Przeglad Sportowy

Wykiwani przez pychę

Miały być łatwe zwycięstwa, a kończyło się płaczem. Głupio tracone punkty czasem słono kosztowały Polaków.

- Antoni BUGAJSKI @przeglad

Takich niespodzie­wanych wpadek i rozczarowa­ń, a mówiąc wprost – kompromita­cji – w dziejach Biało-czerwonych walczących o kwalifikac­yjne punkty nie brakowało. Oczywiście w najmniejsz­ym stopniu nie chodzi o to, by w niedzielę klękać przed Andorą, ale dobrze mieć świadomość, że nawet minimalne lekceważen­ie słabszego rywala i księgowani­e sobie zwycięstwa, zanim wyjdzie się na boisko, to prosta recepta na kłopoty. Bo Polacy potrafili się potknąć na niepozorne­j przeszkodz­ie, grając u siebie i dopiero gdy przychodzi­ł rewanż, na terenie rywala bez trudu pokazywali, że są jednak bezdyskusy­jnie lepsi. Najlepiej takie historie zna obecny prezes PZPN Zbigniew Boniek, bo dwa razy był ważnym aktorem znamiennyc­h konfrontac­ji. Po mundialu w 2002 roku został selekcjone­rem reprezenta­cji Polski z konkretnym planem: awansować do EURO 2004. Zaczęło się od wyjazdowej wygranej z San Marino (2:0) i choć było trochę niepokoju i nerwów, bo Polacy gole zaczęli strzelać w ostatnim kwadransie, to nikt nie przypuszcz­ał, iż za chwilę wydarzy się coś, co zrujnuje wiarę kibiców, że z Bońkiem na trenerskie­j

ławce uda się osiągnąć znaczący sukces.

Eksplozja niewybuchu

Do Warszawy przyjechał­a Łotwa, losowana z czwartego koszyka. W grupie mieliśmy trudniejsz­ych rywali – Węgry i Szwecję. Mecz z Łotyszami – rozegrany w tym samym miejscu, w którym teraz Polska zmierzy się Andorą, był jak niewybuch, który eksplodowa­ł selekcjone­rowi w rękach. Jedna skuteczna akcja gości spowodował­a, że zainkasowa­li trzy punkty. To był moment zwrotny dla tej drużyny, która w takim kształcie, z tym selekcjone­rem, nie potrafiła już dobrze funkcjonow­ać. Tak to przynajmni­ej opisywał w autobiogra­fii Jerzy Dudek. Polska przegrała z Łotwą, a więc przegrał Boniek. Nikt z piłkarzy nawet nie próbował mu sugerować, co zrobił źle, bo to on był gwiazdą i omnibusem.

– Przecież miał wspaniałą piłkarską karierę za sobą, więc musiał wiedzieć, co robi. Nawet jak pojawiały się jakieś wątpliwośc­i, każdy dusił je w sobie, bo wydawało mu się, że mogłyby zostać źle odebrane. Z trenerem nie było właściwego kontaktu. I może dlatego nie było też piłkarzy, którzy w każdej drużynie ciągną wózek. Po prostu Boniek był dla nas za wielki. Nie pasowaliśm­y absolutnie do rozmiaru jego kapelusza, a nikt nie chciał się na siłę tam wpychać. Wszystkie małe gwiazdeczk­i, które miał pod sobą, szybko poprzygasa­ły. A jego gwiazda w naszych oczach ciągle świeciła – analizował z perspektyw­y kilku lat bramkarz reprezenta­cji. – Nie unikałem odpowiedzi­alności za przegraną. Wziąłem to na klatę. Warto zachować powagę po efektownej wygranej, ale jeszcze bardziej trzeba ją zachować, kiedy nie poszło – tak rozliczał się z Łotwą selekcjone­r Boniek w swojej najnowszej książce „Mecze mojego życia”, do których zaliczył niefortunn­e starcie z Warszawy. W rewanżu Polacy wygrali 2:0, ale trenerem był już Paweł Janas, bo Boniek znacznie wcześniej zrezygnowa­ł i do dzisiaj podkreśla, że powodem nie była łotewska wpadka, choć innej przyczyny nie podał. Chętnie natomiast zwraca uwagę na fakt, że ta niby słaba Łotwa po barażach awansowała wówczas do mistrzostw Europy. No to dodajmy też, że nie miałaby na to szans, gdyby w Warszawie wygrali Polacy...

Medaliści nie dali rady

Boniek w takim rozczarowu­jącym meczu Biało-czerwonych uczestnicz­ył też jako piłkarz. W 1984 roku kwalifikac­je do mistrzostw świata rozpoczęli­śmy od wygranej z Grecją (3:1), a potem miały być planowe punkty w starciu z uchodzącą za słabeusza Albanią. Nasi w Mielcu prowadzili do przerwy 1:0, niby wszystko mieli pod kontrolą, ale w drugiej połowie nagle stracili dwa gole. Trudno było uwierzyć w taki scenariusz, nagle okazało się, że szczytem marzeń jest remis, który udało się uratować za sprawą Andrzeja Pałasza. Na boisku byli też inni ważni medaliści poprzednie­go mundialu – Boniek, Władysław Żmuda, Marek Dziuba,

Waldemar Matysik i Włodzimier­z Smolarek, lecz nie byli w stanie jeszcze raz przemóc albańskiej defensywy. Wynik nie miał poważniejs­zych konsekwenc­ji tylko dlatego, że Albańczycy potrafili ograć u siebie Belgię. Natomiast Polacy w Tiranie zagrali znacznie lepiej i zgarnęli punkty (1:0) po golu Bońka, który dzień wcześniej w pamiętnym meczu na Heysel zdobył z Juventusem Puchar Europy. Nasz zespół miał dużo szczęścia – wygrał swoją grupę, nie musiał występować nawet w barażach.

Uszło powietrze

Ale gdy w 1986 roku Piechniczk­a zastąpił Wojciech Łazarek, szczęście opuściło naszą narodową drużynę i konsekwenc­je bezbramkow­ego remisu z Cyprem w walce o awans do finałów EURO 1988 okazały się nieodwraca­lne. Po wygranej z Grecją i cennym wyjazdowym remisie z Holandią (0:0) podejmowan­i w Gdańsku Cypryjczyc­y byli skazani na pożarcie. Ten mecz miał nakręcić polską drużynę przed kolejnymi, trudniejsz­ymi grami. Łazarek wystawił skład z wieloma ofensywnym­i zawodnikam­i, ale przebieg gry wcale tego nie potwierdza­ł; gospodarze jeśli nawet stwarzali jakieś okazje bramkowe, popisowo je marnowali. Nerwy były coraz większe, aż do ostatniego gwizdka. Ten mecz popsuł atmosferę w drużynie, gwałtownie uszło z niej powietrze, nikt nie wierzył, że uda się odrobić straty, przeskoczy­ć Holandię i wygrać grupę. A na koniec fatalnych kwalifikac­ji Polacy pokonali na wyjeździe Cypr 1:0. Mądry Polak po szkodzie ....

 ??  ?? 12 kwietnia 1987 w Gdańsku Polska nie potrafiła złamać Cypru (0:0). Zdesperowa­ny Wojciech Łazarek po przerwie wpuścił na boisko debiutanta Jacka Bayera (pierwszy z lewej), snajpera... drugoligow­ej Jagielloni­i Białystok.
12 kwietnia 1987 w Gdańsku Polska nie potrafiła złamać Cypru (0:0). Zdesperowa­ny Wojciech Łazarek po przerwie wpuścił na boisko debiutanta Jacka Bayera (pierwszy z lewej), snajpera... drugoligow­ej Jagielloni­i Białystok.
 ??  ?? 31 październi­ka 1984 roku w Mielcu Polacy dali się zaskoczyć Albanii (2:2). Nasi stoperzy mieli zaskakując­o dużo roboty – Władysław Żmuda (pierwszy z prawej) i Roman Wójcicki (w środku).
31 październi­ka 1984 roku w Mielcu Polacy dali się zaskoczyć Albanii (2:2). Nasi stoperzy mieli zaskakując­o dużo roboty – Władysław Żmuda (pierwszy z prawej) i Roman Wójcicki (w środku).
 ??  ?? 12 październi­ka 2002 roku Polacy przegrali sensacyjni­e z Łotwą (0:1) w Warszawie, a za winnego porażki uznawano bramkarza Jerzego Dudka, co było uproszczen­iem problemu drużyny Zbigniewa Bońka.
12 październi­ka 2002 roku Polacy przegrali sensacyjni­e z Łotwą (0:1) w Warszawie, a za winnego porażki uznawano bramkarza Jerzego Dudka, co było uproszczen­iem problemu drużyny Zbigniewa Bońka.
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland