Piotr Żyła i spółka zaczynają finał sezonu w Planicy. Gra toczy się o małą Kryształową Kulę.
W środę w Planicy początek finału sezonu. Wciąż jest o co walczyć, a Polacy chcą znowu błysnąć.
Najpierw długa przerwa po mistrzostwach świata, a teraz końcowy akt sezonu w Planicy – tak wygląda świat skoków narciarskich w ostatnim czasie. Ostatni akt to w zasadzie szukanie odpowiedzi na jedno pytanie – kto zdobędzie małą Kryształową Kulę za triumf w klasyfikacji lotów narciarskich? Tę dużą odbierze Halvor Egner Granerud, który skakał w cyklu znakomicie. Nie zdobył jednak indywidualnie złota w mistrzostwach świata w lotach, właśnie w Planicy, nie wszedł też na najwyższy stopień podium w mistrzostwach świata w narciarstwie klasycznym w Oberstdorfie. Na normalnej skoczni był czwarty, na dużej nie skakał, bo miał pozytywny wynik testu na koronawirusa. Teraz wraca i podobno jest silny, więc może jeszcze coś dołoży. Tyle że rywali ma naprawdę godnych, a wśród nich Polaków. A choć ostatnie lata to złota era polskich skoków, to tak się złożyło, że małej Kuli nikt z naszych skoczków jeszcze nie odebrał! Poprzednie dwie edycje na 3. miejscu kończył Piotr Żyła. Wcześniej dwa razy z rzędu na podium stawał Kamil Stoch. 20 lat temu ledwie pięciu punktów brakowało Adamowi Małyszowi do Martina Schmitta! Małysz dwukrotnie zostawał najlepszym lotnikiem sezonu, ale działo się to w edycjach 2002/03 i 2006/07, czyli w okresie, gdy o małą Kulę nie rywalizowano. Teraz najmocniejszy z Polaków wydaje się Żyła, który był rewelacyjny w Oberstdorfie, ale czy ktoś odmówi szans Stochowi lub Dawidowi Kubackiemu? Każdy z nich chce i ma wszystko, aby zrobić to dla Polski pierwszy raz! Zdecydują trzy indywidualne konkursy – czwartkowy, piątkowy i niedzielny (w sobotę przewidziano drużynówkę), a pierwsze wnioski będzie można wyciągnąć już podczas środowych kwalifikacji. Trener Michal Doležal, oprócz Stocha, Kubackiego i Żyły, do Słowenii zabrał także Andrzeja Stękałę, Jakuba Wolnego i Klemensa Murańkę.
Cała stawka dokończy jeden z najbardziej zwariowanych sezonów w historii skoków. Zwariowanych oczywiście z powodu ogłoszonej pandemii. Brak kibiców, testy, które omal nie wyrzuciły Polaków z Turnieju Czterech Skoczni, problemy wielu innych... A jednak wygląda na to, że cykl, choć niepełny (wypadły zawody w Azji i odwołano turniej Raw Air), uda się zakończyć i to już sukces. Przed rokiem finał sezonu w Planicy został odwołany z powodu pandemii koronawirusa. Teraz sytuacja, przynajmniej pod tym względem, wróciła do normy, bo zakończenie zmagań w Słowenii to już tradycja. No i Planica polskim kibicom kojarzy się znakomicie, bo w XXI wieku nasi reprezentanci aż sześciokrotnie stawali tam na najwyższym stopniu podium klasyfikacji generalnej PŚ. A zdarzało się, że kwestia Kryształowej Kuli ważyła się do ostatnich zawodów. Tak było między innymi w 2007 roku, gdy Adam Małysz gonił Andersa Jacobsena. Na Letalnicy rozegrano wtedy trzy konkursy indywidualne i wszystkie padły łupem wiślanina, który w PŚ triumfował po raz czwarty, wyrównując tym samym rekordowy wyczyn Mattiego Nykänena. Siedem lat później na dużej skoczni kropkę nad „i” postawił Kamil Stoch, dla którego był to pierwszy taki sukces w karierze. W 2018 roku do Planicy przyjechał już pewny swego. Wówczas rozluźniony dwukrotnie w świetnym stylu wygrał zmagania na Letalnicy i zmazał mniej przyjemne wspomnienia z poprzedniej edycji, gdy w decydującej batalii o Kulę uległ Stefanowi Kraftowi. Teraz kwestia dużej Kuli jest już jasna, ale ta mniejsza wciąż jest do
zgarnięcia.