Brak Lampego to nie problem
Transfer gwiazdy na razie rozczarowuje, ale nie wpływa negatywnie na wyniki zespołu.
Maciej Lampe trafił do Kinga Szczecin na początku stycznia i od tego czasu zagrał w zaledwie trzech spotkaniach Energa Basket Ligi. Na dodatek przerwy między tymi występami to 3–4 tygodnie. Wczoraj nie pojawił się w składzie szczecinian w domowym spotkaniu Kinga z GTK Gliwice, choć w ostatnim czasie trenował i wydawało się, że wróci na parkiet po nieobecności w poprzednim meczu ze Śląskiem Wrocław. Stało się jednak inaczej, Lampe nie był jeszcze gotowy. Na wynik nie miało to wpływu, bo King zwyciężył pewnie 100:70.
Warto zauważyć, że od przybycia Lampego King jest bez niego niepokonany w pięciu meczach, a z trzech, w których występował Lampe, jego ekipa wygrała tylko dwa. Oczywiście warto pamiętać, że były to spotkania z będącymi w górnej połówce tabeli zespołami Trefla Sopot i Pszczółki Startu Lublin, ale z drugiej strony Lampe nie był potrzebny Kingowi do efektownego zwycięstwa ze Śląskiem Wrocław. Można odnieść wrażenie, że gdy pojawiał się na boisku, to mocno dominował ofensywę Kinga. Zajmował miejsce pod koszem, często domagał się piłki, a częstotliwość oddawania przez niego rzutów była bardzo duża – aż 39 w ledwie 68 minut na boisku. Na dodatek trafił tylko 44 procent z nich i pewnie inaczej spojrzelibyśmy na jego rolę i znaczenie, gdyby to było kilka więcej, szczególnie w przegranym ledwie 81:83 meczu z Treflem. Gdy Lampe podpisywał kontrakt z Kingiem, nie brakowało obaw. Wychowany w Szwecji były (powrót jest wątpliwy) reprezentant Polski ma za sobą długą i pełną sukcesów karierę z występami w NBA i czołowych europejskich klubach, ale od wiosny 2019 do debiutu w Kingu grał tylko krótko w Bahrajnie, gdzie poziom jest średnio poważny. Przywitał się z Energa Basket Ligą dobrym, lecz niedługim występem przeciwko wtedy jeszcze marzącemu o play-off Anwilowi we Włocławku. Od tego czasu częściej go nie ma w składzie niż jest. To wszystko może pójść w niepamięć, jeśli wydatnie pomoże Kingowi w play-off, a zespół osiągnie sukces. Istnieje jednak poważna obawa, że Lampego znowu coś zaboli, a w trakcie kilkumeczowej serii ćwierćfinałowej (i ewentualnych kolejnych) taki pojawiający się i znikający zawodnik to duży problem.