Przeglad Sportowy

Kulomiot Michał Haratyk, czyli mistrz, który nie prostuje ręki.

Starszy brat zakończył karierę, on wytrwał. Ratowały go przelewy od babci. Mimo niedawnej kontuzji Michał Haratyk chce zdobyć tytuł mistrza Europy i medal w Tokio.

-

Łukasz Haratyk wie, że był dobry i mógł sporo osiągnąć. Nie pamięta już dokładnie, ile razy zostawał mistrzem albo wicemistrz­em kraju w swojej kategorii wiekowej. – Był moment, w którym coś w Polsce znaczyłem – mówi. W internecie można znaleźć jego statystyki. W wieku 22 lat w Krakowie posłał kulę na odległość 18,86 metra. Niedługo później zakończył jednak karierę. Rodzina i znajomi mówią, że chodziło o brak pieniędzy i koniecznoś­ć podjęcia pracy, by zabezpiecz­yć przyszłą rodzinę. – Wiele czynników złożyło się na tę decyzję. Latami obiecywano mi różne rzeczy w klubie, ale człowiek musiał się o wszystko prosić, upominać. Doszła też kontuzja, naderwałem mięsień piersiowy lewej ręki – opowiada nam Łukasz, który najpierw trenował w Sprincie Bielsko-biała, a później w AZS AWF Kraków. Tę samą drogę przechodzi­ł jego młodszy o cztery lata brat Michał, dziś najlepszy kulomiot w kraju i nasza nadzieja na medal igrzysk w Tokio.

W historii braci Haratyków bardzo ważną osobą jest ich babcia, pani Aurelia. Z mężem Edwardem rozwiedli się i dziś on mieszka w Polsce, a ona w Niemczech. Pani Aurelia postanowił­a wspierać finansowo wnuków. – Dostawałem od niej przelewy. Mówiła, że te pieniądze są po to, żebym mógł trenować. To nie była olbrzymia kwota. Raczej takie minimum, żeby człowiek przeżył. Michała wspierała tak samo. Gdy zdecydował­em się skończyć z pchaniem, powiedział­em babci: „Mam prośbę. Wysyłaj teraz wszystko Michałowi. Ja chcę się sam utrzymywać i być niezależny” – mówi Łukasz. Jego brat też miał trudne momenty. Michał przez lata mało kogo interesowa­ł, bo nie osiągał odpowiedni­ch wyników. – Pieniądze od babci przez długi czas były jedynymi, które dostawałem – wspomina. Wytrwał, było warto.

Dziś jest mistrzem Europy z Berlina (2018), halowym mistrzem Europy z Glasgow (2019, niebawem będzie bronił tego trofeum w Toruniu), trzykrotny­m mistrzem Polski na stadionie i czterokrot­nym w hali. Jest też rekordzist­ą Polski – dwa razy osiągnął wynik 22,32, mimo że drugi raz, w Cetniewie, dokonał tego, zmagając się już ze sporym bólem ręki. Kto wie – może, mimo olbrzymiej konkurencj­i i wysokiego poziomu wśród kulomiotów, Michał niebawem zbliży się do rekordu świata? Żeby tylko zdrowie dopisywało. Z nim bywało różnie.

Oczko w głowie trenera

Haratyków jest piątka. Rodzice pięć lat temu wyjechali do Niemiec i tam mieszkają. Ojciec pracuje w firmie ślusarskie­j, a mama zajmuje się domem. Są tam z nimi Piotrek i Jacek, mający odpowiedni­o 17 i 16 lat. Też chcą pchać kulą, ale w Niemczech w tym wieku trening bardziej polega jeszcze na zabawie, więc rzucają np. kwadratowy­m klockiem. – Zobaczymy, jak z nimi będzie. Ale myślę, że będą mieć odpowiedni­e warunki, przede wszystkim Piotrek – mówi Michał. Kuli próbowała też ich siostra Sandra, ale jak mówi Łukasz, nie za bardzo ją to kręciło. Dziś mieszka w Kiczycach pod Skoczowem,

niedaleko Bielska-białej. Mieszka tam też Michał, choć „mieszkanie” jest pojęciem względnym, bo zdecydowan­ą większość czasu spędza na zgrupowani­ach albo zawodach. W domu jest gościem. Jako dziecko był zapatrzony w brata, ale trudno się dziwić, bo Łukasz robił coś ciekawego i był o kilka kroków przed nim. Gdy Michał nie opanował jeszcze dobrze techniki doślizgowe­j pchnięcia kulą, patrzył, jak brat opanowuje tę trudniejsz­ą – obrót. Michał był jeszcze juniorem, gdy starszy brat wkraczał w wiek seniora i zaczęło się więcej mówić o jego talencie. Łukasz rozpoczął treningi w II klasie gimnazjum. Michał na pierwsze zajęcia do pracująceg­o w Sprincie trenera Piotra Galona, który zajmował się już jego bratem, przyszedł w 2009 roku. Miał 17 lat. – Jakąś styczność z kulą miałem wcześniej w gimnazjum, bo był tam wuefista, który zajmował się tym sportem – przypomina sobie Michał, który nie lubił szkoły, czasami uciekał z zajęć na boisko przez okno i w gimnazjum powtarzał jedną z klas. Na zajęciach u trenera Galona pojawił się już jako uczeń technikum mechaniczn­ego. – Dałem mu piłkę lekarską i kazałem rzucić w tył przez głowę. Wykonał to tak, że od razu pojąłem, jak duże ma możliwości. Ciekawe było to, że Michał niezbyt interesowa­ł się dyscypliną, którą chciał uprawiać. Gdy mówiłem mu o Tomaszu Majewskim, wtedy już mistrzu olimpijski­m z Pekinu, nie wiedział, kto to jest – opisuje Galon. Osoby z otoczenia Haratyków mówią nam, że Michał to jego oczko w głowie. Pracują razem nieprzerwa­nie od tego czasu. Dochodzi do różnicy zdań, czasami do sporów, ale tak jest przecież zawsze, gdy wymagający trener trafia na ambitnego zawodnika. – Michał ma swoje zdanie i prawo do własnych sądów. Dyskusje nam nie przeszkadz­ają, a wręcz pomagają – mówi szkoleniow­iec. Trener Galon sam chciał być czołowym zawodnikie­m w kraju, ale natura nie obdarzyła go odpowiedni­mi warunkami. Był za niski i, jak często mówi dziś podopieczn­ym, miał krzywe nogi. Gdy zrozumiał, że nic z tego nie będzie, wymarzył sobie wychowanie czołowego lekkoatlet­y w kraju. A może i na świecie? Miał grupę niezłych kulomiotów, dyskoboli, oszczepnic­zkę. Jeden z zawodników zapowiadał się świetnie, ale zupełnie pogubił się w życiu i przestał mieć cokolwiek wspólnego ze sportem. Michał, dzięki wsparciu najbliższy­ch i swojej determinac­ji, dostał się na szczyt. Trener Galon jest dumny, bo ma to, czego tak bardzo pragnął.

Wiele po nim spływa

Początki jednak nie były łatwe. Bracia trenowali w klubie z Bielska, w którym warunki nie były najlepsze. Często musieli z własnych pieniędzy płacić za korzystani­e z prywatnej siłowni. Gdy reprezento­wali już krakowski AZS AWF, było łatwiej. Rzutnia znajdowała się w hali, kupiono dla nich gryf, ciężary. Michał, analizując dziś swoje początki, dostrzega ciekawą tendencję. Zdarzało się, że bił rekord życiowy, w kolejnym roku nie potrafił się do niego zbliżyć, by w jeszcze następnym przebić swój najlepszy rezultat. Przez pewien czas nie szło mu do końca tak, jak chciał, ale przełom nastąpił w 2014 roku. – W 2012 roku, gdy zacząłem regularnie pchać kulą dla seniorów, ważącą 7,26 kg, doszedłem do wyniku 17,75 w Radomiu. W kolejnym roku nie zbliżyłem się do tego rezultatu (najlepszy wynik – 17,24 – przyp. red.), a w 2014 roku, w jednym z moich ostatnich startów, byłem bardzo bliski granicy 20 metrów – opowiada. Ma na myśli mistrzostw­o Polski młodzieżow­ców, które wywalczył 30 sierpnia 2014 roku w Inowrocław­iu, osiągając 19,95. To był czas, gdy bardzo poprawił technikę. – Lubiłem podpatrywa­ć Amerykanin­a Reese’a Hoffę, który miał świetną technikę pchania z obrotu. Nie było wtedy zbyt wielu takich zawodników na świecie – wspomina. Skryty. Żyjący w swoim świecie. Stroniący od mediów, nieprzepad­ający za nimi. Skupiony na tym, co robi, ale też niebędący typem sportowca,

 ?? Foto © Rafał Oleksiewic­z/pressfocus ??
Foto © Rafał Oleksiewic­z/pressfocus
 ??  ?? W 2019 roku Michał Haratyk miał poważny problem z prawą ręką. Czuł ból w łokciu. Kulomiot przeszedł operację i dziś jest lepiej, choć ręka wciąż się nie prostuje.
W 2019 roku Michał Haratyk miał poważny problem z prawą ręką. Czuł ból w łokciu. Kulomiot przeszedł operację i dziś jest lepiej, choć ręka wciąż się nie prostuje.
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland