CZARNA SERIA
W Niemczech o tym spotkaniu pisze się prześmiewczo „Topspiel”. Zarówno dla Schalke, jak i Borussii to jednak mecz na przerwanie fatalnej passy.
Dla obu zespołów połowa lutego wyznacza początek katastrofalnych serii. Dla Borussii Mönchengladbach oznacza jak na razie siedem porażek z rzędu i zbliżenie się do niechlubnego wyniku sprzed ponad 30 lat, natomiast dla Schalke 04 Gelsenkirchen trwa już przeszło rok i niebawem zakończy się pierwszą od 1991 roku wizytą w 2. Bundeslidze.
Borussia Mönchengladbach
Przed feralnym 15 lutego w Mönchengladbach wszystko działało bez zarzutu. Zespół znajdował się w wysokiej formie, piął się w ligowej tabeli notując sześć meczów bez porażki, awansował do ćwierćfinału DFB Pokal i szykował się do historycznego – pierwszego dwumeczu fazy pucharowej w erze Ligi Mistrzów. Mimo że jeszcze w grudniu Marco Rose zapewniał m.in. dyrektora sportowego Maxa Eberla, że pozostanie w Mönchengladbach, to po bezbramkowym remisie z Wolfsburgiem oficjalnie potwierdzono jego przejście do Borussii Dortmund po zakończeniu sezonu. Po ogłoszeniu tej decyzji Źrebaki przegrały siedem spotkań z rzędu, odpadając z Pucharu Niemiec i Champions League, a także spadając na 10. miejsce w Bundeslidze. Ósma porażka oznaczałaby wyrównanie niechlubnego rekordu Borussii Wolfa Wernera z 1989 roku.
Choć Rose nie zmienił podejścia do zawodu i wciąż cieszy się zaufaniem, przynajmniej w mediach, Eberla, to drużyna zupełnie się rozleciała. Część piłkarzy uznała szkoleniowca za zdrajcę i nie pomagają nawet jego słowa otuchy. – Napawające nadzieją jest obserwowanie, jak moi zawodnicy reagują na porażkę, jak mimo trudności starają się odwrócić losy spotkania. Teraz czas na zwycięstwo! – pobudzał podopiecznych 44-letni trener. Słowa trafiają w próżnię. Co prawda Borussia nie zapomniała jak gra się w piłkę, lecz przegrywa kolejne spotkania. Tak było w ostatniej ligowej kolejce z Augsburgiem. Według statystyki spodziewanych bramek Źrebaki wypracowały ich 3,68, a w siatce piłka wylądowała tylko raz. Z drugiej strony straciły trzy gole, przy łącznej statystyce spodziewanych trafień Die Fuggerstädters wynoszącej zaledwie 1,44. Mimo fatalnych wyników i groźby braku awansu do europejskich pucharów dyrektor sportowy nie zamierza zwalniać szkoleniowca. – Jaką mam pewność, że nowy trener zmieni oblicze zespołu? Musimy skupić się na przełamaniu. Nie ma nawet mowy o jakiejkolwiek Lidze Mistrzów, na razie marzymy o Lidze Europy – powiedział na łamach „Bilda” Eberl. Dyrektor sportowy nie siedzi jednak bezczynnie. Podjął już nawet decyzję, kto zastąpi Rosego na ławce Źrebaków, lecz nie zdradził jej nawet w trakcie programu ZDF, wskazując czy na wyświetlonej grafice z kilkoma trenerami znajduje się przyszły szkoleniowiec.
Eberl odpowiedział jedynie: – Nie spojrzę na to, bo i tak nic nie powiem. Chcę to zrobić po cichu. Według różnych mediów kandydatami do zastąpienia Rosego są: Jesse Marsch z Red Bulla Salzburg, Gerardo Seoane z Young Boys Berno, a także Erik ten Hag z Ajaxu Amsterdam.
FC Schalke 04
Przez moment jedną z opcji był również Ralf Rangnick, ale 62-latek prawdopodobnie podejmie się jednego z najtrudniejszych wyzwań w karierze, ratując znajdujące się w ogromnym sportowym i ekonomicznym kryzysie Schalke. Die Königsblauen 17 lutego zeszłego roku odnieśli jedyne ligowe zwycięstwo w całym 2020 roku, pokonując Borussię Mönchengladbach (2:0). Wtedy też zapoczątkowali marsz upokorzeń, nie wygrywając 30 spotkań z rzędu (zabrakło jednego do wyrównania najgorszego w historii wyniku Tasmanii Berlin z sezonu 1965/66), pięciokrotnie zmieniając trenera i tonąc w długach, które sięgają przeszło 200 mln euro. Próby ratowania tego podjął się Rangnick, choć początkowo jego kandydatura została odrzucona.
Rada nadzorcza miała w pamięci ostatnie dwa podejścia 62-latka w Gelsenkirchen. Za pierwszym razem w 2004 roku przejął drużynę tuż nad strefą spadkową, sezon zakończył jako wicemistrz Niemiec, ale w kolejnym, jak sam wyjaśniał, popełnił błąd w przygotowaniach i został zwolniony w grudniu 2005 roku. Drugie podejście skończyło się jeszcze szybciej. Po sześciu miesiącach wypalił się zawodowo i zrezygnował. Stąd też tak duża rezerwa do kolejnej próby pracy w Schalke. Głównym antagonistą szkoleniowca był prezes zarządu Jens Buchta. Sytuacja się zmieniła, gdy jego pomysł na sprowadzenie Markusa Kröschego z RB Leipzig się nie udał.
Buchta uległ naciskom tzw. potężnej grupy, czyli osób mających m.in. finansowy czy polityczny wpływ na klub i przystąpił do rozmów z przedstawicielami Rangnicka. – Odbyliśmy konstruktywną rozmowę z otoczeniem Ralfa, ustaliliśmy warunki możliwej współpracy i będziemy kontynuować negocjacje – powiadomił prezes klubu. Rangnick stanie przed zadaniem zrestrukturyzowania całego pionu sportowego. Aż trzynastu zawodnikom wygasają kontrakty lub kończą się wypożyczenia 30 czerwca. Kolejni wyróżniający się piłkarze pokroju Suata Serdara po spadku odejdą z zespołu, a pieniądze na nich zarobione nie trafią do budżetu transferowego. Rangnick może liczyć jedynie na wzmocnienia bezgotówkowe. Już w tym tygodniu Schalke poinformowało o sprowadzeniu swojego wychowanka, grającego w Mainz Danny’ego Latzy. Niebawem ma dołączyć do niego napastnik Hannoveru Genki Haraguchi. Niewykluczone, że na Veltins-arena trafi również Marcin Kamiński, któremu wygasa kontrakt z VFB Stuttgart. 64-letni trener zapowiada jednak, że do Bundesligi ma zamiar powrócić z najmłodszą w historii drużyną. Kolejne szanse gry otrzymają zawodnicy pokroju Amerykanina Matthew Hoppego, który przebojem wdarł się do składu, strzelając pięć goli w pierwszych siedmiu meczach i zapracowując na nowy kontrakt. Właśnie taką nadzieją (z ang. hope) na lepsze jutro od wielu miesięcy żyją kibice Schalke.