IEJSCA NA TAKIE ZAGRANIA
Iadu – mówi piłkarz Wisły Płock. 29 stycznia został z premedytacją sfaulowany przez Djordje Crnomarkovicia, ma złamaną kość strzałkową.
tak samo jak i mamy, która jak na kobietę całkiem dobrze zna się na piłce. Jestem jej bardzo wdzięczny, że zawsze pilnowała mnie z nauką. Wcześniej tego nie rozumiałem, teraz widzę, że warto rozwijać się na wielu płaszczyznach. Nikt nie ma pewności, czy mu się powiedzie w sporcie, trzeba mieć plan B.
Poza piłką, na jakiej płaszczyźnie się pan jeszcze rozwija?
Przez dwa lata studiowałem fizjoterapię na Uczelni Medycznej w Łodzi. Po transferze do Legii musiałem na rok zawiesić edukację, bo nie miałem możliwości, by stacjonarnie zaliczyć egzaminy. W przypadku osób, które profesjonalnie uprawiają sport, studia to trudna sprawa. Ale teraz je wznowię, tyle że niestacjonarnie. Mama mnie namówiła.
Po zakończeniu kariery zamierza pan iść w kierunku fizjoterapii?
Zdecydowałem się na fizjoterapię, bo będąc piłkarzem cały czas pracuje się nad swoim ciałem: z fizjoterapeutą, trenerami od przygotowania fizycznego. Dużo od nich czerpałem, dziś mam świadomość własnego organizmu. W przyszłości mógłbym się tym zająć zawodowo, pomóc chętnym podtrzymywać rytmu w drugim zespole. Gdybym rozegrał w nim kilka spotkań, czułbym się zupełnie inaczej. Samymi treningami nie da się osiągnąć odpowiedniego poziomu. Odstawałem fizycznie.
Więc kiedy dostał pan szansę w meczu z Lechią, trudno było pokazać swoje możliwości?
Zagrałem słabo, wiem. Analizując to spotkanie widziałem, że fizycznie nie byłem na swoim poziomie, a kiedy tego brakuje, nie da się pokazać umiejętności piłkarskich. Mówił o tym wiele razy Robert Lewandowski, a to przecież wzór.
Tamten mecz zadecydował o pana niebycie w Legii?
Nie zastanawiałem się nad tym. Na pewno nie załamałem się faktem, że już mnie tam nie ma. Wyciągnąłem z tego pobytu tyle, ile mogłem najlepszego, wiele nauczyłem się od trenera Vukovicia i całego sztabu. Znów odwołam się do Roberta, który powtarza, że w karierze sportowiec napotyka różne przeszkody, ważne, by umiał je przeskoczyć, by się nie poddawać. Tak rozumiem też moją historię w Legii. Wierzę, że jeszcze pokażę, na co mnie stać.
Nie kusiło pana, by iść tylko na wypożyczenie, wrócić i za jakiś czas sprawdzić, czy nie ma pan szansy na grę?
Ale może ja jeszcze wrócę do Legii? Dziś tego nie wie nikt. Wszystko zależy ode mnie. W tamtym momencie wspólnie uznaliśmy, że definitywne odejście jest najlepszym rozwiązaniem.
Był pan za słaby na Legię?
Nie. Wiedziałem, jacy zawodnicy są w zespole, przerastali mnie doświadczeniem i obyciem w lidze. Na mojej pozycji grali piłkarze z wyższymi umiejętnościami, ale nie uważam, bym przeliczył swoje możliwości.
Jesienią wyglądało na to, że i w Wiśle Płock może pan nie grać. Po meczu z Jagiellonią został pan odstawiony.
Mocno się wkurzyłem w tym spotkaniu. Na siebie. Straciłem piłkę, po moim błędzie straciliśmy gola, a ja zostałem zdjęty w przerwie. Potem nie zagrałem już w żadnym meczu, co było konsekwencją tamtej sytuacji. Wróciłem dopiero na ostatnie pięć minut w Lubinie. I naprawdę czułem, że w kolejnych tygodniach mogę się przebić do składu, bo dobrze przepracowałem okres przygotowawczy. Niestety, nie mogę sprawdzić, czy tak by było. Jestem święcie przekonany, że w końcu będzie tak, jakbym tego chciał, że ta droga ma sens.