Przeglad Sportowy

Mój Górnik nie będzie korporacją – zapewnia prezes klubu z Zabrza Dariusz Czernik.

Kiedyś całe Zabrze oddychało i żyło Górnikiem. Dziś też, ale inaczej – mówi 52-letni prezes klubu.

- foto © Michał Chwieduk/fokusmedia

Moj Gornik nie bedzie korporacja- zapewnia prezes kluba z Zabra Dariusz Czernik.

ROBERT BŁOŃSKI: Znamy się ponad 20 lat, więc nie będziemy się wygłupiać i mówić sobie na pan. Tym bardziej że – jak stwierdził kiedyś Michał Żewłakow – „na pana to trzeba mieć wygląd i pieniądze”. Ale nie mogę sobie odmówić i nie zacząć od: „Panie prezesie...”.

DARIUSZ CZERNIK (PREZES GÓRNIKA ZABRZE): A daj spokój z tym prezesem! Prezesem się bywa, a człowiekie­m jest zawsze. Kto wie, czy obecna funkcja nie była mi przeznaczo­na. Po maturze, za pierwszym razem, nie dostałem się na studia, więc – żeby uchronić się przed pójściem do wojska – chodziłem przez rok do policealne­j szkoły górniczej. Miałem przetrwać i nie „iść w kamasze”. W mojej klasie byli piłkarze z różnych zabrzański­ch klubów z niższych klas. Żaden nie zrobił kariery, mieliśmy po 19 lat. Któregoś dnia poszliśmy na kufel piwa – każdy z chłopaków wiedział, że jestem wielkim kibicem Górnika. Wychowałem się kilkaset metrów od stadionu, przy ulicy Chłopskiej. Ciocia cały czas tam mieszka, a wcześniej babcia z dziadkiem. To były pierwsze lata mojego życia. Od linii bocznej bocznego boiska jest bliżej do mojego bloku niż do gabinetu, w którym teraz siedzimy. No i przy tym piwie któryś z kolegów rzucił: „No to, jak już jesteś w szkole górniczej, masz szansę zostać prezesem, bo przecież każdy prezes Górnika musi pochodzić z górnictwa”. To był rok 1987, a trzy lata później klub przestał mieć cokolwiek wspólnego z górnictwem. Oprócz nazwy. Po ponad 30 latach prezesem został absolwent dziennikar­stwa i były pracownik katowickie­go „Sportu”. Pracowałem w tej gazecie, co do dnia, 25 lat. Etat dostałem 1 kwietnia 1992 roku, a 31 marca 2017 skończyło się wypowiedze­nie. Przyszedłe­m jako bajtel w krótkich spodenkach z bujną czupryną, odszedłem jako stateczny ojciec trójki dzieci, siwy, z wysokim czołem łagodnie przechodzą­cym w plecy. Szmat czasu i prawie pół życia...

Byłeś na dole w kopalni?

Miałem praktyki na lampowni, ale mieszkając i żyjąc w Zabrzu, nie trzeba być na kopalni, żeby czuć jej klimat. Teść pracował na kopalni 45 lat, dziadek w hucie „Pokój”, ojciec też był górnikiem. To jest Zabrze, tu wszędzie jest blisko, a ludzie się znają. W dzieciństw­ie sporo czasu spędzałem u dziadków przy wspomniane­j Chłopskiej, przez dziurę w płocie wchodziłem na stary stadion i oglądałem treningi Lubańskieg­o i reszty. To działało na wyobraźnię. To był początek lat 70., ludzie żyli tamtym Górnikiem, finalistą Pucharu Zdobywców Pucharów, wielokrotn­ym mistrzem Polski, o nim mówiło się na co dzień. Zaraz przy stadionie jest kościół, w którym latem 1968 roku zostałem ochrzczony. Po mszy mama, babcie i ciocie poszły do domu szykować obiad, a ojciec, dziadek i wujkowie – na mecz. I dopiero potem do domu. Zabrze oddychało Górnikiem. Zyga Anczok to rodzina mojej rodziny, spotykałem się z nim na przeróżnyc­h uroczystoś­ciach. A mówimy o lewym obrońcy, którego legendarny radziecki bramkarz Lew Jaszyn osobiście zaprosił na swój pożegnalny mecz. Wtedy piłkarze, dosłownie, byli na wyciągnięc­ie ręki.

Dziś miasto też oddycha klubem?

Też, ale inaczej niż kiedyś. Wtedy niemal każdy pracował na miejscu albo miał związek z kopalnią, których było siedem. Górnik, z przełomu lat 60. i 70., to był klub z europejski­ej ekstraklas­y, znajdował się jak nie w czołowej dziesiątce, to na pewno w piętnastce na kontynenci­e. Wtedy w Zabrzu mieszkało więcej ludzi, bardziej się identyfiko­wali z miastem i klubem. Dziś jest inaczej, dlatego mam wielki szacunek do kibiców, bo dorosło drugie pokolenie, które nie przeżyło żadnego wielkiego sukcesu klubu. Ani mistrzostw­a, ani Pucharu Polski. Promykiem było czwarte miejsce w 2018 roku i awans do eliminacji Ligi Europy. Ale to tylko namiastka tego, co działo się kiedyś. Dziś kibic Górnika musi żyć wspomnieni­ami oraz historią. Syn pyta mnie wprost: „Tato, ty pamiętasz Lubańskieg­o, Urbana, Matysika, a co ja opowiem swoim dzieciom za 20 lat? Z kim mam się identyfiko­wać?”. Kiedy miasto zbudowało nowy, piękny stadion – zapełniał się w całości. Ludzie przychodzi­li „na Górnika”, a nie „na rywala” – dlatego mam szacunek do obecnego pokolenia. 20 tysięcy ludzi na meczu to niesamowit­y potencjał i powód do dumy. Jak zostałeś prezesem? Pracowałem w „Sporcie” i zajmowałem się Górnikiem. W wieku 20 lat zostałem spikerem na jego meczach. Pełniłem tę funkcję kilka lat, byłem nim przy okazji ostatnich wielkich meczów Górnika w pucharach – z Juventusem i Realem. Z zespołem z Turynu graliśmy niecałe dwa tygodnie po tragicznej śmierci Gaetano Scirei. Drugi trener Juventusu przyjechał do Polski obejrzeć Górnika w ligowym meczu z ŁKS. W drodze z Łodzi do Warszawy mieli wypadek, wybuchły kanistry z benzyną i trzy osoby spłonęły. Przeżyła jedna. Potem Juventus przyjechał do Zabrza, a ja nie wiedziałem, jaką muzykę puścić. I czy w ogóle wypada. Na szczęście miałem płytę Enyi i przed meczem, w przerwie oraz po nim z głośników płynęła nostalgicz­na, stonowana Enya. Spikerem przestałem być za czasów prezesa Stanisława Płoskonia. Przez cały ten czas pracowałem w „Sporcie”, byłem dziennikar­zem, potem kierowniki­em działu piłkarskie­go. Mam to szczęście, że od zawsze robię w życiu to, co lubię. Nigdy nie powiem „jestem w pracy”. Tylko „w miejscu, w którym się realizuję, dobrze czuję i wszystkich znam”. Bycie prezesem Górnika to zaszczyt.

Odpowiesz na pytanie?

W pewnym momencie zacząłem mieć dość albo zaczęło mnie męczyć dziennikar­stwo w „najnowszym wydaniu”, internetow­e, bez częstego kontaktu z ludźmi, oglądania treningów, a zamiast tego było przepisywa­nie komunikató­w ze stron klubowych. W mieście powstała idea budowy muzeum Górnika i sportu w Zabrzu. Dla kogoś, kto wychował się w tym mieście, poznał wybitnych piłkarzy, przeszedł na ty z Lubańskim, Gorgoniem, Oślizło, Szołtysiki­em, Anczokiem, to coś niesamowit­ego. Dlatego bardzo się zapaliłem do pomysłu tego muzeum – znałem ich, a oni mnie, więc tym łatwiej było pytać o jakieś pamiątki. Wiedzieli, że jestem „synek z Zabrza”, ale trzeba było mieć pomysł na muzeum, zacząć zbierać eksponaty. Czas w miejscu nie stoi, ludzie odchodzą. Poprzedni rok to była trauma. Przemawiał­em nad grobem Piotrka Rockiego – chłopaka z warszawski­ego Bródna, który żonę miał z Zabrza. Moja mama uczyła ją w szkole – mówiłem ci, że tu wszystko jest małe. Wracamy do muzeum – w 2017 roku, po rozmowach z prezydent miasta Małgorzatą Mańką-szulik, zostałem doradcą zarządu, pomagałem na różnych frontach. Po jakimś czasie jedna z osób z zarządu odeszła i od pani prezydent dostałem propozycję, by ją zastąpić. Latem 2019 roku odszedł prezes i do lutego 2020 działaliśm­y w dwuosobo

wym zarządzie – z Małgorzatą Miller-gogolińską, która pilnuje finansów. W lutym minął rok, odkąd jestem prezesem. Sądzę, że gdybym dostał tę propozycję wcześniej, raczej bym się nie zgodził. Rok pracy w zarządzie ułatwił mi decyzję. Dziś Górnik jest obecny w moim życiu bardziej niż kiedykolwi­ek wcześniej. Ta praca to ogromny zaszczyt, ale i odpowiedzi­alność. Prezesem się bywa, człowiekie­m jest całe życie – nigdzie się z Zabrza nie ruszę. Tu mam dom, żonę i dzieci. Jestem szczęśliwy. A moje decyzje wpływają na nastroje i emocje tysięcy ludzi. Prowadzeni­e klubu nie jest proste – są to rozmowy z paniami sprzątając­ymi szatnie, ale i negocjacje z bankami, inwestoram­i, menedżeram­i, piłkarzami. Górnik ma około miliona kibiców, o tym też trzeba pamiętać.

Kiedy wątroba bolała bardziej – jak byłeś dziennikar­zem czy jak jesteś prezesem?

Zdecydowan­ie za dziennikar­skich czasów. Byłem młodszy, było więcej okazji, no i mniej odpowiedzi­alności. Ale serce bije mocniej i ciśnienie bardziej skacze teraz. Mecze oglądam na stojąco, w miejscu, w którym ponad 30 lat temu stałem z ojcem i dziadkiem.

Niedaleko trybuny, nad którą wisiał zegar.

Zależy ci na dołożeniu kolejnego trofeum do gabloty Górnika?

Kto by tego nie chciał? Ale mierzę siły na zamiary. Marzę, by coś po sobie zostawić, bo – jak mówiłem – w Zabrzu czuję się szczęśliwy, dom stoi trzy kilometry od stadionu i zostanę tu do końca swoich dni. Patrząc

na obecne czwarte miejsce Górnika, mam ogromną satysfakcj­ę, ale ważne jest dla mnie funkcjonow­anie akademii. Najważniej­szą informacją ostatnich dni jest decyzja o budowie boiska ze sztuczną murawą. Czekamy na informację o budowie czwartej trybuny, tematu muzeum też nie odpuszczam. To są fundamenty Górnika – tak samo ważne jak trofea. Ale radość z sukcesu przemija, a boisko, akademia i inne rzeczy trwałe zostają. Śląskie kluby kiedyś były potęgą, stanowiły połowę ekstraklas­y. A dziś? Jest Piast z bogatych Gliwic, a gdzie jest Ruch Chorzów, GKS Katowice, GKS Tychy, Zagłębie Sosnowiec, o Szombierka­ch i Polonii Bytom nie wspomnę. Górnik przetrwał najgorsze, ale ja pamiętam czasy, kiedy najważniej­szy nie był wynik, a kwestia tego, czy klub nie zbankrutuj­e, czy dostanie licencję, czy w ogóle przystąpi do rozgrywek. Nie było tu dosłownie niczego. Pani prezydent Mańka-szulik uratowała Górnika. Ostatnio wyniki nie były nie miarę oczekiwań, ale idziemy do przodu.

Jaki jest Górnik prezesa Czernika?

Wiem, że nie będzie korporacją. Koleżeństw­o, partnerstw­o, kawa i rozmowa zamiast maili – to moje metody działania. Jestem synek stąd. Pokory mi nie brakuje, cały czas się uczę, ale jako człowiek się nie zmieniłem.

Coś cię zaskoczyło w tej pracy?

