SEZON ŻYCIA SERBA
Trzy punkty zdobyte w nerwach. Mistrzowie Polski mają sporo do poprawy.
Legia utrzymała siedmiopunktową przewagę nad Pogonią. Mistrzowie Polski są na dobrej drodze, by obronić tytuł, ich wahadłowy Filip Mladenović jest w tym roku jednym z najlepszych piłkarzy ekstraklasy, a Paweł Wszołek i Bartosz Kapustka podtrzymują wysoką formę.
Łatwo strzelali, łatwo tracili
I to właściwie tyle z pozytywów, o których można napisać po sobotnim spotkaniu z Wartą. Mecz z beniaminkiem, mimo że wygrany, uwypuklił, ile jeszcze pracy jest przed drużyną Czesława Michniewicza, jak wiele problemów ma jeszcze ten zespół: z koncentracją w kluczowych momentach, do tego wciąż za często gospodarzom przytrafiają się indywidualne błędy, a piłkarze Warty pokazali, jak wyłączyć z gry Luquinhasa – Brazylijczyka pilnowało najczęściej dwóch–trzech rywali.
Strata dwóch bramek w meczu z beniaminkiem i nerwy do ostatniej minuty to sytuacja, która zespołowi z takimi aspiracjami nie powinna się przytrafiać. Legia łatwo bramki zdobywała, ale i łatwo traciła Trener Warty Piotr Tworek zapewniał przed tym meczem, że scenariusz z listopada, kiedy jego drużyna przegrała z mistrzem Polski 0:3, już się nie powtórzy. Widział, jaki postęp od tamtego czasu zrobili jego piłkarze, miał przekonanie, że są w stanie podjąć równorzędną walkę z legionistami. Początek meczu nie wskazywał na to, że ma rację. Gospodarze znakomicie rozpoczęli spotkanie: stały fragment gry (te nie są w tym sezonie mocną stroną legionistów), Andre Martins zagrał krótkie podanie do Kapustki, który przerzucił na drugą stronę pola karnego do Mladenovicia. Serb mocno uderzył, piłka trafiła jeszcze w Jana Grzesika i wpadła do siatki. Wydawało się, że scenariusz z jesieni może się powtórzyć, mistrzowie Polski mieli przewagę. Całkowicie zaskakujący strzał Grzesika (albo nieudane dośrodkowanie do Adama Zrelaka) przywróciło gości do gry – piłka wpadła do siatki Artura Boruca. Strzelec gola, który jako osiemnastolatek trafił do Legii i grał w juniorach, Młodej Ekstraklasie oraz rezerwach w przerwie meczu, przed kamerami Canal+ żartował, że były piłkarz zespołu z Łazienkowskiej Tomasz Sokołowski – znany specjalista od takich uderzeń, byłby z niego dumny.
Wszołek znowu strzelił
W sobotę zadowolony ze swoich piłkarzy mógł być też w 30. minucie trener Michniewicz, bo jego zespół szybko odpowiedział na tę sytuację – tym razem Mladenović podawał, a piłkę do siatki skierował Wszołek, który zdobył bramkę w drugim meczu z kolei. Serb rozgrywał kolejne znakomite spotkanie (znakomity w ofensywie, bo w grze obronnej już tak bezbłędny nie jest) – trafił w 60. minucie na 3:1. Potwierdzał, że trwa jego najlepszy czas w karierze. Rozwija się piłkarsko, uspokoił temperament. W poprzednim sezonie po 21 kolejkach miał 12 żółtych kartek. Teraz ma ich trzy razy mniej, choć ta, którą otrzymał w sobotę, zabolała go mocno – nie wystąpi w następnej kolejce z Zagłębiem Lubin. – Zapytałem sędziego: „Jak mam grać, żebym nie dostawał kartek?”. Jest mi trochę przykro, bo opuszczam spotkanie w Lubinie. Myślę, że nie byłem tak blisko tej kartki, jak widział to arbiter. W tamtej sytuacji nie stało się nic strasznego – mówił w wywiadzie dla Canal+ Mladenović. Kartka nie przesłoniła faktu, że był najlepszy na boisku. Spowodowała jednak problem dla Michniewicza, który musi znaleźć sposób, by w następnym meczu zastąpić tak cennego zawodnika. I kolejny raz spróbować uszczelnić defensywę, by jego zespół nie doprowadzał do takiej sytuacji jak w sobotę, kiedy po dotknięciu piłki ręką przez Wszołka był rzut karny dla gości, a w końcówce sędzia sprawdzał, czy Mateusz Wieteska nie popełnił tego samego błędu. Nieprzepisowego zagrania nie było, gospodarze zdobyli komplet punktów. Warta nie była już tak słaba jak w listopadzie, ale jej aspiracje są zupełnie inne niż legionistów.