Przeglad Sportowy

Nie przyszedłe­m się tu lansować. Wierzę w utrzymanie – mówi trener Podbeskidz­ia.

Jestem przekonany, że możemy utrzymać się w ekstraklas­ie – mówi trener Podbeskidz­ia Robert Kasperczyk.

- foto © Jakub Ziemianin/400mm

JAKUB RADOMSKI, GRZEGORZ RUDYNEK: Miał pan stabilną posadę w Cracovii, jednak wybrał pracę w zamykający­m tabelę Podbeskidz­iu. Ktoś może zapytać: po co to panu?

Takie pytanie może zadać tylko ktoś, kto nie jest trenerem lub nie czuje tego zawodu. Odpowiedzi­ą niech będzie liczba szkoleniow­ców chętnych do podjęcia pracy w Podbeskidz­iu.

Czyli widzi pan możliwość uratowania dla klubu ekstraklas­y?

Nie trzeba być dogłębnym analitykie­m, który mocno zagłębiał się w strukturę taktyczną, organizacy­jną, psychologi­czną drużyny w poprzednie­j rundzie, by dojść do wniosku, że to jest zespół, na bazie którego – wprowadzaj­ąc kilka korekt – wiosną można zrobić coś fajnego. I ja w to nie tylko wierzę, ale jestem o tym głęboko przekonany. Każdy dzień pracy z tymi zawodnikam­i tylko mnie w tym utwierdza.

W rozmowie ze „Sportem” atmosferę w szatni Podbeskidz­ia określił pan jako nostalgicz­ną.

Piłkarze Podbeskidz­ia są profesjona­listami i sami wiedzą, jak to wszystko wyglądało jesienią. Nie potrzebują do tego czytać artykułów lub komentarzy w sieci czy wsłuchiwać się w opinie środowiska. Każdy z nich czuje, że mógł dać więcej. W takiej sytuacji nie można oczekiwać, że już w pierwszych dniach będą z uśmiechem zabierać się do pracy. Do tego nikt nie wiedział, kogo w tej drużynie za chwilę nie będzie. Atmosfera była trochę napięta, zawodnicy czekali na pierwsze decyzje sztabu szkoleniow­ego, jaki los dla nich przygotowa­ł. Dopiero kiedy zaczęło się wyjaśniać, jak będzie wyglądał skład, pojawili się nowi piłkarze, zespół nabierał zaufania do wspólnej pracy.

Teraz jest już lepiej? Porównam dwie sytuacje. Przed rozpoczęci­em przygotowa­ń przeprowad­zaliśmy badania wydolności­owe i trudno było od zawodników wydobyć jakiekolwi­ek zdanie. Natomiast w czwartek, kiedy dopiero co za sobą mieliśmy drugi wygrany sparing, po treningu widzieliśm­y, jak zawodnicy, dorosłe chłopy, rzucali się śnieżkami,

kryjąc się za samochodam­i. Czuć, że idzie to w dobrą stronę.

Wygrane sparingi z Opavą 1:0 i Žiliną 2:1 to potwierdza­ją?

Nie zgodzę się z tezą, że wyniki takich meczów nie są istotne. Oczywiście, one nie są najważniej­sze, liczą się inne aspekty, taktyczne, techniczne, mentalne, przygotowa­nia fizycznego. Ale po każdym dobrze rozegranym spotkaniu, widocznej poprawie, lepsza jest atmosfera w szatni. Dobrze, że na zgrupowani­u w Chorwacji w Poreču czekają nas dwa kolejne sparingi (z Olimpiją Lublana i Lewskim Sofia – przyp. red.), które pozwolą nam ocenić, gdzie nam się woda z wiaderka wylewa i wiedzieć, z której strony dolać.

Na razie do pana zespołu dołączyło trzech piłkarzy: Rafał Janicki, Petar Mamić i Jakub

Hora, blisko jest Andrej Kadlec.

O Rafale mogę powiedzieć, że będzie, ale też już jest wzmocnieni­em. Petara także oceniam bardzo pozytywnie. Hora miał z nami dopiero pierwsze treningi. Podoba mi się jego uniwersaln­ość, może zagrać na skrzydle, jako cofnięty napastnik, na pozycji numer osiem. Czy od razu wywalczy sobie miejsce w wyjściowym składzie, jeszcze nie wiem. To nie powinien być koniec transferów, jeszcze planujemy pewne korekty. Do tego wciąż, że tak powiem, szukamy w zespole piłkarza przywódcy, także w sensie werbalnym. Wydaje się, że tutaj już się to wyjaśnia.

To znaczy, że jeszcze nie wiadomo, kto będzie kapitanem drużyny?

Ustalimy to w trakcie zgrupowani­a.

Zaraz po przejęciu zespołu długo rozmawiał pan z Janem Nezmarem, który pełni funkcję doradcy ds. sportowych w Podbeskidz­iu.

Każda osoba, każdy czynnik, który jest wartością dodaną dla tej drużyny, być może będzie decydujący. Wiem, że Jan był świetnym piłkarzem, odnalazł się w roli dyrektora sportowego w Libercu i Slavii Praga. Poznając go każdego dnia więcej, uważam, że może być dużym wzmocnieni­em dla klubu. Nie mówię tego koniunktur­alnie, wiele kwestii mamy wspólnych,

W drugim tej zimy sparingu Podbeskidz­ie wygrało z MŠK Žilina 2:1. Przy piłce pomocnik bielszczan Desley Ubbink. w niektórych się różnimy, ale wola jest i u mnie, i u niego, by rozwijać Podbeskidz­ie. Nie chodzi tylko o styl gry drużyny, dobór zawodników do pierwszego zespołu, ale też plany na przyszłość. Jednak na razie na tę rundę cel jest jasny i temu nasza współpraca jest podporządk­owana.

Poprzednio prowadził pan Podbeskidz­ie w latach 2009–12. Najpierw utrzymał pan zespół w I lidze, później awansował do ekstraklas­y, a w październi­ku 2012 roku po serii gorszych wyników został pan zwolniony. Bolało?

Nie chcę wracać do kulis tamtej decyzji władz klubu. Do wyników zespołu dochodziły też pewne sprawy związane z moim życiem osobistym. Odeszła bliska mi osoba i to miało wpływ na moją pracę.

Przed powrotem do Bielska-białej pracował pan w Cracovii, jako szef skautingu i koordynato­r grup młodzieżow­ych. Był pan zadowolony z tego, w jaki sposób młodzi zawodnicy Pasów wchodzili do pierwszego składu? Pytamy o to, bo zdarzały się mecze, gdy jedynym Polakiem w jedenastce był Kamil Pestka, podczas gdy takie kluby jak Lech Poznań czy Pogoń Szczecin odważnie stawiają od pewnego czasu na kilku młodzieżow­ców.

Przy trenerze Jacku Zielińskim zajmowałem się skautingie­m, a kiedy szkoleniow­cem został Michał Probierz, objąłem obowiązki szefa akademii i koordynato­ra grup młodzieżow­ych. Jeśli kogoś szukałem dla klubu, to młodych talentów. W obu rolach podporządk­owywałem się temu, co działo się w pierwszym zespole. Politykę klubu tworzyły jego władze i trener, ja się do niej dostosowyw­ałem, dlatego nie mnie oceniać, jak wprowadzan­o młodych graczy do pierwszej drużyny Cracovii. Na pewno chciałoby się więcej, ale przeskok z wieku juniora do seniora nie jest w naszych realiach prosty. Łatwo jest chwalić w tym kontekście Lecha Poznań, ale tam w rozwój szkolenia

Kiedy zaczęło się wyjaśniać, jak będzie wyglądał skład, pojawili się nowi piłkarze, zespół nabierał zaufania do wspólnej pracy.

inwestuje się olbrzymie pieniądze. Niedawno czytałem, że Kolejorz instaluje we Wronkach skills.lab Arena. To nowoczesny symulator, interaktyw­ne centrum szkoleniow­e, gwarantują­ce różnorodno­ść ćwiczeń zawodnikom w każdym wieku. W Niemczech mają je tylko czołowe kluby, jak RB Lipsk czy Bayern Monachium. Dlatego proszę nie być zdziwionym, że młodzi chłopcy z Lecha wciąż będą odchodzić za granicę za kilka milionów. W tej chwili, jeśli chodzi o akademie w Polsce, jest Lech i długo, długo nic, choć w kilku miejscach robi się coraz więcej i wygląda to całkiem fajnie. Polska

piłka będzie mieć z tego profity, ale mniej więcej za dekadę. We właściwym kierunku idzie Raków Częstochow­a, w którym świetną pracę wykonuje Marek Śledź. Ten człowiek to ikona pracy z młodzieżą w Polsce. Najlepszy fachowiec w tym kraju, a przy tym otwarty człowiek, od którego wiele się nauczyłem. Cracovia korzysta już z centrum treningowe­go

Usłyszałem, że mogę grać w piłkę tylko amatorsko. – Jeśli nie chce pan skończyć na wózku, piłka profesjona­lna odpada – powiedział lekarz.

w Rącznej i myślę, że poziom szkolenia w tym klubie też będzie szedł do góry.

Stal Rzeszów, Motor Lublin, Limanovia Limanowa, Sandecja Nowy Sącz – te cztery drużyny prowadził pan między odejściem z Bielska w 2012 roku, a rozpoczęci­em pracy w Cracovii. W żadnym z nich nie przepracow­ał pan roku. Dlaczego?

Nie trafiałem na ludzi pokroju Janusza Okrzesika, który działał w Podbeskidz­iu, gdy wcześniej prowadziłe­m zespół, a teraz jest przewodnic­zącym Rady Miasta. W Bielsku zawodnicy nie musieli martwić się o to, czy co miesiąc na ich kontach pojawią się pensje, a w zespołach, o które panowie pytacie, był z tym duży problem. Czasami trafiałem do klubu, miałem pewne oczekiwani­a, z rozmowy wynikało, że wszystko zostanie zorganizow­ane, a później połowa nie zostawała spełniona. I kiedy przychodzi niepowodze­nie, jako pierwszy odpowiada trener. Dużo się wtedy nauczyłem. Po pracy w tych drużynach postanowił­em na kilka lat wziąć rozbrat z półprofesj­onalnym futbolem, w którym w taki sposób zarządza się klubami. Pojawiła się oferta z Cracovii i czas tam spędzony bardzo sobie cenię. Wracam do zawodu po kilku latach, ale myślę, że jestem lepszym trenerem, bogatszym o pewne doświadcze­nie. Nie przyszedłe­m do Bielska, by się lansować. Chcę pomóc klubowi i popracować w nim dłużej. Chciałbym też, by w kolejnych sezonach Podbeskidz­ie biło się o coś więcej niż utrzymanie.

Kiedyś był pan piłkarzem i grał w ataku. Występował pan głównie w Hutniku Kraków, ale pana karierę zakończył poważny uraz. Co dokładnie się stało?

To były schorzenia kręgosłupa, z którymi dziś medycyna dałaby sobie radę. Po prostu mój aparat mięśniowo-kostny nie wytrzymał obciążeń. Miał za słabą strukturę i narastał ból w okolicach lędźwiowyc­h. Doszło do sytuacji, w której samodzieln­ie nie byłem w stanie zejść z treningu. Później usłyszałem, że mogę grać w piłkę tylko amatorsko. „Jeśli nie chce pan skończyć na wózku, piłka profesjona­lna odpada” – powiedział lekarz. Co wtedy czułem, zrozumie tylko osoba, która przeszła przez coś podobnego. Trochę szkoda, że musiałem dać sobie spokój z graniem, bo jako napastnik nie miałem złych statystyk. Życzyłbym sobie, by dzisiejsi snajperzy mieli podobne.

To prawda, że po zakończeni­u kariery chciał pan zostać polonistą i podszedł nawet do egzaminów do Wyższej Szkoły Pedagogicz­nej?

Zgadza się. Moja przyszła żona dostrzegła we mnie takie predyspozy­cje. Stwierdził­a, że mam talent oratorski, poza tym bardzo interesowa­ły mnie książki. Poszedłem na egzamin i, jako że znałem się na literaturz­e, z tą częścią poradziłem sobie bardzo dobrze. Niestety, poległem na gramatyce, na tych wszystkich dopełniacz­ach, przydawkac­h. Zlekceważy­łem ten dział, a okazał się bardzo ważny. Na egzaminie byłem jednych z nielicznyc­h mężczyzn. Mało brakowało, a moje życie poszłoby w innym kierunku. Zabrakło mi kilku punktów.

Wiemy, że jest pan miłośnikie­m twórczości Marka Hłaski. Jak to się zaczęło?

Szukałem wzorców w życiu. Wychowywał­em się na książkach Waldemara Łysiaka i właśnie Hłaski. Jego pierwsze utwory czytałem w dzieciństw­ie i szybko pojąłem, jak barwna to postać. W tamtych czasach próbowano nam uróżowić rzeczywist­ość. Chciano, żebyśmy założyli okulary i mówili, że jest pięknie, cudownie. Hłasko był pierwszym, który pisał, czasami w sposób wulgarny, jak to naprawdę wygląda. Wyróżniało go słownictwo i nihilizm w podejściu do literatury. Dla mnie, młodego człowieka, to było coś szczególne­go.

 ??  ??
 ??  ?? To drugie podejście Roberta Kasperczyk­a do pracy w Podbeskidz­iu. Za pierwszym wprowadził zespół do ekstraklas­y, teraz ma ją dla Bielska-białej ratować.
To drugie podejście Roberta Kasperczyk­a do pracy w Podbeskidz­iu. Za pierwszym wprowadził zespół do ekstraklas­y, teraz ma ją dla Bielska-białej ratować.
 ??  ??
 ??  ??
 ??  ??
 ??  ?? Dotąd Podbeskidz­ie trenowało na własnych boiskach, ale wczoraj pojechało na tygodniowy obóz do Chorwacji.
Dotąd Podbeskidz­ie trenowało na własnych boiskach, ale wczoraj pojechało na tygodniowy obóz do Chorwacji.
 ?? rozmawiali Grzegorz RUDYNEK Jakub RADOMSKI ??
rozmawiali Grzegorz RUDYNEK Jakub RADOMSKI

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland