słabo dwa dni, poza tym straciłem węch, ale generalnie dość gładko to przeszedłem. Tak naprawdę maksymalnie trzy, cztery dni byłem wyłączony z jakichkolwiek zajęć, jednak wiem, że niektórzy z moich kolegów przez 10 dni nie robili nic, ponieważ po prostu nie mogli. Sytuacja była bardzo złożona – opowiada Damian Dąbrowski.
– Również przytrafiły mi się ze dwa dni, kiedy czułem się gorzej, ale i tak w domu nie da się zrobić tego, co na boisku. Nie ma szans, by taka przerwa w trakcie sezonu nie wpłynęła na formę drużyny – wtóruje mu Sebastian Kowalczyk. Ponadto w różnym czasie zawodnicy uzyskiwali negatywne rezultaty badań i niekiedy ten, który wydawał się zdrowy, wcale nie był. – Powiem szczerze, że na początku byłem bardzo spokojny, pewnie dlatego, że gładko przeszedłem chorobę. Zacząłem się przejmować, kiedy pierwsza część zespołu już dostała zgodę na wznowienie ćwiczeń, a ja byłem w grupie, która ciągle miała pozytywne wyniki.
Wtedy zacząłem się niepokoić. Wówczas te testy zaczęto przeprowadzać coraz częściej i pojawiła się spora doza niepewności. Czekało się, żeby to już minęło.
I na szczęście w miarę szybko miałem
Jak widać, piłkarze Pogoni wykonali to, co sobie założyli i jeden biegł na pomoc drugiemu w walce z zawodnikami Lechii. negatywny rezultat – wspomina Dąbrowski.
Płuca nie pracowały, nogi nie niosły
Początkowo zarządzono treningi w grupach, by dostosować wysiłek do przebiegu choroby. Co więcej, ci, którzy najbardziej odczuli COVID-19, zostali poddani badaniom płuc i serca. Tak na wszelki wypadek, żeby czasem nie posłać na boisko kogoś, dla kogo będzie to zagrożeniem życia. Na szczęście u nikogo nie wykryto przeciwwskazań i trener Kosta Runjaic ze współpracownikami mógł zacząć czwarty okres przygotowawczy w tym roku.
Co nie znaczy, że zaraza nie pozostawiła śladu w organizmach zawodników, o czym przekonali się na pierwszych zajęciach po zakończeniu kwarantanny.