NIE MA MOCNYCH NA ZAKSĘ
Drużyna z Kędzierzyna-koźla, którą prowadzi słynny Nikola Grbić, po raz ósmy w historii wywalczyła Puchar Polski.
Już po raz ósmy Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-koźle sięgnęła po Puchar Polski, ustanawiając tym samym rekord pod względem liczby zdobytych trofeów. Wcześniej dzieliła go z PGE Skrą Bełchatów i AZS Olsztyn, teraz może się szczycić mianem jedynego rekordzisty. W finale rozgrywanym po roku przerwy spowodowanej epidemią koronawirusa w historycznej hali Hutnika Kraków kędzierzynianie pewnie pokonali Jastrzębski Węgiel, odbierając okazały puchar oraz czek na 200 tysięcy złotych. – Wielkie święto w Kędzierzynie! Jesteśmy szczęśliwi, bo w świetnym stylu pokonaliśmy drużynę z Jastrzębia. Nie zabrakło nam determinacji, a przede wszystkim zniknęła nerwowość, która towarzyszyła nam w meczu półfinałowym – nie kryje radości kędzierzyński atakujący
Łukasz
Kaczmarek.
Waleczny Aluron
Trudno mu nie przyznać racji, bo niewiele brakowało, a kędzierzynianie w ogóle nie znaleźliby się w finale Pucharu Polski. Blisko sprawienia niespodzianki byli bowiem w sobotę zawodnicy Aluronu CMC Warty Zawiercie, którzy wygrali pierwszego i czwartego seta. Argumentów zabrakło im już jednak w tie-breaku, w którym ZAKSA postawiła kropkę nad i. – To spotkanie pokazało, że żadna z drużyn nie może wyjść na parkiet z przeświadczeniem, że zwycięstwo jest formalnością. Zawiercianie o wiele lepiej zaaklimatyzowali się w hali w Krakowie – mówił MVP sobotniego półfinału Jakub Kochanowski. Na specyficzne warunki w hali zwracała zresztą uwagę większość zawodników, wskazując, że do złudzenia przypomina ona… halę w Zawierciu. Problemów z aklimatyzacją ZAKSA nie miała już jednak w finale, w którym wydawało się, że minimalną przewagę mogą mieć siatkarze Jastrzębskiego Węgla. Dzień wcześniej nadspodziewanie szybko pokonali wskazywanego do miana czarnego konia imprezy Trefla Gdańsk. Gdańskie Lwy miały jednak sporo problemów w ataku, w którym zawodził głównie siedmiokrotny triumfator Pucharu Polski Mariusz Wlazły (jedynie 17 procent skuteczności!). Dodatkowym wsparciem dla jastrzębian była także… grupa kibiców, która dopingowała ich pod krakowską halą, oglądając spotkanie na laptopach.
Jastrzębie pękło
W niedzielę kędzierzynianie pokazali siłę, wykorzystując każdą słabość przeciwników. Świetnie radzili sobie przede wszystkim w ataku oraz w zagrywce. Ostatni punkt na miarę triumfu zdobył zagrywką Aleksander Śliwka, który tuż przed startem turnieju przedłużył kontrakt z klubem z Kędzierzyna-koźla. Gorąco zrobiło się tylko w drugim secie, w którym jastrzębianie przegrali końcówkę na własne życzenie, a potem już nie byli w stanie się podnieść. – Nie wiem, co się z nami stało. ZAKSA zagrała cztery razy lepiej niż dzień wcześniej z Aluronem. Brawo dla chłopaków, bo pokazali nam, gdzie jest na razie nasze miejsce. Jeszcze dużo pracy przed nami. Mam nadzieję, że odgryziemy się w finale ligi – mówi przyjmujący Pomarańczowych Rafał Szymura. – Gdyby w drugim secie wygrało Jastrzębie, to być może gralibyśmy pięć setów. Wiedzieliśmy, że musimy pokazać, że nie mamy zamiaru zwalniać tempa. Zdawaliśmy sobie też sprawę, że jastrzębianie w końcu pękną. Do tej pory potrafiliśmy rozwiązać wszystkie pojawiające się na naszej drodze problemy. Z każdym meczem czujemy się coraz bardziej pewni siebie – nie ukrywa Kochanowski.
Semeniuk show
Po ostatniej piłce finału radości nie było końca, a największy uśmiech malował się na twarzy Kamila Semeniuka. W meczu z jastrzębianami 25-letni przyjmujący atakował nawet z 82-procentową skutecznością, a dzień wcześniej razem z Kaczmarkiem i Śliwką był jednym z autorów awansu kędzierzynian do finału. Po nim zasłużenie ode
brał nagrodę dla MVP finału i czek na 5 tysięcy złotych. Puchar Polski jest już drugim trofeum wywalczonym przez podopiecznych Nikoli Grbicia w tym sezonie. Tuż przed jego startem sięgnęli jeszcze po Superpuchar kraju. – Jeszcze dwa czekają na podniesienie – zauważa Kaczmarek, mając na myśli mistrzostwo Polski oraz Ligę Mistrzów.
Maraton ZAKS-Y
Dla kędzierzynian to dopiero początek maratonu, który czeka ich w najbliższym czasie. Zaraz po turnieju w Krakowie udają się do Kazania, gdzie zmierzą się z Zenitem w półfinale Champions League.
– To drużyna mistrzów. Z pewnością jesteśmy w rytmie meczowym, ale też będziemy odczuwać większe zmęczenie. Siatkarze z Kazania mają czas na odpoczynek i odpowiednie przygotowanie, a nas czeka daleka podróż po dwóch trudnych meczach w Krakowie – zaznacza rozgrywający ZAKS-Y Benjamin Toniutti, który wczoraj sięgnął po czwarty Puchar Polski. Po powrocie z Rosji podopieczni Grbicia wcale nie będą mogli liczyć na taryfę ulgową. Już w niedzielę zmierzą się we własnej hali ze Ślepskiem Malow Suwałki w ćwierćfinale Plusligi. Ale odnosząc zwycięstwo za zwycięstwem, nie czuje się zmęczenia.