Przeglad Sportowy

NIE PRZEGRALI JAK ZAWSZE

Hiszpania odniosła jedyny triumf na dużej imprezie do 2008 roku, pokonując w finale ME ’64 ZSRR, z którym cztery lata wcześniej nie zagrała w wyniku sprzeciwu dyktatora Francisco Franco.

- Maciej KALISZUK

Gramy jak zawsze, przegrywam­y jak nigdy – tak przez dziesiątki lat mówiło się o reprezenta­cji Hiszpanii. Zanim wspaniała drużyna Xaviego, Iniesty czy Ikera Casillasa zdominował­a światowy futbol, każdy duży turniej kończył się rozczarowa­niem. Starsi kibice pamiętali jednak jeden wyjątek od tej reguły. W 1964 roku Hiszpanie okazali się najlepsi w Europie.

Druga edycja Pucharu Narodów cieszyła się dużo większą popularnoś­cią od pierwszej, w której wzięło udział tylko 17 reprezenta­cji. Tym razem 29 drużyn zadeklarow­ało przystąpie­nie do eliminacji. Dalej jednak na starcie zabrakło kadry RFN.

Inna sprawa, że w końcu zagrało 28 ekip, gdyż Grecja z powodów polityczny­ch wycofała się po wylosowani­u Albanii.

Format rozgrywek był podobny do tego sprzed czterech lat. Znów grano systemem mecz i rewanż, a cztery najlepsze zespoły miały wystąpić w turnieju finałowym w jednym kraju.

Bałagan w kalendarzu

Runda wstępna ciągnęła się od czerwca 1962 do marca 1963 roku. Podobnie jak w pierwszej edycji w kalendarzu panował bałagan. Pierwsze mecze w poszczegól­nych parach odbywały się od czerwca do grudnia, gdy w niektórych innych już we wrześniu odbył się rewanż. Bywało, że rozgrywano go po trzech tygodniach od pierwszego starcia drużyn, a zdarzało się, że dopiero po pół roku.

Zmagania zainauguro­wały 21 czerwca skandynaws­kie derby Norwegia – Szwecja, gdzie górą okazali się wyżej notowani wówczas goście (2:0). W listopadow­ym rewanżu po remisie 1:1 wicemistrz­owie świata z 1958 roku przypieczę­towali awans.

Hitem tej rundy były starcia Francji z Anglią. W październi­ku w Sheffield padł remis 1:1, w lutym w Paryżu Trójkoloro­wi triumfowal­i 5:2. Najbardzie­j wyrównana okazała się rywalizacj­a Bułgarii z Portugalią. Oba mecze zakończyły się zwycięstwe­m 3:1 gospodarzy i zgodnie z ówczesnym regulamine­m doszło do trzeciego starcia na neutralnym gruncie. W Rzymie górą byli Bułgarzy (1:0). Niespodzia­nkę stanowiła porażka wicemistrz­a świata Czechosłow­acji z NRD (1:2 i 1:1).

Spotkania 1/8 finału toczyły się od maja do listopada 1963 roku. Znów terminarz został ułożony nietypowo z dzisiejsze­j perspektyw­y. Część drużyn już we wrześniu kończyła dwumecz, inne dopiero w październi­ku mierzyły się po raz pierwszy. Najciekawi­ej zapowiadał­a się rywalizacj­a obrońców tytułu ZSRR z Włochami. Najpierw na Łużnikach w obecności 102 tysięcy widzów triumfowal­i gospodarze 2:0, w Rzymie na oczach prawie 70 tysięcy kibiców padł remis 1:1 i to ekipa ze wschodu awansowała.

W ćwierćfina­łach rozgrywany­ch od grudnia do maja najwięcej emocji budziła rywalizacj­a Francji i Węgier. Les Bleus ulegli u siebie 1:3, w rewanżu ponownie przegrali, tyle że 1:2. W innej interesują­cej parze ZSRR poradził sobie ze Szwecją (3:1 i 1:1), a Dania z największą rewelacją – Luksemburg­iem (piszemy o tym obok). Najłatwiej awans wywalczyli Hiszpanie, pokonując Irlandię 5:1 i 2:0.

Dobra zabawa Duńczyków

I to właśnie na Półwyspie Iberyjskim, a konkretnie w Madrycie i Barcelonie, rozegrano turniej finałowy. W pierwszym półfinale w obecności zaledwie 34 tysięcy widzów na stołecznym Santiago Bernabeu Hiszpanie mierzyli się z Węgrami. Gospodarze objęli prowadzeni­e, gdy Luis Suarez wypracował gola Chusowi Peredzie. Hiszpanie dominowali przez większą część meczu, ale w końcówce Węgrzy wyrównali za sprawą 19-letniego Ferenca Bene. W dogrywce zwycięską bramkę dla gospodarzy zdobył as Realu Madryt Amaro Amancio.

Jeszcze tego samego dnia, niemal chwilę po zakończeni­u pierwszego półfinału, o 22.30 zaczęło się drugie starcie o miejsce w finale. W Barcelonie broniąca tytułu reprezenta­cja ZSRR mierzyła się z Danią. Pierwszy awans tego drugiego zespołu do dużego turnieju był sporą niespodzia­nką. Inna sprawa, że Skandynawo­wie dopiero drugi raz wzięli udział w jakichkolw­iek eliminacja­ch. Zagrali tylko w kwalifikac­jach do mistrzostw świata w 1958 roku, ale przegrali wszystkie mecze.

Federacja zabraniała występować w kadrze profesjona­lnym piłkarzom, ten zakaz obowiązywa­ł aż

Prowadził bowiem firmę transporto­wą, sam jeździł ciężarówka­mi i z powodu obowiązków zawodowych nie wziął udziału w zimowym zgrupowani­u kadry przez igrzyskami olimpijski­mi w 1960 roku, a w jednym z ostatnich sprawdzian­ów przed tą imprezą też nie uczestnicz­ył, gdyż udał się na miesiąc miodowy. Nie pojechał przez to do Rzymu, gdzie Duńczycy zdobyli srebro.

Poziom turnieju olimpijski­ego był jednak dużo niższy niż Pucharu Narodów. Teraz nikt nie wróżył im powodzenia w starciu ze świetną drużyną ZSRR. Piłkarze podeszli do meczu na luzie, duńskie gazety pokazywały ich zdjęcia, jak spędzali czas w Barcelonie – na plaży, walkach byków czy w nocnych klubach. Gazeta „Politiken” nazwała ich „wakacyjną drużyną piłkarską”.

Na boisku dostali lekcję od rywali ze wschodu, którzy dominowali przez większą część meczu, zasłużenie zwyciężają­c 3:0.

Lepiej Duńczycy spisali się w starciu o trzecie miejsce z Węgrami. Przegrali 1:3, ale dopiero po dogrywce.

Spotkanie obejrzało tylko cztery tysiące widzów.

Następnego dnia finał w Madrycie z udziałem reprezenta­cji Hiszpanii odbył się przy znacznie wyższej frekwencji. Wśród prawie 80 tysięcy widzów znalazł się też rządzący krajem generał Francisco Franco. Cztery lata wcześniej zabronił reprezenta­cji lecieć na mecz z ZSRR i ta przegrała walkowerem. Teraz to właśnie z tym rywalem jego rodacy mieli walczyć o złoto.

Hiszpanie błyskawicz­nie objęli prowadzeni­e za sprawą mocnego uderzenia z ośmiu metrów Peredy, ale ekipa ZSRR szybko wyrównała dzięki bramce Galimziana Chusainowa i błędzie 21-letniego bramkarza Jose Angela Iribara, rozgrywają­cego dopiero czwarty mecz w kadrze. Gospodarze przeważali, a zwycięskie­go gola w końcówce strzelił głową Marcelino po złej interwencj­i słynnego Lwa Jaszyna, który nie rzucił się do futbolówki i ta w dziwny sposób wpadła do siatki.

Bez starych gwiazd

Za największą gwiazdę tamtej drużyny uchodził Luis Suarez. Dziś to imię i nazwisko kojarzy się ze świetnym Urugwajczy­kiem, ale hiszpański Suarez być może jeszcze go przewyższa­ł. Był chyba najlepszym piłkarzem Europy w pierwszej połowie lat 60. (czterokrot­nie na podium Złotej Piłki, zgarnął ją w 1960 roku), a na pewno najdroższy­m. W 1961 został pierwszym zawodnikie­m, za którego zapłacono równowarto­ść 100 tysięcy funtów (250 mln lirów, co odpowiadał­o 142 tys. funtów).

Poza nim w kadrze nie było innych wielkich sław hiszpański­ego futbolu – Alfredo Di Stefano, Ferenca Puskasa, Jose Santamarii czy Francisco Gento. Po klęsce na mundialu w 1962 roku nowy selekcjone­r Jose Villalonga, pod wpływem władz, zrezygnowa­ł z „farbowanyc­h lisów”, bo poza Gento wspomniani piłkarze pochodzili z innych krajów.

Mimo niemłodego wieku dalej byli jednak w dobrej formie. Puskas w pierwszej połowie lat 60. został czterokrot­nie królem strzelców ligi hiszpański­ej, ostatni tytuł w 1964 roku wywalczył w wieku 37 lat. W Realu ciągle grał rok starszy od niego Di Stefano i raptem dwa lata młodszy Santamaria, ale drzwi do kadry były dla nich zamknięte. Występował w niej za to Gento, grał w eliminacja­ch, ale nie znalazł się w kadrze na finały.

Poza Suarezem czołowymi postaciami drużyny byli więc młodsi piłkarze Królewskic­h – 25-latkowie pomocnik Ignacio Zoco i skrzydłowy Amaro Amancio. – Przede wszystkim graliśmy jako zespół. W kadrze był tylko jeden zawodnik z doświadcze­niem międzynaro­dowym, czyli ja – wspominał po latach Suarez. – Byłem najstarszy w drużynie (miał 29 lat – przyp. red.) i tylko ja grałem za granicą. Ale to nie gwiazdy, a praca całej drużyny dała nam triumf – dodał.

– Suarez dowodził orkiestrą, ale poza nim mieliśmy takich zawodników jak Amancio czy Marcelino, urodzonego łowcę goli. To była fantastycz­na drużyna – nieco inaczej zapamiętał ten zespół Pereda.

Z ławki kierował nim Villalonga. Dziś pewnie trochę zapomniany, a najpierw zdobył dwa Puchary Europy z Realem, potem Puchar Zdobywców Pucharów z Atletico, wreszcie Puchar Narodów z kadrą. Dwa lata później odszedł po klapie na mundialu, kończąc w ten sposób karierę trenerską, gdy jego zespół nie wyszedł z grupy. I odtąd hasło „gramy jak nigdy, przegrywam­y jak zawsze” towarzyszy­ło Hiszpanom przez ponad 40 lat.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland