Magda Linette nie grała prawie pół roku, ale po powrocie znowu zwycięża!
W I rundzie turnieju w Miami Magda Linette zagrała pierwszy mecz po blisko pół roku i pokonała 6:1, 3:6, 6:0 Robin Montgomery.
Po raz ostatni poznanianka rywalizowała w tourze w październiku. Później kontuzja kolana wyeliminowała ją ze startów w Australii i nad Zatoką Perską. Na Florydę nasza tenisistka dotarła razem z nowym trenerem Nikolą Horvatem i w pierwszym meczu walczyła z 16-letnią zawodniczką gospodarzy Robin Montgomery. Kiedyś w tym wieku grało się już na najwyższym szczeblu. Wystarczy wspomnieć wyczyny Martiny Hingis, Moniki Seles, Jennifer Capriati czy mimo wszystko Anny Kurnikowej. Dziś można liczyć jedynie na dzikie karty. I Amerykanka taką otrzymała.
Pani profesor
Czy tę szansę wykorzystała? Niektórzy powiedzą, że tak. Inni będą rozczarowani kręcić nosem. W drugim secie młoda dama trochę się „rozstrzelała”, ale generalnie Linette miała wszystko pod kontrolą i na tle młodej przeciwniczki przypominała prowadzącą wykład panią profesor. Mądrze rozdzielała piłki, kiedy trzeba zmieniała rytm i spokojnie wypunktowała nastolatkę w nieco ponad półtorej godziny. W decydującej partii to był wręcz nokaut!
– Teraz najważniejsze, żeby dopisywało mi zdrowie. Zaczynam sezon znacznie później niż zwykle, muszę gonić i potrzebuję jak najwięcej spotkań – podkreśla Magda, której forma jest bardzo ważna także dla Alicji Rosolskiej. W kontekście igrzysk w Tokio. Nasza deblistka wznowiła już treningi po urodzeniu dziecka i liczy w Japonii na wspólny występ z koleżanką z reprezentacji. Żeby doszedł do skutku, ta musi wygrywać. W drugiej rundzie w Miami Linette zmierzy się z rozstawioną z nr. 17 Johanną Kontą. Brytyjka jest w tym sezonie kompletnie bez formy. W dotychczasowych startach rozstrzygnęła na swą korzyść zaledwie jeden mecz. Tu można się też spodziewać, że nie będzie w ogóle rozgrzana, bo w pierwszej rundzie miała wolny los. A więc, patrząc racjonalnie, jest nadzieja na kolejną falującą przeciwniczkę. Na początek, jak by sytuacji nie oceniać, właśnie takich potrzeba.
Bez ponad 60 szlemów
Mniej wahań – choć i tam się one zdarzają – jest w turnieju mężczyzn. Tu w tym sezonie na Florydzie bida z nędzą. Na Hard Rock Stadium zabraknie największych gwiazd i w sumie ponad 60 szlemów (nie zagrają Djoković – 18 wygranych w tych turniejach, Nadal i Federer – po 20, Thiem – 1, Wawrinka i Murray – po 3, poddający się właśnie czwartej operacji kolana i ósmej w ogóle del Potro – 1). Przed Hubertem Hurkaczem czas rewanżów za mniej lub bardziej odległe porażki. W drugiej rundzie grający z numerem 26 wrocławianin może trafić na Jeremy’ego Chardy’ego, z którym półtora roku temu przegrał pięciosetowy horror w US Open. W trzeciej na Denisa Shapovalova (nr 6). Leworęczny Kanadyjczyk wyeliminował go w poprzednim tygodniu w Dubaju, choć „Hubi” ogólnie ma z nim dodatni bilans.