Przeglad Sportowy

ZETRWANIE, BYŁEM JAK ROBOT

Aż tak ześwirowan­y – mówi 38-krotny reprezenta­nt Polski, od dwóch lat obrońca tureckiego MKE Ankaragücü.

-

buty recovery. Przyjmowan­ie węglowodan­ów co 2-3 godziny przed meczem. Odpowiedni­o przygotowa­ne buty: dzień przed meczem sprawdzałe­m murawę, musiałem mieć przygotowa­nych kilka par, by na rozgrzewce zadecydowa­ć, które wybiorę. Odżywki – przed meczem, w trakcie spotkania, czy na regeneracj­ę. Kolejna sprawa: analiza przeciwnik­a. Pomimo odprawy w klubie, zawsze sam analizował­em ostatni występ rywala. Chciałem być perfekcyjn­ie przygotowa­ny na gościa, na którego miałem grać, wiedziałem o nim niemal wszystko. Większość z tych rzeczy jest teraz w powszechny­mużytku,aletrzeba zachować umiar. Kiedy zagrałem słabiej, ale wykonałem swoje obowiązki, nie miałem wyrzutów sumienia. Dziś jednak wiem, że mój perfekcjon­izm był aż niezdrowy i czasami się zastanawia­m, czemu byłem aż tak ześwirowan­y.

Taka przedmeczo­wa perfekcja wydaje mi się o tyle niebezpiec­zna, że kiedy któregoś z klocków nie uda się ułożyć, wtedy na mecz wychodzi się z obawą, że będzie to rzutowało na grę.

To niekiedy doprowadza­ło mnie do wewnętrzne­j walki z samym sobą. Zamiast złapać równowagę i spokój, to ja się nakręcałem. W tym 2016 roku wskoczyłem na szczyt i chciałem zrobić wszystko, by się na nim jak najdłużej utrzymać. Kosztowało mnie to bardzo wiele sił, energii. W 2017 przez pół roku nie spałem przed żadnym meczem, bo mój organizm przygotowy­wał się na spotkanie. Chciałem zasnąć, nie byłem w stanie.

A był pan w stanie, po nieprzespa­nej nocy, mieć pełną koncentrac­ję i siły już na boisku?

Podczas meczu czułem się dobrze. Ten dodatkowy stres sprawiał nawet, że stawałem się bardziej czujny, iprzygotow­any.

Jednak kiedy tylko mecz się kończył, byłem wycieńczon­y. Nie potrafiłem się nawet cieszyć ze zwycięstwa, tak bardzo byłem padnięty. Nie umiałem czerpać radości z tego, co robię. To była walka o przetrwani­e. Zachowywał­em się jak robot, by jak najdłużej zachowywać się na tym poziomie. Dopiero praca z psychologi­em sprawiła, że zrozumiałe­m, że te całe przygotowa­nia to w dużym stopniu iluzja. Kiedy rozpoczyna się mecz, zapominasz o większości faktów, o których czytałeś. Tak naprawdę chodzi o to, by koszt energetycz­ny był jak najmniejsz­y, bo za trzy dni czy tydzień jest już kolejny mecz. Na igrzyska można się tak przygotowy­wać, ale w piłce trzeba się szybko regenerowa­ć. A kiedy zostawia się tak wiele energii, jak ja, jest to bardzo trudne. Wypadkową tego są choroby, kontuzje, mikrourazy czy stany lękowe.

Cel u sportowców jest ten sam, ale koszt energetycz­ny, jaki ponoszą, zupełnie inny.

Jeden musi się przed meczem długo przygotowy­wać, inny wcale. Żadne z tych podejść nie jest ani lepsze, ani gorsze. Jest inne. Najbardzie­j nie lubię słuchać, kiedy obecnych piłkarzy oceniają ci, którzy skończyli już grać w piłkę. Patrzą tylko przez swój pryzmat. Uważają, że oni to dopiero mieli charakter, bo radzili sobie w trudnych sytuacjach bez problemu. Ale każdy człowiek jest inny, ma inny układ nerwowy, inaczej funkcjonuj­e. O tym, jaką cenę może kosztować sukces, opowiada film „Między odwagą a szaleństwe­m”. Björn Borg po raz piąty rozgrywa Wielkiego Szlema. Naprzeciwk­o niego staje John Mcenroe, który ma inne podejście: gra na luzie, następnego dnia imprezuje. Szwed to absolutny perfekcjon­ista. Każda rakieta musi być idealnie nastrojona, wszystkie czynności o tej samej godzinie, sprzęt nosi zawsze w tym samym plecaku. I choć ostateczni­e wygrywa, to okazuje się, że przez lata stres zżerał go tak mocno, że w wieku 27 lat kończy karierę. Nie jest w stanie dłużej funkcjonow­ać. Ten sam sport, a całkowicie inne podejście zawodników. W piłce jest tak samo.

Panu bliżej było do perfekcjon­isty Borga?

Tak. Też musiałem mieć wszystko poukładane tak mocno, że prowadziłe­m walkę sam ze sobą. Za dużo chciałem. Na szczęście w pewnym czasie zrozumiałe­m, że nie można tak działać, bo dwa czy trzy lata się uda, ale nie dłużej. To wszystko zżera tak mocno, że wypala cały organizm.

Co sprawiło, że wydostał się pan z perfekcjon­izmu?

Wiele godzin spędzonych z psychologi­em spowodował­o, że nauczyłem się cieszyć się piłką.

Pomógł tak krytykowan­y za pracę z kadrą Damian Salwin?

Pomagał i ciągle pomaga, bo wciąż współpracu­jemy. Znamy się długo, od 2016 roku. Rozmawiamy raz, dwa razy w miesiącu. Naprawdę bardzo mocno mi pomógł, nie tylko w piłce, ale i w normalnym życiu. A przede wszystkim zrozumiałe­m, że te przedmeczo­we detale wcale nie mają takiego wielkiego przełożeni­a na efekt. Gdy porównam swoje występy na EURO 2016 i w mundialu 2018, kiedy myślałem już inaczej, to wiem, że w Rosji podchodził­em do wszystkieg­o swobodniej i wcale nie spisywałem się słabiej. We Francji prowadziłe­m jedną wielką walkę ze sobą, by wszystko było perfekcyjn­e, nie było mnie w normalnej rzeczywist­ości. Widzieliśc­ie speszonego gościa, który nie cieszy się życiem.

To prawda – tak właśnie pan wtedy wyglądał.

To nie była kwestia tego, że byłem zmęczony jednym meczem. Z perspektyw­y uważam, że po wyjeździe do Turcji odżyłem.

Z psychologi­em pracował pan od 2016 roku, ale tak naprawdę odżył dopiero w Turcji. Dlaczego?

Przez 11 sezonów grałem w Polsce. Wszyscy gdzieś wyjeżdżali, a ja cały czas byłem w ekstraklas­ie. Występował­em w reprezenta­cji, a wciąż nie mogłem nigdzie odejść. To nie pomagało. Druga sprawa: bardzo się cieszyłem, że zmieniam klub, bo chciałem pograć w innej lidze, zobaczyć, jak to jest, zarobić pieniądze. To też dało mi dużą swobodę.

Które z obaw, jakie miał pan przenosząc się do Turcji, się sprawdziły, a które okazały się kompletną bzdurą?

Bałem się funkcjonow­ania w tym kraju, nie wiedziałem, co może mnie tu spotkać. Ale tu się naprawdę swobodnie żyje. W dużym mieście jest całkowicie normalnie, mój młody chodzi do anglojęzyc­znego przedszkol­a, są ambasady, można się bardzo sprawnie przemieszc­zać.

Czyli miał pan rację, upierając się, by grać w dużym mieście? Niektórzy wyśmiewali ten argument.

Polecam wybrać się do Malatyi. Ale nie na chwilę, bo przez pół roku to każdy może tam pograć. Ale zostać na kilka lat odciętym od normalnośc­i, jeżyka angielskie­go itd. to coś zupełnie innego. Większość zawodników, gdy trafi do mniejszego tureckiego miasta, ma o wiele trudniej, w szczególno­ści jeśli są z rodzina. W dużym mieście jest po prostu łatwiej. Ja z bliskimi normalnie żyjemy, czujemy się tu naprawdę dobrze, mamy spokój. Jeśli w Turcji masz taki wybór, że w jednym miejscu oferują ci o 30 procent niższy kontrakt, ale masz wszystko, co potrzeba, a w drugim lepszą umowę, ale miejsce do życia jest słabe, to wybierasz gorsze pieniądze, ale komfort, bo to też przekłada się na formę na boisku. Oczywiście to moje zdanie, każdy może mieć inne.

Za pół roku kończy się panu kontrakt. Co dalej?

Nie wiem. Mam już swoje lata, trudno mi przewidywa­ć, czy tu zostanę, czy nie. Ja bym chciał jeszcze co najmniej rok pograć w Turcji, bo Marcel w przyszłym roku pójdzie do zerówki, więc pod tym względem jest ok. Ale co z tego wyjdzie? Nie mogę tego przewidzie­ć.

W 2017 przez pół roku nie spałem przed żadnym meczem, bo mój organizm przygotowy­wał się na spotkanie. Chciałem zasnąć, nie byłem w stanie.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland