POGOŃ NIE ODPUSZCZA
Po przełamaniu w Białymstoku Portowcy poszli za ciosem i wygrali z niepokonaną w lidze od sześciu spotkań Lechią. Szczecinianie tracą cztery punkty do liderującej Legii.
Europo, witaj nam! No dobrze, piłkarze Pogoni Szczecin jeszcze nie mogą w ten sposób radośnie witać się z europejskimi pucharami, ale w piątek zrobili wydatny krok ku temu. Dzięki zwycięstwu nad Lechią Gdańsk w tym momencie Portowcy mają osiem punktów przewagi nad czwartą pozycją i znacznie spokojniej mogą oglądać się za siebie. Przynajmniej chwilowo zgubili pościg i mogą czuć się nieco bezpieczniej na ligowym podium.
Znowu on
I znów uszu, by lepiej słyszeć pochwały, może nadstawiać Michał Kucharczyk. 29-latek jest niesamowicie efektywny. Może nie błyszczeć przez większość meczu, inni mogą częściej być przy piłce i sprawiać przeciwnikom większe kłopoty, ale jak przychodzi co do czego, to znów on wychodzi przed szereg i załatwia sprawę. Jak trwoga, to do Kucharczyka – taka zasada zaczyna obowiązywać w drużynie ze stolicy Pomorza Zachodniego. Wychowanek Świtu Nowy Dwór Mazowiecki czwarty raz w sezonie strzelił zwycięskiego gola dla Granatowo-bordowych, a w ostatnich pięciu kolejkach zdobył dwie bramki i zanotował dwie asysty. Niebywały wpływ na wyniki wicelidera ekstraklasy. W piątek Kucharczyk ponownie przypomniał o sobie w najlepszym do tego momencie. Po świetnej pierwszej połowie Pogoń z początkiem drugiej straciła impet. Gościom nawet wreszcie udało się oddać celne uderzenie i Dante Stipica miał okazję zorientować się, że jednak tego wieczoru jest w pracy, nie na wolnym. Tyle że gdy coraz śmielej poczynali sobie przyjezdni, futbolówkę przejął rezerwowy tego dnia Kacper Kozłowski, pognał pod szesnastkę Lechii, oddał piłkę Kucharczykowi, a ten jedną nogą przyjął, drugą strzelił i pokonał Dušana Kuciaka. Do tej chwili wydawało się, że to niemożliwe. Że akurat w ten piątek wypadł taki dzień, że Słowak będzie bronił wszystko. Przecież wcześniej kapitalnie odbijał uderzenia Rafała Kurzawy, Sebastiana Kowalczyka czy samego Kucharczyka. Ale tym razem nie dał rady.
Po kryzysie
A Lechia nie zdołała się podnieść. Trenerzy uwielbiają powtarzać, że za styl nie ma punktów i w Szczecinie tej wyświechtanej maksymie zawierzył Piotr Stokowiec. Przed przerwą zawodnicy z Gdańska zaprezentowali się fatalnie i tylko Kuciakowi zawdzięczali zero po stronie strat. Ekipa z Trójmiasta nawet nie udawała, że ma ochotę przejąć inicjatywę. Kiedy jej bramkarz wznawiał grę z piątki, ustawiali się daleko od własnego pola karnego i czekali na górne podania. Gdy to samo robili Portowcy, spokojnie czekali na swojej połowie i skupiali się na przeszkadzaniu, które i tak nijak im nie wychodziło. W pierwszej połowie Pogoń spisała się świetnie. Przyjezdni zamykali lewe skrzy
dło? Nie ma problemu, spróbujemy prawym. Prawe też zatkane? Okej, ruszamy środkiem. Granatowo-bordowi imponowali swobodą, pomysłem i odwagą. Więc jakim cudem nie strzelili gola? Jedno słowo – Kuciak. Kapitalnie prezentował się świeżo upieczony reprezentant Polski Kowalczyk. Wychowanek Salosu Szczecin
raz po raz nękał gości dryblingami, balansem ciała, kółeczkami w różnych sektorach boiska. Brakowało mu tylko tego, co zawsze – zdobytej bramki. Na szczęście dla Portowców wyręczył go Kucharczyk i zespół trenera Kosty Runjaica odniósł drugie zwycięstwo z rzędu. Kryzys został w Szczecinie zażegnany.