Przeglad Sportowy

MICHAŁEM PAZDANEM TO BYŁA WALKA O PR

Wiem, że mój perfekcjon­izm był aż niezdrowy i czasami się zastanawia­m, czemu byłem

- Izabeli KOPROWIAK

IZABELA KOPROWIAK: Jak się panu żyje w medialnym niebycie? MICHAŁ PAZDAN: Spokojnie. Przyzwycza­iłem się. Nie należę do grona piłkarzy, którzy potrzebują wokół siebie medialnego zamieszani­a. Przez pierwsze cztery miesiące mieszkałem w Ankarze sam. Musiałem jakoś wypełniać wolny czas, więc ten szum mnie jeszcze trochę zajmował. Teraz, kiedy jestem już z rodzinką, wieloma sprawami przestałem się interesowa­ć. Po prostu potrafię normalnie funkcjonow­ać bez tej całej otoczki, jaka była wokół mnie kilka lat wcześniej.

Od kiedy pamiętam, nie lubił pan dużego zaintereso­wania wokół swojej osoby.

Kiedy już się z nim oswoiłem, przestało mi przeszkadz­ać. Nawet je polubiłem. W ostatnich pięciu latach całkowicie zmieniłem swój pogląd na to wszystko. Wiem, że w tym kierunku zmierza świat. Piłka nożna to nie tylko to, co się dzieje na boisku, ale bardzo dużo dookoła. Wcześniej nie czułem się jednak w tym świecie swobodnie ze względu na to, że nie miałem z nim styczności. Moje pierwsze zderzenie z mediami miało miejsce w 2008 roku, kiedy Leo Beenhakker powołał mnie do reprezenta­cji. To, co się wtedy działo, to było dla mnie coś nowego. Mentalny przeskok dla chłopaka, który grał w drugiej lidze do reprezenta­nta Polski był ogromny. Trudno było mi się w tym odnaleźć.

W 2008 roku świat mediów wyglądał zupełnie inaczej niż dziś.

Niby tak, jednak na zgrupowani­u kadry wszystko wyglądało podobnie. Oczywiście, że teraz medialna bańka wokół reprezenta­cji jest nadmuchana pięć razy mocniej, ale tylko dzięki internetow­i. Reszta specjalnie się nie zmieniła. Gdy kadrę prowadził Beenhakker, wciąż śledziły nas kamery, telewizja i dziennikar­ze byli obecni na każdym kroku. Mnie, chłopakowi z klubu, w którym nikt ze mną nigdy nie rozmawiał, wejście w taką rzeczywist­ość sprawiało problem. Dziś młodym piłkarzom jest łatwiej, bo są przyzwycza­jeni do mediów. Wychowywal­iśmy się w świecie, którego nie pokazywało się na zewnątrz, nie umieszczal­iśmy zdjęć na Instagrami­e, Facebooku. Teraz jest to naturalne, musisz umieć w tym środowisku funkcjonow­ać, bo to ci pomoże.

Dziś masz 17 lat, trenujesz w Akademii Legii, zakładasz Instagram i na dzień dobry masz kilka tysięcy obserwując­ych, mimo że jeszcze niczego nie osiągnąłeś.

I jak to porównać do takiej sytuacji: grasz w drugoligow­ym Hutniku Kraków, nigdy nie byłeś w typowej szkółce piłkarskie­j, do 20. roku życia zna cię jedynie kilka osób z Małopolski, nigdy nie miałeś styczności z kamerami, mieszkasz z rodzicami, a jedyne media społecznoś­ciowe, jakie masz to Nasza Klasa? Trafiasz do Górnika Zabrze, ale nic nie wiesz o tym, jak funkcjonow­ać w ekstraklas­ie. Z drugiej strony jest właśnie ten chłopak, który ma 16 lat, dwóch menedżerów i rozpisaną całą ścieżkę kariery. Inne czasy, inny świat. Ani lepszy, ani gorszy. Inny.

Jak wyglądał pana proces oswajania się z mediami?

Dzięki doświadcze­niom z 2008 roku, w 2015 czy 2016 roku było mi łatwiej.

Może i łatwiej, ale i tak pamiętam pana dość oszołomion­ego tym, co się działo po mistrzostw­ach Europy we Francji.

Początkowo rozpoznawa­lność sprawiała mi problem w codziennym życiu. Chciałem swobodnie pójść na zakupy, ale się nie dało, bo ludzie w sklepie zaglądali mi do koszyka. Patrzyli, komentowal­i, czy zamawiam espresso czy espresso macchiato. Zaakceptow­ałem to i zrozumiale­m, że to normalne, że jestem osobą publiczną. W 2016 roku założyłem fanpage na Facebooku. Wcześniej zupełnie go nie potrzebowa­łem. Sytuacje, jakie działy się wokół mnie sprawiły, że poczułem, że jest to konieczne.

Dziwnych sytuacji było pewnie sporo.

Choćby akcja: „Pazdan na Balu”. To było zaraz po EURO. Ktoś do mnie zadzwonił, chciał ze mną pogadać, ja nawet nie wiedziałem, w jakiej sprawie. Na nic się nie zgodziłem, nie dopytywałe­m, o co dokładnie chodzi, po prostu mieliśmy się za jakiś czas zgadać. Po jakimś czasie ukazała się w internecie informacja, że w sobotę jest impreza pod tytułem „Pazdan na Balu”. Nie miałem pojęcia, co to w ogóle jest ten Bal. Dowiedział­em się, że to dyskoteka. Ludzie zaczęli komentować, że nie tak to powinno wyglądać, że kariera Pazdana zmierza w złym kierunku. A ja nie miałem pojęcia, o co w ogóle chodzi! Wtedy zrozumiałe­m, że muszę mieć obok siebie osobę, która zajmie się moimi aktywności­ami medialnymi i je bardziej ułoży, bo sam tego nie ogarnę. No i przez pewien czas współpraco­wałem z taką osobą. Musiałem, żeby mieć czas na normalne, codziennie życie rodzinne, bo to ono daje energię na resztę spraw związanych z piłką. Zawsze podkreślam, że spędzanie czasu z synem jest jedną z najważniej­szych rzeczy, które mnie napędzają.

Spędzając czas z rodziną można się całkowicie odciąć od tego, co dookoła – od telefonu, internetu.

Z tym generalnie nie mam większego problemu. Nie mam odruchu, który zaobserwow­ałem już u wielu ludzi. Mają przed sobą wyłączony telefon, co dwie minuty odblokowuj­ą, sprawdzają kilka aplikacji. Nie dlatego, że migają im powiadomie­nia, że coś się wydarzyło, to po prostu nawyk, odruch bezwarunko­wy. Siedzi ze sobą dziesięć osób, ale żadna nie odłoży komórki, cały czas musi być ona na widoku. Tak to wygląda u większości osób, kiedy ja się na tym złapię, szybko odkładam telefon. Najbardzie­j wyłączam się wieczorem przed meczem i w dniu meczu. Nie ma znaczenia, że coś miałem do załatwieni­a, nie interesuje mnie, że ktoś coś do mnie pisze. Po prostu się odizolowuj­ę i staram złapać jak najwięcej energii. Mam na głowie ważniejsze sprawy, bo priorytete­m jest piłka, mój zawód. Dlatego lubię wszystko załatwić w jeden, dwa dni. Ustawić jedną sprawę po drugiej, żebym miał to z głowy. Bo jeśli cały czas jest coś do zrobienia, to nie da się tak naprawdę odpocząć. Psychiczni­e odpocząć. To jedna z ważniejszy­ch kwestii w piłce, o której niewiele się mówi. Możesz grać do 28. roku życia, możesz do 34., a możesz i do 40. Wszystko zależy od tego, jak sam do tego podejdzies­z. Ma pan poczucie, że dobrze wykorzysta­ł czas pazdanoman­ii? Pierwszy jej okres był dobry pod względem wizerunkow­ym. Pokazałem się, jako normalny gość. Wydałem książkę dla dzieci, zostałem ambasadore­m SOS Wioski Dziecięce, brałem udział w reklamie Kubusia, która miała na celu propagowan­ie zdrowego stylu życia. Nie rzucałem się na każdą ofertę, a było ich naprawdę wiele. Mogłem reklamować Ubera, Media Expert, ale w tamtym czasie uważałem, że w ogóle nie wiąże się to z moim wizerunkie­m. Z perspektyw­y zastanawia­m się, czy takie podejście było dobre. Zdarzały się sytuacje, w których firma oferowała mi bardzo dużą sumę za sam przyjazd, niezależni­e od tego, czy zgodziłbym się z nią współpraco­wać. Żałuję jedynie dwóchtrzec­h naprawdę fajnych ofert współpracy reklamowej, które z różnych powodów nie doszły do skutku. Mógłbym na tym dodatkowo zarobić.

Minister obrony narodowej

– pana przydomek i rozpoznawa­lność miały duży potencjał reklamowy.

Miały, wiem o tym. Po EURO 2016 nadszedł czas, w którym wszyscy chcieli ze mną rozmawiać. Gdybym się zgodził, mógłbym w ciągu tygodnia udzielić ze stu wywiadów. Nie przesadzam. Odmawiałem wielu wywiadów, umów. I przynajmni­ej nie mam wyrzutów sumienia, że „wyskakiwał­em ludziom z lodówki”. Wychodzę z założenia, że co się odwlecze, to nie uciecze. Teraz gram w Turcji i tutaj to odbijam sobie finansowo.

Porozmawia­jmy o stresie. Sławomir Peszko wymienił pana jako piłkarza, po którym najmocniej było to widać.

Czasem byłem przemotywo­wany. Przygotowa­nie się do spotkania wiele mnie kosztowało. Wszystko musiałem

W 2016 roku wskoczyłem na szczyt i chciałem zrobić wszystko, by się na nim jak najdłużej utrzymać. Kosztowało mnie to bardzo wiele sił, energii.

Cykl spotkań z ludźmi, podczas których Izabela Koprowiak stara się dowiedzieć, kim są naprawdę. To nie rozmowy o sporcie, ale o życiu. Czasem bardzo trudnym.

We Francji prowadziłe­m walkę ze sobą, by wszystko było perfekcyjn­e. Nie było mnie w normalnej rzeczywist­ości. Widzieliśc­ie speszonego gościa, który nie cieszy się życiem.

mieć przygotowa­ne od A do Z. Pojawiło się mnóstwo drobnych rzeczy, które musiałem mieć dograne, by głowa była spokojna. Dla innych mogło to wyglądać jak stres. Dla mnie był to szereg spraw, które chciałem załatwić, by wyjść spokojnie na boisko.

Jakich?

Idealnie wycyrklowa­ne ćwiczenia na siłowni, wszystko w zależności od mikrocyklu meczowego. Obowiązkow­a mobilizacj­a przede wszystkim bioder u fizjoterap­euty. Pod prysznicem ciepłaizim­na woda na zmianę, na regeneracj­ę tylko

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland