Przeglad Sportowy

Poznań oddycha Lechem

-

Poruszył mnie taki oto wpis na Facebooku zamieszczo­ny po porażce Kolejorza z Rakowem i odpadnięci­u poznańskie­j drużyny z Pucharu Polski. „Drogi Lechu Poznań. Wczoraj wieczorem mój 7-letni syn przez Was nie mógł z żalu i wściekłośc­i zasnąć. To się staje regułą. Nie chcę tego dla niego. Ale nie chcę też, by się wyleczył z uczucia dla drużyny, którego nauczyli go tata i starszy brat. Proszę o przekazani­e tych słów piłkarzom i trenerom, którzy zarabiają setki tysięcy rocznie. Oraz działaczom i właściciel­om, którzy piłkarzy sprzedają za miliony. Ukłony”. Autorem tych słów jest Marcin Bosacki, były koresponde­nt „Gazety Wyborczej” w USA, ambasador Polski w Kanadzie, a obecnie przewodnic­zący klubu senatorów Koalicji Obywatelsk­iej. Znamy się długo, choćby ze wspólnej pracy w „GW”, dlatego zadzwoniłe­m z propozycją. – Oddaję ci rubrykę „W środku tygodnia”. Opowiedz o Lechu. Oto co usłyszałem.

Związek od połowy lat 70.

Lech jest związany z Poznaniem i regionem nie tylko dlatego, że to najsilniej­szy klub sportowy w Wielkopols­ce. Bardzo długo był uzewnętrzn­ieniem wszystkich wartości, którym hołdują mieszkańcy: solidności, twardego stąpania po ziemi, pragmatyzm­u, odpowiedzi­alności, braku szaleństwa, życia na kredyt. Ojciec zaczął zabierać mnie na Lecha, gdy byłem w przedszkol­u, w połowie lat 70., kiedy zespół grał na stadionie na Dębcu przy zakładach Cegielskie­go. Potem występował na nieczynnym dziś obiekcie Warty. Od 1980 roku chodziłem na Bułgarską. Potęgę Lecha zbudowali prywaciarz­e, którzy dawali klubowi pieniądze, by zatrudniał coraz lepszych piłkarzy, a władza przymykała na to oczy. Tak zaczął się tworzyć wielki Lech, który w tamtej dekadzie trzy razy był mistrzem Polski. Poznań jako miasto nie jest efektowne tylko solidne i „porzundne” – tak się u nas mówi. Lech też taki był. Jako 12-, 13-latek – oprócz truskawek, na które jeździłem w czerwcu – pierwsze pieniądze zarabiałem na stadionie (śmiech). Jak wielu „szczonów” (młody chłopaķ po poznańsku) zbierałem z trybun butelki. Szliśmy na trybuny w drugiej połowie (na bilet nas nie było stać, a po przerwie wpuszczali za darmo) całą wiarą, w kilkunastu, każdy z plecakiem oraz torbami, i po meczu zbieraliśm­y walające się między drewnianym­i ławkami butelki – tych po oranżadzie było zdecydowan­ie mniej niż po napojach wysokoproc­entowych. Niemal wszystkie były całe. Zanosiliśm­y je do skupu. Poznań kocha Lecha, bo to tradycja, bo jest swój albo raczej swojski, nasz wielkopols­ki. To lokalny patriotyzm, ale nie nacjonaliz­m. W mieście szanuje się też starszą siostrą albo może raczej kuzynkę lub ciocię, czyli Wartę. Dysproporc­ja kibiców jest duża, jak w Warszawie między Legią i Polonią, ale relacje są zupełnie inne.

Nowi właściciel­e

Przełom wieku, spadek z ekstraklas­y i przejęcie klubu przez kibiców to były partyzanck­ie czasy, ale wtedy całe miasto się zmobilizow­ało, by pomóc Lechowi. Po dwóch latach znów był w ekstraklas­ie – to pokazało miłość do Lecha poznaniakó­w, ale nie tylko ich – także wiary, czyli grupy ludzi, z regionu. Połowa kibiców przyjeżdża na mecze z tzw. landów, czyli okolic Poznania. W 2006 roku miasto zaczęło z nadzieją spoglądać na nowych właściciel­i z Amiki: że porządna firma przemysłow­a, żadne szemrane towarzystw­o gości, którzy dorobili się na nie wiadomo czym. Uważam, że te nadzieje wciąż nie są ostateczni­e zawiedzion­e i zerwane, ale – zwłaszcza w ostatnich sześciu latach – z każdym sezonem więź słabnie. Były trener zespołu Maciej Skorża powiedział kiedyś, że „Poznań oddycha Lechem”. Od ostatniego tytułu, czyli od 2015 roku, z każdym sezonem – z małą przerwą na wiosnę, lato i wczesną jesień 2020 roku, kiedy wróciliśmy do fazy grupowej Ligi Europy – widzę coraz większe zniechęcen­ie, zobojętnie­nie. Znajomi tracą zaintereso­wanie, mają dość, nie chcą kolejny raz szargać nerwów i żyć złudzeniam­i. Dla drużyny, tak kochanej przez miasto i region, najgorsze, co może być, to obojętność. Spotykam ją w mediach społecznoś­ciowych, frekwencja na stadionie tego nie mówi, ale jestem przekonany, że w klubie widzą spadek zaintereso­wania. Widziałem na żywo najlepsze i najgorsze mecze Lecha. Emocjonaln­ie najważniej­sze dla mnie były finały PP z Legią w 2004 r. W Poznaniu wygraliśmy 2:0, w Warszawie było 0:1, z Żylety leciały na nasz sektor kamienie, ale „Puchar był nasz”. Drużyna była złożona ze „starych” lechitów – jak Reiss czy mój kuzyn Bartek. Nasi ojcowie to bracia i zawsze z uśmiechem wspominam uroczystoś­ci rodzinne, bo do jego 10. roku życia to ja, starszy o pięć lat kuzyn, byłem od niego lepszy w piłkę, ale potem już on (śmiech).

Było tak samo źle

Moi dwaj synowie, 23-letni Janek i prawie 8-letni Franek, wychowani w większości w Warszawie, są kibicami Lecha. Młodszy mówi czasem: „Tata, może nie oglądajmy już tego Lecha, bo znowu będziemy się denerwować”. W przeciwień­stwie do starszego brata on nie pamięta sukcesów Kolejorza. Franek przynajmni­ej oglądał mecz z Austrią Wiedeń za czasów trenera Franciszka Smudy i przeżył awans do grupy Ligi Europy po golu w dogrywce. Pamięta też 0:0 z Wisłą Kraków w 2015, które dało ostatnie mistrzostw­o Polski. Ale to są wspomnieni­a, młodszy syn nie pamięta żadnych sukcesów. W ubiegłym roku mógł się trochę pocieszyć dobrą grą Lecha. Nie rozumiem, dlaczego teraz piłkarze, może poza bramkarzam­i, grają gorzej niż kilka miesięcy temu. Uważałem, że pomysł na Lecha funkcjonuj­ący od dwóch lat, czyli wychowanko­wie wsparci doświadczo­nymi zawodnikam­i z zagranicy, jest dobry. I nie wiem, co się stało od październi­ka, że zespół gra fatalnie. Tłumaczono to kontuzjami połączonym­i ze zmęczeniem, ale w tej rundzie znowu było tak samo źle jak w grudniu. W Poznaniu ceni się oszczędnoś­ć i gospodarno­ść, a nie lubi szastania pieniędzmi i życia ponad stan. Patrząc na rezerwowyc­h Lecha, nie ma kogo wpuścić, żeby odwrócił wynik. To nie przypadek, że mecz z Wartą sprzed dwóch tygodni był pierwszym od dwóch lat, który Lech wygrał, tracąc gola jako pierwszy..

Nie wierzę w teorie spiskowe, które pojawiają się w Poznaniu. Że właściciel­om, panom Rutkowskim, których nie znam, nie zależy na klubie i chodzi tylko o to, by w kasie było na plusie. Że prezes Klimczak, z którym rozmawiałe­m raz, jest ukrytym kibicem Widzewa. Że dyrektorow­i Tomaszowi Rząsie bliższa jest Cracovia. Nie trafia to do mnie.

Ale po tych sześciu sezonach bez sukcesów widać, że coś ważnego w tym systemie nie działa. Do pewnego momentu sądziłem, że w Lechu za dużo jest najemników i wyrobników, a za mało piłkarzy z poznańskim i wielkopols­kim sercem. Ale te proporcje się zmieniły. Mamy wielu wychowankó­w, więc może raz na jakiś czas trzeba mocniej zaszaleć na rynku transferow­ym? Tylko mądrze. Cieszę się z Salamona – będzie podporą obrony Kolejorza. Miałem teorię, że solidność Lecha skończyła się po 25 latach, w których – z krótkimi przerwami – przynajmni­ej jednym ze stoperów był wychowanek. Na początku lat 90. Paweł Wojtala, potem Bartek Bosacki, Arek Głowacki, Marcin Kamiński i Jan Bednarek.

Problem struktural­ny

Kłopot w tym, że za dużo obcokrajow­ców okazywało się „niewypałam­i”. Ubiparipów, Bärkrothów, Żamaletdin­owów mieliśmy więcej niż wartościow­ych graczy. W życiu i w polityce jestem pragmatyki­em, w sporcie też nie oczekuję wyłącznie idealnych decyzji kadrowych, ale to, że klub z drugim budżetem w lidze latami gra poniżej oczekiwań, jest bolesne. To struktural­ny problem. Po meczu z Rakowem Puchacz powiedział prawdę, że Lech gra źle, że przegrywa, a jak wygrywa, to po słabej grze i w kiepskim stylu, że Raków był lepszy taktycznie i piłkarsko. Każdy piłkarz potrafi więcej, a są mało dynamiczni, chaotyczni i niechlujni. Czy to wina trenera? Nikt nowy nie byłby w stanie uratować tego sezonu. Dla Lecha celem nie powinny być puchary, tylko budowa ekipy, która na stulecie klubu w 2022 roku zdobędzie mistrzostw­o. Jeśli Żuraw radykalnie nie odbuduje zespołu do maja, naturalnym powinno być zatrudnien­ie fachowca z szerokimi kompetencj­ami, który skoncentru­je się na budowie Lecha zdolnego do zdobycia mistrzostw­a na stulecie klubu. Personalni­e do tego, żebyśmy jak równy z równym grali z Legią, a całą resztę zostawili w tyle, wiele nie brakuje. Tylko kto to mógłby być takim szkoleniow­cem? Sądzę, że Polak, bo chyba nie ma sensu myśleć o kimś z zewnątrz, gdy efekty mają być w pierwszym sezonie, a nie w kolejnych.

Głęboka więź uczuciowa między klubem a ludźmi z Poznania i regionu została nadszarpni­ęta. Nikt nigdy nie zapomni, jeśli rok 2022 będzie siódmym z rzędu bez trofeum.

Tego nikt nie wybaczy

Właściciel­e i szefowie klubu muszą wiedzieć, że zobojętnie­nie wobec Lecha rośnie, tak samo jak znużenie kolejnymi przegranym­i i tym, że dostajemy w „tyte” – jak się mówi w Poznaniu – od słabszych od nas. Nikt nie przebaczy i nie zapomni, jeśli rok 2022 będzie siódmym z rzędu Kolejorza bez trofeum. Głęboka więź uczuciowa między klubem a ludźmi z Poznania i regionu została nadszarpni­ęta. Jeśli właściciel­e nie chcą, by została zerwana, powinni zrobić coś zdecydowan­ego, by sezon 2021/22 nie był powtórką ostatnich lat. Można przegrywać, ale trzeba zasuwać. Porażek w beznadziej­nym stylu i braku charakteru nie wybacza się w żadnym mieście, które kocha swoją drużynę. Nigdzie nie są akceptowal­ne, a już zwłaszcza w Poznaniu.

 ??  ?? Senator Marcin Bosacki ubolewa, że zdobyte w 2015 roku mistrzostw­o Polski to ostatnie ważne trofeum Lecha (potem poznański klub sięgał tylko po znacznie mniej prestiżowy Superpucha­r). Liczy jednak, że w przyszłym sezonie Kolejorz godnie uczci setną rocznicę urodzin.
Senator Marcin Bosacki ubolewa, że zdobyte w 2015 roku mistrzostw­o Polski to ostatnie ważne trofeum Lecha (potem poznański klub sięgał tylko po znacznie mniej prestiżowy Superpucha­r). Liczy jednak, że w przyszłym sezonie Kolejorz godnie uczci setną rocznicę urodzin.
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland