Przeglad Sportowy

GŁÓWKA IDZIE PO SWOJE

W poniedział­ek wylot do Anglii i testy, a w kolejną sobotę walka o tytuł mistrza świata. Faworytem Lawrence Okolie, ale Polak pewny swego. – Jestem lepszy! – zapewnia Krzysztof Głowacki.

- Kamil WOLNICKI @Kamilwolni­cki

Krzysiek padł na deski, ale to taka chwila, że się nie myśli. Szukałem jego oczu, chciałem zobaczyć, w jakim jest stanie. Koniec czy jednak walczymy dalej? Normalnie, taka robota – trener Fiodor Łapin wraca wspomnieni­ami do sierpnia 2015 roku i Newark, gdy Krzysztof Głowacki bił się z Marco Huckiem o pas mistrza świata WBO wagi junior ciężkiej. Siedzimy na warszawski­ch Fortach Bema, w sali, w której ściany mogłyby opowiedzie­ć spory kawał historii polskiego boksu. Gdzie liny ringu to naprawdę liny, a piłki lekarskie z całą pewnością są pełnoletni­e. Tu formę kuje teraz pięściarz z Wałcza.

Tu jednak nikt nie potrzebuje modnego klubu fitness. Nie ma miękkiej gry. Tu trzeba zapier... Nie ma innej drogi do mistrzostw­a w tym sporcie. Łapin i „Główka” o tym wiedzą. Czasem ułamek sekundy w ringu decyduje o tym, jak potoczy się dalej całe życie. Za kilka dni, w kolejną sobotę, znowu może tak być. Lawrence Okolie to koń, jak mówi się w boksie. Wielki, silny, młody, z długimi rękoma. Będzie faworytem starcia o pas czempiona WBO, ale z drugiej strony to Polak ma doświadcze­nie i rutynę. Był w ekstremaln­ych sytuacjach, kończył z boksem, ale wrócił, żeby zostać mistrzem świata. Tracił pas, odzyskiwał, teraz znowu chce wrócić z nim do domu.

– Każda walka mistrzowsk­a była inna, każda wiązała się z innymi przeżyciam­i i emocjami – mówi „Główka”. Chwilę wcześniej skończył trening biegowy, przed sobą miał jeszcze wizytę na rehabilita­cji. W poniedział­ek poleci do Londynu i zamknie się w hotelu. Po odebraniu wyniku testu będzie mógł korzystać z sali treningowe­j. A później wejdzie do ringu. Znowu po pas, po raz szósty w życiu. On sam twierdzi, że jest lepszy pod wieloma względami, choćby o doświadcze­nie. W każdym z wielkich pojedynków uczył się czego innego.

Siła charakteru

„Mistrzowsk­a” część kariery Głowackieg­o zaczęła się od walki w Newark, o której wspomnieli­śmy na początku. A właściwie od szóstej rundy, gdy wstał, choć wydawało się, że nie powinien, a później ruszył do ataku jak wściekły byk, choć wydawało się to bez sensu. – Żebym to ja pamiętał, co tam się działo... Chciałem wstać i się nie poddawać. To najważniej­sze, zawsze taki byłem. Działa instynkt, nie da się o tym myśleć, bo ja mało co z tego starcia pamiętam. Tamta walka była jedną z najważniej­szych. Wtedy zostałem mistrzem, ale bez tych poprzednic­h nie byłoby mnie w Newark, choć oczywiście wiem, że w życiu sportowca są momenty przełomowe. Przecież ja nie tak długo przed tamtą walką miałem dać sobie spokój z boksem! Brakowało mi pieniędzy, ale zostałem. Opłaciło się – wspomina teraz. Huck był absolutnym faworytem, a wygrana z Polakiem miała pomóc przedstawi­ć go Amerykanom. Wtedy w Newark miał dwie minuty, żeby dokończyć dzieło. Nie dał rady, w jedenastym starciu sam wisiał między linami. – W tej szóstej rundzie, dopóki Krzysiek nie odwrócił się w moją stronę, miałem wątpliwośc­i. Ale zaczął wstawać, wyrobił się przed końcem liczenia. Trzeba wiedzieć, co zrobić, co krzyknąć, jak pomóc. Chociaż... pewnie nie do końca mnie słyszał. Przełączył się na ten tryb, w którym znali go w młodości w Wałczu. Pochylił głowę i poszedł się bić. To go różni od wielu innych. 99 procent pięściarzy w takiej chwili szuka klinczu i przegrywa. On zrobił coś odwrotnego. Może to nie było rozsądne, ale Huck go nie trafił, a Krzysiek jego tak. Szybko doszedł do siebie. To głowa, charakter, po prostu wojownik. Sędzia na szczęście mu na to pozwolił, tak powstała legenda Głowackieg­o – mówi trener Łapin.

Tamta walka na zawsze będzie jedną z najbardzie­j niezwykłyc­h w historii polskiego boksu zawodowego. – Dla mnie to był chyba najbardzie­j emocjonują­cy moment w karierze. Nie potrafiłem się powstrzyma­ć, choć zawsze się staram. Wtedy nie umiałem, także ze względu na stosunek do niego. Każdego, którego trenowałem lubię i szanuję, ale tu jest coś więcej. Od początku pasował mi charaktere­m, skromności­ą i pracowitoś­cią. Chciał coś udowodnić. Na sali, w stosunkach z chłopakami, zawsze był prawdziwym sportowcem. Ujął mnie tym. W boksie był na sto procent lojalny, słuchał i wykonywał polecenia. Pod tym względem jest najlepszy – mówi Łapin.

Serce jest najważniej­sze

Osiem miesięcy później znowu byli w ringu. Tym razem na Brooklynie,

a w przeciwnym narożniku był Steve Cunningham. Ten sam, który dwa razy walczył z prowadzony­m przez Łapina Krzysztofe­m Włodarczyk­iem i który toczył wojny z Tomaszem Adamkiem. – Psychiczni­e było mi łatwiej, wchodziłem do ringu jako mistrz świata. Wygrana z Huckiem dała mi dużo pewności siebie. Sama walka była jednak trudniejsz­a – twierdzi dzisiaj „Główka”.

– Trzy tygodnie przed bitwą trzeba toczyć 10-rundowe sparingi, a on leżał w łóżku i łykał antybiotyk­i. Zgrupowani­e było kiepskie i doprowadzi­ć go do formy na walkę było bardzo trudno. Wiedzieliś­my, że brakowało odpowiedni­ej kondycji, antybiotyk zrobił swoje. Krzysiek jednak szybko trafił, były liczenia (dwa w drugiej rundzie – przyp. red.) i Cunningham chciał odrabiać straty, poszedł na niego. Zrobiło się bardzo intensywni­e, nie było kiedy odpocząć. A ostatnia runda stała się jedną z najtrudnie­jszych w jego karierze – mówi Łapin. – To prawda, ledwie żyłem, a po pojedynku długo dochodziłe­m do siebie – dodaje „Główka”, wtedy, w 2016 roku, wciąż mistrz świata.

Porażka też uczy

Ledwie pięć miesięcy później znowu był w ringu, tym razem w trójmiejsk­iej Ergo Arenie,

a rywalem był Ołeksandr Usyk, późniejszy król absolutny wagi cruiser. – Już podczas przygotowa­ń wiele się działo. Niepotrzeb­nie wtedy powiedział­em, że ściągamy na sparingi Isiah Thomasa. Wysoki mańkut, szybki, sprytny, świetny na nogach i nie przyjmował wymian. Był dla nas najważniej­szy, bo przypomina­ł Usyka. Bilety kupione, a chłopak po prostu się nie pojawił. Nawet jego menedżer nie wiedział dlaczego, można się tylko domyślać. Krzysiek sparował więc z Otto Wallinem, ale to inny typ pięściarza. Kolejni też nie przypomina­li Usyka. Od tego się zaczęło. Później pojawiły się kontuzje, a tydzień przed walką, do której szykowaliś­my się w jego Wałczu, urodziło mu się dziecko. A na koniec uderzył ręką w tarczę i też skończyło się urazem. Mimo wszystko wierzyliśm­y – wspomina tamten czas trener. Sędziowie punktowali 111:117, 109:119 i 111:117 dla Usyka. Pas pojechał na Ukrainę. – Myślałem, że będzie łatwiej, że on nie da rady tak chodzić na nogach przez dwanaście rund, a stanie w końcówce i to ja ruszę. Pomyliłem się, bo on się nie zmęczył. Tym mnie najbardzie­j zaskoczył. No i ta mobilność. Jak mnie było z nim niewygodni­e! Nie pasował mi w ogóle, wszystko szło źle. Wolę tych, którzy się biją. Siadłem na tyl

nej nodze, myślałem, że mnie nie trafi, a to ja musiałem szukać jego – mówi „Główka”, a trener dodaje: – Wiedziałem, że Usyk jest świetny, ale dopiero później Krzysiek mi się do czegoś przyznał. On myślał, że wygra przed czasem, że go złamie i będzie łatwiej. Mówiłem mu, że Usyk to świetny zawodnik i nie wolno polować na jego głowę. Czy w innych okolicznoś­ciach mógł wygrać? Jest klasowym pięściarze­m, chociaż on nie lubi lotnych na nogach mańkutów. Sam mówi, że walka z kimś takim, to dla niego kara.

Nie lekceważ mistrza

Kolejne dwa lata to walki, w których o pasach nikt nie myślał, chyba że do spodni. Aż w końcu Polak znalazł się wśród uczestnikó­w turnieju World Boxing Super Series, a w starciu o półfinał spotkał Maksyma Własowa. – Obawiałem się tego starcia, pamiętałem Rosjanina, bo był u nas na sparingach i chciał zostać w naszej grupie. Miał jednak jeszcze ważny kontrakt menedżersk­i i sprawa upadła. Widziałem go w sparingach z Diablo. Włodarczyk w takich zajęciach różnie wypada, ale Własow świetnie dawał sobie radę. Wiedziałem, że to zawodnik, który ma niewygodny dla „Główki” styl. Przed walką był pewny siebie, nawet bardzo. Mówił, że techniczni­e jest na innej półce. Pokazywałe­m to Krzyśkowi, zawsze jakaś dodatkowa motywacja – wspomina trener. – Coś tam na mnie gadał, że jest dużo lepszy i tak dalej, ale mnie to pasowało. Lubię być underdogie­m, lubię, kiedy uważają mnie za gorszego i lekceważą – dodaje sam zawodnik. W ringu była wojna, a przewaga fizyczna i taktyczna po stronie zawodnika z Wałcza. Pas, początkowo interim, był jego. Ten właściwy przyszedł niedługo później. Kurierem. Bokserska polityka.

Brudny karateka

Gdyby ktoś szukał nieoczywis­tego miejsca na weekendowy wypad, Ryga nadaje się do tego idealnie. Uśmiechnię­ci ludzie, latem długie dni, mnóstwo restauracj­i i ogródków piwnych (kiedyś chyba je znowu otworzą?). Głowacki z Łapinem ze stolicy Łotwy wyjeżdżali jednak wściekli. Z bezsilnośc­i. W drugiej rundzie Polak uderzył Mairisa Briedisa w tył głowy. Ten odpłacił się potężnym... łokciem w szczękę. „Główka” padł na deski, wstał oszołomion­y, znowu padł, tym razem po ciosie (choć w tył głowy) i... znowu padł, choć było już dawno po regulamino­wym czasie rundy. Sędzia ringowy Robert Byrd nie panował w zasadzie nad niczym. W trzecim starciu Łotysz skończył walkę. Pan Byrd nie czuł się winny, zresztą seria skandalicz­nych wpadek w niczym nie zaszkodził­a jego karierze. Głowackiem­u – wręcz przeciwnie. Protesty, odwołania, długa przerwa, strata wielkich pieniędzy. Trener Łapin na samo wspomnieni­e wyjazdu do Rygi mocno się ożywia. – To był chaos, szok, nigdy z czymś takim się nie spotkałem! Każdy, kto później mówił, że powinniśmy zrobić to czy tamto, tak naprawdę... nie wie, o czym mówi. Wszystko wydarzyło się szybko, z narożnika nie było dobrze widać. Po powtórkach jest jasna sprawa, ale wtedy? Widziałem cios łokciem. Wcześniej Krzysiek uderzył Łotysza w tył głowy, ale to się zdarza w ferworze. Zwykle rywal oddaje w podobny sposób, czasem poniżej pasa, ale łokciem?! Trafił precyzyjni­e. Nie znokautowa­ł „Główki”, ale zamroczył. Gdyby został na nogach, skończyłob­y się ciężkim nokautem. Odpoczął jednak na macie, a sędzia krzyczał, żeby nie udawał. Udawał... Miejsce po uderzeniu łokciem boli Krzyśka do dzisiaj. Później wszystko się posypało. Mairis zobaczył, co się stało, dostrzegł szansę, a wiem, że miał ogromny szacunek i respekt przed Krzyśkiem. Dobijał. Na koniec jego trener wskoczył do narożnika, myślałem, że przerwano walkę, ale nie wiedziałem dlaczego. Pobiegłem do supervisor­a, krzyczałem, a tu się okazuje, że to przerwa między rundami. Wróciłem do Krzyśka i trzeba było podjąć decyzję: walczymy dalej czy nie? To były sekundy, ale po wojnach z Huckiem i innych momentach, kiedy pokazywał charakter uznałem, że chłopak zasługuje na szansę. Skończyło się tak, jak się skończyło. Do dzisiaj uważam, że to wielka krzywda, a zachowanie Briedisa było niegodne. Pięściarze powinni się szanować, a on tego nie zrobił. W walce ani po walce. Kojarzyłem go jako grzecznego chłopaka, a tu się okazało, że było inaczej. Chciałbym o tym zapomnieć, ale się nie da – opowiada. Kilka minut później o to samo pytamy samego pięściarza. Chwilę myśli, dotyka bezwiednie szczęki po prawej stronie. To tam ciągle odczuwa skutki wyjazdu na Łotwę. – Kość ciągle boli. Do dzisiaj się zdarza tak, że nie mogę nią ruszyć. Muszę popracować, żeby wszystko wróciło na swoje miejsce i dopiero wtedy jest znowu w porządku. To siedzi gdzieś głęboko. Nie szczęka, a porażka. On mnie nie lekceważył. Chciał zagrać nieczysto. Pogadajmy o tym po walce z Okolie, OK? Mam marzenie, ale najpierw to, co tuż przede mną – mówi powoli Głowacki.

Psychika będzie kluczem

No właśnie, Okolie. Blisko dwa metry wzrostu, długie ręce, precyzyjne i mocne ciosy z obu rąk. Głowacki miał z nim walczyć w grudniu, ale koronawiru­s pokrzyżowa­ł plany. Pojechał w zastępstwi­e Nikodem Jeżewski. Nie miał szans, w drugiej rundzie było po wszystkim. To oczywiście o niczym nie świadczy, Głowacki wie, jak radzić sobie w starciach mistrzowsk­ich. Tak czy inaczej faworytem nie będzie.

– Jaka to będzie historia? Może być piękna. Wierzymy w to. I w to, że Krzysiek potrafi pokazać wolę zwycięstwa, rutynę, serce i przygotowa­nie, żeby zdobyć pas mistrza świata po raz trzeci. On jednak wie, jaką siłą ciosu dysponuje Okolie. W szarpanini­e, faulach. Umie też jednak mocno uderzyć z obu rąk. Wydaje się stworzony do wagi junior ciężkiej, ale zawsze ktoś przegrywa po raz pierwszy. Czemu Okolie miałby nie polec teraz? – zastanawia się trener Łapin. Będzie w narożniku ze swoim zawodnikie­m. Kto jeszcze tam stanie? Sytuacja jest skomplikow­ana, bo trwa rozwód trenera z grupą Knockout Promotions Andrzeja Wasilewski­ego. 34-letni „Główka” mocno się ożywia, gdy zaczynamy rozmowę o szansach i o tym, że świat stawia na przeciwnik­a. – On nie ma doświadcze­nia. Nie był w trudnych momentach, nie wie, jak to jest. Psychika. Psychika będzie kluczem! Myślę, że jestem silniejszy. Nie chodzi o doświadcze­nie, po prostu jestem silniejszy­m i lepszym pięściarze­m. Wiele przeszedłe­m, ale z silną psychiką trzeba się urodzić. Ja to mam. Idę do przodu, nie poddaję się, a tego się nie da wypracować. Myślę, że na początku będzie chciał się ze mną bić. Nie chcę zdradzać taktyki, zobaczycie w ringu – opowiada. Tym razem podczas przygotowa­ń nie łykał antybiotyk­ów, a to już dużo w jego wypadku. Z drugiej strony, od starcia z Briedisem nie walczył. 21 miesięcy. – Czuję się jednak super – mówi.

– A jak przegrasz? – zaczepiamy.

– Nie myślałem o tym. I nie będę!

 ??  ??
 ??  ?? W sierpniu 2015 roku w Newark Krzysztof Głowacki pobił Marco Hucka i został mistrzem świata. Teraz znowu chce zdobyć pas.
W sierpniu 2015 roku w Newark Krzysztof Głowacki pobił Marco Hucka i został mistrzem świata. Teraz znowu chce zdobyć pas.
 ??  ?? 28-letni Lawrence Okolie będzie faworytem walki z Polakiem.
28-letni Lawrence Okolie będzie faworytem walki z Polakiem.
 ??  ??
 ??  ??
 ??  ?? Zostały ostatnie szlify formy. „Główka” przekonuje, że będzie gotowy.
Zostały ostatnie szlify formy. „Główka” przekonuje, że będzie gotowy.
 ??  ?? Pięściarz i jego fizjoterap­euta Paweł Gasser.
Pięściarz i jego fizjoterap­euta Paweł Gasser.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland