KUBACKI: Naładowany pozytywnymi emocjami
Kilka dni spędzonych w domu z żoną i córeczką dało mi dużo radości i pozytywnej energii – mówi skoczek.
PRZEGLĄD SPORTOWY: Czy dzięki ostatnim dniom spędzonym w domu odpoczął pan mentalnie?
DAWID KUBACKI: Myślę, że tak. Wracając do domu po dłuższym czasie, byłem w stanie naładować się tą pozytywną energią i radością, a potem przystąpić do pracy. Na plus jest to, że jesteśmy teraz bardzo blisko domu i nie będzie kolejnej tak długiej przerwy. Jest trochę obowiązków, ale i dużo radości.
Noce pan przesypia?
Jest w porządku. Wiadomo, małe dziecko budzi się co jakiś czas na jedzenie, ale na szczęście zje, zasypia i nie ma ekscesów, więc dobrze mi się śpi. Przez trzy ostatnie noce tylko raz córeczce udało się mnie obudzić.
Trzymać ją na rękach – bezcenne po tym całym zamieszaniu.
Tak, na pewno. Szczególnie że musiałem poczekać. Dlatego te kilka dni w domu dały mi dużo pozytywnej energii, dużo radości. Trochę mogłem pomóc żonie w obowiązkach. Gdy przyjechała do domu z naszym dzieckiem, to mnie przecież tam nie było, pojawiłem się znacznie później, więc to też nie była komfortowa sytuacja ani dla mnie, ani dla niej. Cieszę się, że wreszcie dane mi było ją zobaczyć i wiem, że za każdym razem, gdy będę wracał do domu, tę energię i radość w sobie skumuluję, a później na zawodach będę z niej czerpał.
Jak wrażenia po dzisiejszych skokach?
Trochę nie mogłem się rozkręcić. Brakowało w nich płynności, ale ze skoku na skok było coraz lepiej, więc mnie to uspokaja – ten w kwalifikacjach wydawał się najbardziej poprawny technicznie. Chociaż na progu było jeszcze bardzo późno, więc z tego względu na dole nie chciało fajnie odlecieć, ale też do kolejnych dni noga trochę odpocznie i myślę, że wszystko będzie w porządku.
Jest pan spokojny przed drużynówką? To są takie błędy, które szybko można wyeliminować?
Czasami jeden wieczór wystarcza, więc akurat o to jestem spokojny.
Smutno tutaj bez kibiców.
Oczywiście, że to zupełnie inne Zakopane, bo atmosfera tutaj robiła swoje. To było coś nie do podrobienia. Jest zupełnie inaczej, ale ja pocieszam się faktem, że kibice sercami są z nami, oglądają nas i mimo wszystko trzymają za nas kciuki. Staram się czerpać zdalnie z tej energii. Wiadomo, że jest to coś innego, ale cóż – w tym roku jest taka sytuacja. Mam nadzieję, że jak najszybciej wszystko wróci do normalności i na kolejnych konkursach za rok znowu będziemy mieli pełne trybuny. Przekłada się to na was, czy jesteście na tyle profesjonalni, że to nie ma znaczenia?
Energia, którą kibice wnosili na skocznię, była wręcz namacalna. Tak jak mówiłem wcześniej, trzeba się mentalnie do tego nastawić. To nie jest tak, że kibice nagle stwierdzili: pal sześć te skoki, tego nie będziemy oglądać. Są z nami, oglądają zawody w telewizji i dopingują nas w domach. Z takim nastawieniem można przystąpić do konkursu z podobnym poziomem energii i radości.
Wielka Krokiew, którą znacie jak własną kieszeń, sprawiła panu w piątek jakąś trudność?
Nie, myślę, że największą trudnością było połączenie pomiędzy głową a nogami. Jeśli chodzi o skocznię, może w pierwszym skoku delikatnie trzymało na dole, ale to nic nadzwyczajnego.
Czy belka startowa, która była inna niż podczas treningów, miała znaczenie?
Ona jest trochę inna, trochę mniej wygodna, ale co tydzień
Trudnością było połączenie pomiędzy głową a nogami. Jeśli chodzi o skocznię, może w pierwszym skoku delikatnie trzymało na dole, ale to nic nadzwyczajnego.
skaczemy z innej belki. Każda miejscowość, każdy konkurs Pucharu Świata to inna belka i jaka by ona nie była – trzeba z niej po prostu ruszyć. Nawet jeśli są jakieś problemy, to po to mamy serie próbne, żeby się do tego przyzwyczaić, móc zastosować swoją technikę.
Rok temu było piąte miejsce w drużynówce. Czy celem na sobotę jest jego poprawienie? Nikt z nas nie posługuje się takim systemem, bo my idąc na skocznię, patrzymy na to, żeby oddać dobre skoki, cieszyć się z latania, latać daleko – to kwintesencja skoków. Nikt nie patrzy na miejsce, które się zajmie. Nie przewidzimy tego, bo pierwsza rzecz to iść i robić swoje na skoczni, a ewentualnie później po tych dwóch konkursowych skokach zacząć kalkulować.