Stal wciąż bez wygranej
Beniaminek stracił punkty, ale pokazał charakter. Przegrywał już 0:2, jednak doprowadził do remisu.
Kiedy ostatni raz Leszek Ojrzyński spotkał się z Radosławem Sobolewskim, ten drugi był... jego piłkarzem w Górniku Zabrze. Obecny szkoleniowiec Stali Mielec niezbyt dobrze wspomina pracę z byłym reprezentantem Polski. Już kilka tygodni temu Ojrzyński mówił, że relacje z zawodnikiem miał słabe. Między oboma panami często dochodziło do dyskusji, momentami ostrych. – Wówczas myślał już o pracy trenerskiej.
To było nieprofesjonalne podejście. Piłkarz zawsze powinien pamiętać, że jego podstawową rolą jest gra na boisku i wykonywanie poleceń – mówił o Sobolewskim Ojrzyński. Czwartkowe spotkanie obaj mogli potraktować więc również osobiście, ale ta rywalizacja była zdecydowanie na dalszym planie. Szkoleniowcowi beniaminka zależało przede wszystkim na zwycięstwie, by wreszcie wygrać w rundzie rewanżowej i wydostać się ze strefy spadkowej.
Pusty arsenał
Plan Ojrzyńskiego był taki sam jak na ostatnie spotkanie z Lechią Gdańsk (0:1). Z jedną różnicą – poprawieniem skuteczności. Przeciwko zespołowi znad morza Stal zagrała bardzo dobrze, w pełni dominowała, oddała aż 30 strzałów, ale po żadnym piłka nie wpadła do bramki. W starciu z Wisłą długo można było jednak odnieść wrażenie, że beniaminek cały arsenał wystrzelił kilka dni wcześniej. Mielczanie w pierwszej połowie grali bezbarwnie, nie mogli skonstruować żadnej dobrej okazji. A dodatkowo w 13. minucie stracili gola za sprawą Patryka Tuszyńskiego, który nie cieszył się jakoś wyjątkowo. – Może dlatego, że to dopiero moja trzecia bramka w sezonie. Bardziej będę się cieszył z kolejnych – tłumaczył w rozmowie z Canal+ Sport. Kolejnych nie było, ale tuż po przerwie drugą bramkę dla Wisły zdobył Damian Michalski.
Zryw gospodarzy
Wydawało się, że Nafciarze wygrają bez problemu, ale Stal pokazała charakter. Trener Ojrzyński dokonał w przerwie dwóch zmian i beniaminek zaczął grać o wiele lepiej, czego efektem było kontaktowe trafienie Macieja Jankowskiego. Jednym z piłkarzy, którzy pojawili się na placu gry, był Maciej Domański. Jego brak w pierwszym składzie był zaskoczeniem, bo jeden z liderów zespołu do tej pory był pewniakiem.
I udowodnił, że wciąż można na niego liczyć, ponieważ zaliczył asystę przy golu na 2:2 Mateusza Matrasa.