Łzy i krzyki na mecie
Johannes Hoesflot Klaebo i Jonna Sundling mistrzami świata w sprincie stylem klasycznym.
Łzy spływały mi po policzkach, kiedy rozmawiałem z tatą. Nie mogłem nic powiedzieć. Ten wyścig wywołał we mnie bez wątpienia najwięcej emocji – mówił norweskim mediom Johannes Hoesflot Klaebo, który został mistrzem świata w sprincie klasykiem w Oberstdorfie. To był zresztą norweski wyścig, bo całe podium zajęli biegacze z tego kraju. Bohaterem był jednak Klaebo. W Trondheim flagę wywiesił jego dziadek Kaere. – Nie mogę się doczekać rozmowy z nim, ale nie teraz. Wiem, jak było z tatą... Muszę najpierw coś zjeść – tłumaczył mistrz. Na telefon czekała też jego dziewczyna Pernille, z którą nie widział się od pięciu tygodni. Wszystko po to, żeby być gotowym. Norwegowie w ogóle odcięli się od świata, zrezygnowali z Pucharu Świata, żeby zminimalizować ryzyko nieobecności w Bawarii. – Jest wielu ludzi, których chciałbym widywać częściej – powiedział Klaebo, a pod jego słowami podpisaliby się pewnie wszyscy sportowcy. Jeśli po męskim finale były łzy, to po żeńskim... krzyki. Tak cieszyła się ze srebra Norweżka Maiken Caspersen Falla, która o zaledwie 0.03 s wygrała ze Słowenką Anamariją Lampič. To jej piąty sprint mistrzostw świata z rzędu, w którym zdobyła medal. Bohaterką dnia była jednak Szwedka Jonna Sundling. To ona zdobyła złoto. Wygrała wyraźnie, z ponaddwusekundową przewagą. To największy sukces w karierze 26-letniej Sundling, która dotąd zdobywała medale jedynie w imprezach juniorskich. W dorobku ma też trzy zwycięstwa w Pucharze Świata.
Polacy czwartku w Oberstdorfie nie zapiszą do udanych, bo nikt nie przebrnął kwalifikacji. Najbliżej występu w ćwierćfinale była Monika Skinder, która w eliminacjach zajęła 31. pozycję.