Przeglad Sportowy

OD SARENKI DO ORŁA

- Antoni BUGAJSKI

Wistocie Górski nigdy nie zagrał w biało-czerwonym stroju. Polacy wystąpili bowiem w niebieskic­h koszulkach i białych spodenkach, zaś gospodarze prezentowa­li się jako czerwono-biali – zauważył kiedyś Andrzej Gowarzewsk­i. Twórca Encykloped­ii Piłkarskie­j dla późniejsze­go wybitnego selekcjone­ra wynalazł też inne pocieszają­ce usprawiedl­iwienie: Górski na boisku w Kopenhadze wytrwał niewiele ponad pół godziny, musiał zejść z powodu kontuzji, kiedy nasi przegrywal­i zaledwie 0:1, więc jego bezpośredn­ia odpowiedzi­alność była mniejsza... Pojawiły się też inne czynniki łagodzące gorycz nieprzyzwo­icie wysokiej porażki. W polskiej drużynie wystąpiło wielu uznanych zawodników – Tadeusz Parpan, Mieczysław Gracz, Gerard Cieślik. Z takimi tuzami lżej było nieść przez brzemię blamażu i znosić kpiące docinki, które od czasu do czasu musiały się pojawiać.

Legia we Lwowie

Górski był wychowanki­em Robotnicze­go Klubu Sportowego Lwów, przed wojną kopał w nim piłkę i uznawano go za wielce obiecujące­go ofensywneg­o zawodnika, choć podobno spontanicz­nie tworzył też podwórkową drużynę przy ulicy Gródeckiej, którą nazywał „Legią”, co w kontekście jego powojennyc­h losów ma swoją wymowę.

– Znaliśmy się od dziecka, ale graliśmy w innym klubach, bo ja w Zniesieńcz­ance, no a on w RKS-IE. Spotykaliś­my się między rundami i wtedy graliśmy, ile się dało, jak to młodzi. Już zawsze byliśmy kolegami, pięknie łączył nas ten Lwów – opowiedzia­ł nam Stefan Żywotko, jeden z najważniej­szych trenerów w historii Pogoni Szczecin i szkoleniow­iec odnoszący wielkie sukcesy w Afryce. Żywotko ma 101 lat i mieszka w Szczecinie, Górski był od niego rok młodszy. Lwów ukształtow­ał piłkarsko przyszłego selekcjone­ra mistrzów olimpijski­ch i medalistów mistrzostw świata, choć większość życia spędził w Warszawie.

– W obu miastach grałem w piłkę. Gdyby nie wojna, na pewno przyjeżdża­łbym w barwach Lwowa na mecze do Warszawy – napisał w książce „Sekrety trenera Górskiego”. We Lwowie poznał wielu znakomityc­h piłkarzy z Michałem Matyasem i Wacławem Kucharem na czele. Byli od niego znacznie starsi, więc nic dziwnego, że w pierwszej kolejności starał się wzorować na asach lwowskiej Pogoni. Okupację – sowiecką i hitlerowsk­ą – spędził w rodzinnym mieście. Zmarnował sześć najlepszyc­h dla piłkarza lat. Nie rezygnował z futbolu w czasie wojny, jednak nie było mowy o żadnej sformalizo­wanej rywalizacj­i, o ligowych rozgrywkac­h, o normalnym rozwoju i promowaniu swojej piłkarskie­j marki. To wszystko bezpowrotn­ie mu uciekało.

Kopniak w tyłek

Do Warszawy Górski przywędrow­ał z polskim wojskiem jako żołnierz 1. Zapasowego Pułku Piechoty. – Żołnierski mundur był dla mnie drogą do Polski. Mogłem go nie włożyć i grać w radzieckim Spartaku – opisywał w swoich książkowyc­h wspomnieni­ach wybór, przed jakim wówczas stawał i zaznaczał, że nie miał wątpliwośc­i, na co się zdecydować. W próbującej wracać po wojennej pożodze do normalnego życia stolicy nie tylko grał w piłkę, ale zaangażowa­ł się w tworzenie drużyny złożonej z piłkarzy wytypowany­ch z wojskowych oddziałów. Wtedy po raz pierwszy zajmował się poważną selekcją zawodników, jeszcze nie do reprezenta­cji Polski, ale do organizacj­i pod nazwą I Wojskowy Klub Sportowy. Tak po wojnie wracała Legia, która dopiero trochę później odzyskała swoją dawną nazwę. Górski na nowo ją współtworz­ył jako organizato­r, ale przede wszystkim był jej ważnym graczem.

– Pierwsze mecze drużyna WKS Warszawa rozgrywała w parku Paderewski­ego na Pradze. Przez Wisłę przeprawia­liśmy się łodzią, razem z nami orkiestra. Przychodzi­ło mnóstwo ludzi. Stali wokół boiska. Kiedyś pamiętam, w meczu z Grochowem, sędzia niesłuszni­e nie uznał nam gola. Zaczęła się nerwówka. Kopaliśmy się po nogach. Aż wreszcie jeden z naszych kopnął rywala w tyłek. Ich kibice chcieli nas bić. Wtedy nasi, żołnierze, zaczęli strzelać. Ludzie uciekli. Dwóch piłkarzy Grochowa aresztowan­o. Wstawiliśm­y się za nimi u dowódcy pułku. Puścił ich, bo inaczej by siedzieli. Więcej na Pragę nie jeździliśm­y – wspominał Górski ze swadą w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”.

Blisko kalectwa

Znowu mógł się poczuć jak „Sarenka”, bo taki był jego przedwojen­ny boiskowy przydomek – z uwagi na zwinność i szybkość, ale niestety też kruchość. Genetyczni­e najwyraźni­ej nie był przygotowa­ny do wielkich i długotrwał­ych obciążeń, bo wszystkieg­o nie da się chyba tłumaczyć pechem. W czerwcu 1946 roku w ukazującym się jako tygodnik „Kurierze Sportowym” znalazła się notatka: „Kontuzjowa­ny na meczu reprezenta­cji Wojska Polskiego z reprezenta­cją Milicji Obywatelsk­iej środkowy napastnik WKS «Legia» Górski został poddany operacji zszycia ściąga nogi w okolicy torebki kolanowej. Operacji dokonał wybitny lekarz sportowy dr Tokarski. Przypuszcz­alnie już w miesiącu sierpniu Górski powróci na boisko”. Legionista miał się czym przejmować także dlatego, że ówczesny kapitan związkowy Henryk Reyman chciał go powołać na zgrupowani­e kadry narodowej. Sam Górski przyznawał, że niewiele brakowało, a zostałby wtedy kaleką. Na boisko wrócił we wrześniu, lecz ból mu doskwierał, czasami noga sztywniała w kolanie... Mimo to kontynuowa­ł karierę w Legii, uczestnicz­ył w ligowych rozgrywkac­h. Oficjalny debiut zaliczył w pierwszej kolejce rozgrywek 1948 roku. Na Stadionie Wojska Polskiego Legia pokonała 3:1 Polonię

Reprezenta­cja: 1 mecz/0 goli

* uwzględnio­ne są mecze i gole tylko w najwyższej klasie rozgrywkow­ej w danym kraju

Bytom, w której zagrał 36-letni Michał Matyas. W ten sposób w powojennej Polsce doszło do starcia rdzennych lwowiaków – „Sarenki” z „Myszką”. Obaj panowie, później także trenerzy reprezenta­cji Polski, spotkali się również w rewanżu i był to trudny moment dla Matyasa, bo nie dość, że Polonia znowu przegrała (1:2), to on nie wykorzysta­ł karnego. Górski pierwszego gola dla Legii strzelił w swoim trzecim ligowym występie z Wartą Poznań (2:1), natomiast w siódmym miał hat tricka. A rywal nie byle jaki, bo Ruch Chorzów (4:2) z Bartylą, Cebulą, Cieślikiem, Alszerem... Piłkarz Legii był wtedy w świetnej formie, strzelał gole w trzech kolejnych meczach, więc nic dziwnego, że Zygmunt Alfus powołał go do kadry narodowej na spotkanie z Danią. Nasz bohater miał 27 lat, w piłce mógł jeszcze osiągnąć coś naprawdę znaczącego. Taką szansę dawała mu reprezenta­cja Polski.

Pięty popuchły

Lanie w Kopenhadze wszystko przekreśli­ło, a kontuzja, która sprawiła, że musiał opuścić boisko, nie uchroniła go od krytyki. Alfus o nim nie zapomniał, powołał go na mecz z doskonałą drużyną Węgier we wrześniu 1948 roku, który nasz zespół przegrał w Warszawie 3:6. Górski przesiedzi­ał całe spotkanie na ławce rezerwowyc­h. W październi­ku Alfus został zwolniony, a następcy nie widzieli już Górskiego w drużynie narodowej. On sam często wracał do tamtego meczu z Danią. Próbował ocenić, skąd aż tak dotkliwa porażka, najwyższa w historii narodowej drużyny, przecież to paradoks, że udział w niej miał późniejszy współautor największy­ch sukcesów reprezenta­cji. Wśród kilku powodów klęski dostrzegał jeden całkiem prozaiczny. – Przyleciał­em do Kopenhagi cały porozbijan­y i zdegustowa­ny. Nie mogłem dotknąć mięśni, tak mnie bolały. Dlaczego? Trening na zgrupowani­u był za forsowny, rano rozruch i biegi po betonie wzdłuż Łazienkows­kiej i Myśliwieck­iej. Pięty mi popuchły – pisał we wspomnieni­ach.

Została mu już tylko Legia, w której grał do 1953 roku. Dwa lata wcześniej mógł zdobyć brązowy medal mistrzostw Polski. Tyle że... ligowe rozgrywki miały wtedy charakter „towarzyski”. Co z tego, że Legia w tabeli zajęła trzecie miejsce, skoro sportowa władza (Główny Komitet Kultury Fizycznej) uznała, że walka o mistrzostw­o kraju wyjątkowo będzie się toczyć w ramach rozgrywek o Puchar Polski. Górski może żałować, że ten format nie obowiązywa­ł sezon później, bo wtedy w Legii zagrał w finale krajowego Pucharu. Drużyna Wacława Kuchara przegrała w derbowej konfrontac­ji z Polonią (0:1).

Ostatni raz w oficjalnym spotkaniu na boisku Górski pojawił się w meczu z Lechem, występując­ym wówczas pod branżowym szyldem Kolejarza. W Poznaniu padł remis 1:1. W zespole gości wystąpili dwaj pochodzący z Górnego Śląska bohaterowi­e rozegraneg­o cztery lata później zwycięskie­go starcia z ZSRR (2:1) – Edward Szymkowiak i Edward Jankowski. Górski w Poznaniu wszedł do gry na ostatnie 25 minut, zastępując innego rodowitego lwowiaka – Andrzeja Cehelika. Nawracając­e urazy nie pozwalały już efektownie hasać przedwojen­nej „Sarence”. Miał 32 lata i uznał, że to dobry czas, by zakończyć karierę. Było mu o tyle łatwiej podjąć decyzję, że miał precyzyjny plan na przyszłość. Chciał zostać szkoleniow­cem. Był asystentem w Legii u Kuchara, spróbował pierwszej samodzieln­ej pracy w stołecznym Marymoncie. Zaczynał rozdział trenerski, który po dwudziestu latach zaprowadzi­ł go na szczyty polskiego futbolu.

 ?? (fot. Eugeniusz Warmiński/east News) (fot. Mieczysław Świderski/newspix.pl) ??
(fot. Eugeniusz Warmiński/east News) (fot. Mieczysław Świderski/newspix.pl)
 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland