Potrzebna zmiana mentalności
Ze względu na prawo unijne nie można zabraniać klubom zatrudniania dużej grupy obcokrajowców, ale można narzucić wymaganą liczbę Polaków. Obcokrajowcy, rzecz jasna, mogą się pojawiać w składach, ale muszą robić różnicę i być przykładem dla miejscowych, którzy będą się od nich uczyć. A nie zawsze tak jest! Jeśli selekcjoner naszej kadry pochodzący z kraju, w którym hokej znaczy zdecydowanie więcej niż u nas, i legenda tej dyscypliny tworzą pismo w tej sprawie, to coś musi być na rzeczy. Obaj są przedstawicielami JKH GKS Jastrzębie, czyli jednego z trzech klubów, które dwa lata temu były przeciwne lidze open. Teoretycznie w tych okolicznościach każdy może budować zespół jak chce. Ale gdy uchylono furtkę pozwalającą wkroczyć na drogę prowadzącą do szybkiego sukcesu, wielu chętnie z tego skorzystało. To zresztą problem dotyczący nie tylko hokeja. W Polsce właścicielom i sponsorom klubów często zależy, by błyskawicznie wdrapać się na szczyt. W myśl słynnego hasła „płacę-wymagam”. Niewielu chce poświęcać czas na budowanie drużyny i wychowywanie młodych graczy. Łatwiej sięgnąć po gotowego i doświadczonego Czecha lub Rosjanina niż poczekać na rozwój nastoletniego rodaka. W ostatnim meczu ćwierćfinałowym pomiędzy Cracovią a Energą Toruń zagrało raptem ośmiu Polaków i aż 34 obcokrajowców. Aby było inaczej, potrzebna nam jest nie tylko zmiana przepisów, lecz przede wszystkim zmiana mentalności. Słyszę krytyków, którzy mówią, że kiedyś były limity, a reprezentacja i tak nie osiągała odpowiednich wyników. Owszem, ale przynajmniej miał w niej kto grać...