Nasi skoczkowie rozpoczynają walkę o medale w Oberstdorfie.
Martin Schmitt mówi o faworytach mistrzostw śwata i ocenia możliwości polskich skoczków.
Jeśli dobrze radzisz sobie w zawodach Pucharu Świata, chcesz medalu na dużej imprezie. Ale to pojedynczy konkurs, w którym wszystko może się zdarzyć.
NATALIA ŻACZEK: Słyszy pan: mistrzostwa świata, na myśl przychodzi…
MARTIN SCHMITT: Mam kilka miłych wspomnień związanych z imprezą tej rangi. Prawdopodobnie najlprzyjemniejsze pochodzi z Lahti i jest nim moje zwycięstwo na dużej skoczni w 2001 roku. To był bardzo trudny konkurs. Trzeba było dać z siebie wszystko, by sięgnąć po medal. Poziom był naprawdę wysoki. Co więcej, udało mi się wtedy obronić tytuł z 1999 roku.
A mistrzostwa z 1999 roku w Ramsau? Pierwszy tytuł mistrza świata w karierze też musiał być czymś wyjątkowym?
To prawda, to też były wyjątkowe mistrzostwa, ale w Lahti to nie było tylko mistrzostwo świata, ale obrona tytułu. To wielka rzecz. To nie tylko jeden konkurs. Zresztą jak pani wie, to był doskonały sezon Adama Małysza. Skakanie na tym samym poziomie co on było niezwykle trudne.
W Austrii walczył pan o pierwsze mistrzostwo świata, a w Finlandii skakał pan ze świadomością, że może być jednym z nielicznych w historii, któremu uda się je obronić. Która sytuacja jest trudniejsza?
Obie sytuacje nie są łatwe. W 1999 roku byłem w naprawdę świetnej formie. Jechałem na imprezę jako jeden z najpoważniejszych kandydatów do złota. Jeśli dobrze radzisz sobie w PŚ, chcesz co najmniej medalu na dużej imprezie. Będąc liderem, chcesz złota, ale to pojedynczy konkurs, wszystko może się zdarzyć. Musisz skupić się na swoich skokach i zrobić wszystko, co w twojej mocy.
W tym roku tytułów będą bronić Dawid Kubacki i Markus Eisenbichler. Który z nich ma większe szanse, by tego dokonać?
Obaj mają duże szanse. Dawid skacze na naprawdę wysokim poziomie. Ma znakomite odbicie, które jest bardzo potrzebne na normalnej skoczni. Jest jednym z kandydatów do medalu. Markus skacze dobrze, ale przeżywa wzloty i upadki. Dobre
skoki nie przychodzą mu z taką łatwością i lekkością jak choćby Halvorowi Egnerowi Granerudowi, więc może brakować mu pewności siebie. By osiągnąć dobry rezultat, musi dobrze rozpocząć te mistrzostwa. Jeśli to się uda, będzie znacznie bliższy obrony tytułu.
Tym razem w Oberstdrofie zabraknie kibiców, ale gdyby sytuacja była normalna, wielu z nich pojawiłoby się na obiekcie? Niemcy wciąż kochają skoki tak jak za czasów pana i Svena Hannawalda?
Wciąż są bardzo popularne, ale jest trochę inaczej niż wtedy. Nadal cieszą się zainteresowaniem telewizji, ludzie oglądają konkursy, ale nie jest to tak nasilone jak w naszych czasach.
Tegoroczne mistrzostwa w Oberstdorfie będą dla was bardziej udane niż te z 2005 roku, gdy na skoczniach Niemcy zdobyli jeden medal – srebro w drużynie na obiekcie normalnym?
Szanse są duże. Niemiecka drużyna jest znacznie mocniejsza niż wtedy. Wówczas mieliśmy problemy, zwłaszcza ja, to był dla mnie trudny sezon. Na MŚ przygotowałem niezłą formę, ale nie była na tyle stabilna, by poradzić sobie z presją konkursów.
Po weekendzie w Rasnovie wydaje się, że znów możecie liczyć na Karla Geigera.
Karl jest mistrzem świata w lotach, ale zdecydowanie lepiej radzi sobie na normalnych obiektach ze względu na swoje potężne odbicie. Dzięki niemu ma dużo energii w locie. Ma także odpowiednie umiejętności, jeśli chodzi o sam lot, ale pierwsza faza jest niezwykle delikatna. Kiedy zabraknie odpowiedniej rotacji, na większych skoczniach to nie zadziała. Na normalnej jest łatwiej, bo może więcej wycisnąć z odbicia. Myślę, że w Oberstdorfie może poradzić sobie całkiem nieźle.
Gdy pytaliśmy go, z czego wynikają jego ostatnie problemy, wspomniał tylko, że chodzi o detale.
W skokach potrzebujesz zarówno mocnego odbicia, jak i prędkości. Po wyjściu z progu musisz przejść do fazy lotu niezwykle szybko, by tej prędkości nie wytracić. Karl potrzebował solidnej pozycji dojazdowej, aby robić to właściwie. Robił to zbyt wolno, a w powietrzu odznaczało się to u niego jeszcze mocniej, bo jest bardzo wysokim zawodnikiem. Miał pan obawy po konkursach w Zakopanem? Pod względem liczby zdobytych punktów był to najgorszy weekend niemieckiej kadry pod wodzą trenera Stefana Horngachera.
Nie wiem, dlaczego mieli aż takie problemy w Zakopanem. To był dla nas zastanawiający weekend. Ja zawsze lubiłem skakać na Wielkiej Krokwi, ta skocznia jest w porządku. Myślę, że w Oberstdorfie będzie im łatwiej. Dobrze radzili sobie tu już podczas Turnieju Czterech Skoczni. W ostatnich tygodniach skupiali się przede wszystkim na przygotowaniach do mistrzostw. Było trochę więcej treningu siłowego, więc być może nie byli gotowi na Zakopane pod względem przygotowania fizycznego. Rasnov był znacznie lepszy, wydaje się, że drużyna jest zregenerowana i ma odpowiednią formę, by pokazać się z jak najlepszej strony podczas kluczowej imprezy u siebie.
Czy po ostatnich słabszych występach kibice krytykują Stefana Horngachera?
Jak wiadomo, w każdej dyscyplinie sportu liczą się sukcesy. Jest szanowany w Niemczech, ale oczywiście, jeśli brakuje dobrych rezultatów, ludzie zawsze zadają pytania, coś kwestionują. Myślę, że nie rozprasza to drużyny i skoczkowie koncentrują się na swoich występach. Stefan wykonuje u nas dobrą pracę, a zawodnicy ufają mu w stu procentach. To zaprocentuje.
Gdy Horngacher pracował w polskiej kadrze, rzadko zmieniał skład. Wśród kibiców zyskał nawet przydomek „betonowy Stefan”. Teraz podobnie wygląda to u was.
W tym sezonie nie ma zbyt wielu opcji zastępczych. Mamy Andresa Wellingera