PARADOKS KURZAWY
Wminionym tygodniu Europa wróciła do pucharowego grania, Legia Warszawa zintensyfikowała działania na rynku transferowym, a w „Przeglądzie Sportowym” doszło do słownego ping ponga między dyrektorem sportowym Górnika Zabrze Arturem Płatkiem a byłym i jednocześnie niedoszłym w drugim rozdaniu piłkarzem, który miał grać przy ulicy Roosvelta – Rafałem Kurzawą. Siedmiokrotny reprezentant Polski trochę pokrążył po kraju i ostatecznie zamiast powrotu na Górny Śląsk i ponownej pracy z Marcinem Broszem, wybrał Szczecin i futbol zdefiniowany przez Kostę Runjaica. 28-letni pomocnik to wciąż gracz, który na poziomie ekstraklasy może być solidnym fundamentem, gwarantem bramek i asyst głównie po stałych fragmentach gry. Teoretycznie nie powinno być w ogóle sprawy do dyskusji, bo suche fakty są oczywiste. Kurzawa był od kilku miesięcy piłkarzem wolnym, który brutalnie zderzył się z realiami piłki zagranicznej i po nieudanej przygodzie oraz próbie podbicia Europy bardzo szybko wrócił do futbolu na zdecydowanie niższym poziomie w każdym aspekcie. Ekstraklasa, jak to ona, rozłożyła swoje ramiona i z otwartością przyjęła kolejnego wracającego syna.
Kurzawa opuszczał ligę polską w sierpniu 2018 roku. Francuskie Amiens zapłaciło wtedy Górnikowi 850 tysięcy euro. Od początku ten pomysł, poza aspektem finansowym, wydawał mi się mocno nietrafiony, obarczony ryzykiem powrotu do kraju przed zakończeniem kontraktu. Z kilku powodów. Liga francuska jest dla wielu kibiców dosyć anonimowa i trudna do oglądania. Ale to liga bardzo wymagająca i trudna w aspektach fizycznych, technicznych i taktycznych. Piłkarze ofensywni, zwłaszcza w słabszych klubach, muszą wyróżniać się parametrami szybkościowymi, dynamicznymi i wyszkoleniem indywidualnym. Pamiętajmy, że dla wielu młodych piłkarzy z Afryki, przy nieistniejącym problemie językowym, co już na starcie daje im przewagę, i pojawieniu się w bardzo młodym wieku w akademiach tamtejszych klubów, Francja to idealne miejsce do rozwoju i przygotowania do występów w bogatszych i popularniejszych ligach. Rafał nigdy nie był piłkarzem wyróżniającym się motoryką, szybkością, agresywnością i wielką walecznością. Umiejętność wykonania stałych fragmentów, ułożona stopa, dobre dośrodkowanie, zmysł do gry kombinacyjnej, to jego niewątpliwe atuty. Ale to zdecydowanie za mało, by przebić się w realiach ligi, w której rządzą PSG, Lille, Lyon i Monaco. Amiens z sezonu 2018/19 to drużyna, w której zatrudniano kilkunastu zawodników z Ameryki Południowej, Afryki i Azji. We Francji, jak w każdej poważnej lidze, czy jest to klub większy czy mniejszy, zawodnicy od poniedziałku do piątku walczą na każdym treningu o swój chleb i lepsze jutro. Jeśli do tego dołożymy charakter Rafała, który jest cichy, spokojny, niezbyt ekspansywny, by nie napisać wycofany w życiu grupy, to szansa powodzenia tej decyzji błyskawicznie się zminimalizowała. Kurzawa zagrał w Ligue 1 zaledwie 11 meczów, a w zasadzie wystąpił w jedenastu meczach, bo łącznie uzbierał tylko 230 minut, jednego gola i żadnej asysty. Do tego dołożył dwa mecze Pucharu Ligi Francuskiej i jedno spotkanie Pucharu Francji. Po drodze zawitał jeszcze do Skandynawii, pokopał chwilę piłkę w duńskich FC Midtjylland oraz Esbjerg fb i wrócił do kraju.
Dyrektor Płatek twierdzi, że z nim i z Górnikiem Kurzawa postąpił nie fair. Ponoć piłkarz podał rękę, dał słowo, a w zamian otrzymał potwierdzenie akceptacji swoich żądań wobec Górnika na piśmie. Płatek jest przekonany, że Kurzawa wykorzystał Górnika i dzięki ich ofercie uzyskał lepsze warunki w Pogoni. Piszę ponoć, bo piłkarz ma w tej sprawie kompletnie różne zdanie. Kiedy do Polski wracali na zakończenie swoich długich, zagranicznych karier Tomasz Kłos, Tomasz Hajto, Piotr Świerczewski, bracia Michał i Marcin Żewłakowowie, Waldemar Sobota, Jakub Błaszczykowski, Marcin Wasilewski czy Artur Boruc, to miało to wymiar symboliczny, lidze dodawało kolorytu i bezcenne doświadczenie. Ale kiedy wraca do ekstraklasy piłkarz w najlepszym wieku, to trzeba to traktować jako porażkę sportową i zastanowienie, co poszło nie tak i dlaczego się nie udało. Przedziwne w tej sytuacji jest to, że ten teoretycznie przegrany za chwilę jest w sumie wygranym, bo przecież przebiera w coraz lepszych krajowych ofertach i rozdaje karty. Ot, taki paradoks.