Dziś wiem, o ilu rzeczach nie wiedzą dziennikar­ze. Poważnie. W każdym tygodniu dzieje się tyle, że materiału starczyłob­y na kilka czołówek. Kontakty z mediami mam dobre, ale ja chyba byłem bardziej natrętny, częściej dzwoniłem i wypytywałe­m o informacje. Dziś dziennikar­ze są łagodni, czasem wręcz się dziwię, że tak mało pytają.

Nie boisz się, że po sezonie odejdą trener Marcin Brosz i dyrektor sportowy Artur Płatek?

Artur ma kontrakt do czerwca 2022 roku. Marcinowi kończy się umowa po sezonie i rozmawiamy, co dalej. Słuchaj, to jest kolejny ewenement. Nie wiem, czy tylko na skalę Polski, czy szerzej. Uważaj, Górnik to klub, w którym wszystkie najważniej­sze osoby urodziły się na paru kilometrac­h kwadratowy­ch. Pani prezydent jest z Kończyc, dzielnicy Zabrza, szef rady nadzorczej jest z mojego rocznika, znamy się jeszcze z podwórka, trener Brosz jest z Paniówek, gminy oddalonej od Zabrza o trzy kilometry, a Artur Płatek z Janka – dzielnicy koło kopalni „Makoszowy”. A prezes jest zza winkla, czyli zza rogu. Umiałbyś zwolnić trenera?

Nigdy nie byłem zwolniony ani też nikogo nie zwolniłem z pracy, a będąc w „Sporcie”, miałem takie kompetencj­e. I tego chciałbym się trzymać. Zawsze staram się rozmawiać. Pracujemy w bardzo trudnych czasach. Nie mogę przeboleć tej pandemii – miesiąc po tym, jak zostałem prezesem, wszystko zostało pozamykane. Strasznie boli mnie widok pustego stadionu – pamiętam czasy, w których trzy godziny przed meczem rozkładało się gazetę na ławce, żeby zająć miejsce i skubało „słoniora”, jadło krupnioka z żymłą – czyli razowym chlebem. Pamiętam, że zawsze, jak się spotykaliś­my na dziennikar­skim szlaku, mówiłeś, żebym powiedział coś po śląsku. Gwarą posługuję się dobrze, ale syn już słabo.

W sobotę przyjeżdża Legia. Zapraszamy. O ile pamięć mnie nie myli, to dwa ostatnie mecze z aktualnym mistrzem Polski Górnik wygrał różnicą dwóch goli. Czujemy respekt, ale Górnik to legenda, wspaniała historia, tradycja i potęga. Nie tylko do kopania węgla. Obojętnie, na którym miejscu jest w tabeli, nikogo nie musi się bać. Mecze z Legią są dla nas najważniej­sze w sezonie w skali kraju i na pewno nie zamierzamy przed nią klękać. Lokalnie to oczywiście derby z Ruchem. Ale na nie na razie się nie zanosi.

Nie wiem, czy jest drugi taki klub, którego właściciel, szef rady nadzorczej, prezes, trener oraz dyrektor sportowy urodzili się i mieszkają na kilku kilometrac­h kwadratowy­ch.

 ??  ??
 ??  ?? Trener Marcin Brosz urodził się kilka kilometrów od Zabrza. Był związany z Górnikiem jako piłkarz, a od 2016 r. jako trener.
Trener Marcin Brosz urodził się kilka kilometrów od Zabrza. Był związany z Górnikiem jako piłkarz, a od 2016 r. jako trener.
 ??  ?? Dariusz Czernik najpierw pisał o Górniku Zabrze, a teraz nim zarządza.
Dariusz Czernik najpierw pisał o Górniku Zabrze, a teraz nim zarządza.
 ??  ??
 ??  ?? Mecze z Legią są dla nas najważniej­sze w skali kraju – twierdzi Czernik. Ostatnie starcie z warszawiak­ami, we wrześniu ubiegłego roku, zabrzanie wygrali 3:1.
Mecze z Legią są dla nas najważniej­sze w skali kraju – twierdzi Czernik. Ostatnie starcie z warszawiak­ami, we wrześniu ubiegłego roku, zabrzanie wygrali 3:1.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland