Skra znów sięga Zenitu
Sześć niezapomnianych spotkań. W każdym wielkie emocje, zwroty akcji, dramaty i kontrowersje. Siatkarze PGE Skry sześciokrotnie mierzyli się w Lidze Mistrzów z wielkim Zenitem Kazań i każdy z tych meczów przeszedł do historii. Nie inaczej będzie zapewne dzisiaj, gdy dziewięciokrotny mistrz Polski po raz pierwszy podejmie rosyjskiego giganta w Bełchatowie. W normalnych okolicznościach mecz odbyłby się w Łodzi przy wypełnionych po brzegi trybunach Atlas Areny, ale mamy przecież nienormalne, pandemiczne czasy i wypada nam się cieszyć, że spotkanie w ogóle dojdzie do skutku. Bo przecież pozytywne wyniki testów oznaczałyby walkower.
Takiego scenariusza w starciach Skry z Zenitem jeszcze nie przerabialiśmy, choć i w Kazaniu, i w Łodzi działy się rzeczy, które nie śniły się filozofom. Co ciekawe, oba zespoły nigdy nie spotkały się w grupie. Dwa razy walczyły o awans do Final Four, raz spotkały się w półfinale i raz w wielkim finale Champions League. Za każdym razem były to więc starcia o być albo nie być i niestety we wszystkich przypadkach w niebyt spychana była PGE Skra, choć dwukrotnie pokonała wielkiego rywala i to w Kazaniu! W 2011 roku bełchatowianie wygrali w stolicy Tatarstanu 3:1, ale odpadli z rywalizacji po porażce w złotym secie 11:15. – Mężczyzna nie powinien przyznawać się do łez, ale tego dnia płakałem. Jestem przekonany, że to był najlepszy mecz Skry w ciągu dwunastu lat mojej pracy w Bełchatowie – mówił prezes klubu Konrad Piechocki. Co z tego, skoro pierwszy mecz w Łodzi bełchatowianie przegrali 2:3 i odpadli z rywalizacji. Gdyby wtedy obowiązywały obecne przepisy, do złotego seta w ogóle by nie doszło, a polski zespół awansowałby do Final Four. Gdyby... kra zagrała w turnieju finałowym rok później już jako gospodarz i w niezapomnianym finale w Atlas Arenie zmierzyła się z... Zenitem. W czwartym secie gospodarze mieli piłkę meczową, w tie-breaku kolejne dwie. Polegli po ewidentnym błędzie sędziego Dejana Jovanovicia z Serbii, który nie zauważył, że po ataku Michała Winiarskiego piłka dotknęła rosyjskiego bloku. – Jak się czuję? To, co pomyślałem, nie nadaje się do gazety. Powiedzmy, że jakbym dostał w łeb. Czujemy się oszukani, to boli – mówił wówczas Winiarski. Kiedy w wypchanej do granic możliwości Atlas Arenie wręczano puchar siatkarzom Zenitu, na telebimie pokazywano powtórki ostatniej akcji meczu, z których ewidentnie wynikało, że arbiter popełnił błąd. Niestety, nie chciał skorzystać z wideoweryfikacji, choć miał już wtedy taką możliwość. Nie skorzystał, a my zawsze będziemy zadawali sobie pytanie, co by było, gdyby mecz trwał dalej... odobne pytanie zadawał sobie w 2008 roku Daniel Pliński, gdy w półfinale w Łodzi Skra uległa Zenitowi 2:3. – W tie-breaku Rosjanie objęli prowadzenie 14:7 i wtedy rozpoczęliśmy pościg. Akurat serwowałem i postanowiłem zaryzykować – trzy razy wykonałem mocną zagrywkę z wyskoku. Rosjanie zaczęli się denerwować, popełniali błędy. Dlatego przy stanie 14:12 zagrałem balonika i to się opłaciło, bo piłka wróciła na naszą stronę. Niestety, Mariusz Wlazły pomylił się w ataku i pewnie dzisiaj nawet o tym nie pamięta. On w swoim życiu wykonał już setki ważnych akcji, a ja do dzisiaj zadaję sobie pytanie, co by było gdyby... – opowiada „Plina”, który teraz komentuje w Polsacie Sport poczynania młodszych kolegów.
Po raz ostatni Skra zmierzyła się z Zenitem pięć lat temu w walce o awans do turnieju finałowego. Bełchatowianie znowu wygrali w Kazaniu, tym razem 3:2, przerywając rosyjskiemu gigantowi świetną passę zwycięstw. Niestety, w Łodzi rywal wziął co swoje, wygrał 3:0 i po raz kolejny wyeliminował Skrę. Znowu w ostatecznym rozrachunku górą był Zenit. W tym roku oba zespoły mają za sobą poważne kryzysy i turbulencje, oba mają coś do udowodnienia. Czy po raz pierwszy do dalszych gier awansuje PGE Skra? Faworytem jest oczywiście sześciokrotny triumfator Ligi Mistrzów, ale może Skra znowu rozegra nie jeden, ale dwa najlepsze mecze w historii i wreszcie sięgnie „Zenitu”. Pomarzyć miła rzecz...
SP