CHCIAŁBYM TUTA
Wszystko, co najlepsze, wciąż jest przede mną – mówi 28-letni pomocnik mistrza Polski.
IZABELA KOPROWIAK: Niepewność. Czym jest dla pana?
PAWEŁ WSZOŁEK: Stanem, w którym nie wiem, co mnie czeka, kiedy czegoś oczekuję i nie mogę przewidzieć, czy to się spełni. Ja już prawie nie znam tego uczucia.
Można się go pozbyć?
Moje motto to być tu i teraz. Nie wybiegam w przyszłość, nie zastanawiam się nad tym, co mnie czeka. To właśnie wybieganie naprzód sprawia, że popadamy w niepewność. W przeszłości często byłem w tym stanie. Nie potrafiłem czerpać radości z tego, co miałem, za dużo rozmyślałem o tym, co będzie, co może się wydarzyć, o tym, co już się zadziało. Jaki to ma sens? Od dłuższego czasu funkcjonuję inaczej. Na poprzeżywanie emocji daję sobie dobę. Potem idę dalej. Kiedy czuję, że odlatuję myślami, mam swoje metody, by wrócić do teraźniejszości. Czerpię też inspirację z tego, co mnie spotyka.
Czyli z czego konkretnie?
Ostatnio wzięliśmy z Mateuszem Hołownią udział w akcji Legii „Gotowi do pomocy”, w ramach której przed świętami Wielkanocy odwiedziliśmy starsze osoby. Jedną z rodzin, u której byliśmy, tworzyli 90-latkowie: kobieta opiekowała się mężem poruszającym się na wózku inwalidzkim, bo nie ma nóg. Nie narzekali, cieszyli się chwilą, tym momentem, kiedy z nimi byliśmy. Pani pokazała nam zdjęcie męża, zrobione 50–60 lat temu. Był śpiewakiem operowym, zdrowym mężczyzną. Pewnie nigdy nie przypuszczali, że na starość czeka go niepełnosprawność, a jednak nie było w nich żadnego żalu do losu. Potrafili się cieszyć z tego, że żyją, że mają siebie. To dało mi do myślenia.
Często denerwujemy się bzdurami: tym, jaką kupić bluzę, że nie zjadłem rano banana. Pierdoły. Obserwując innych ludzi, można zrozumieć, że w życiu nie trzeba mieć nic materialnego, ważne, że obok jest najbliższa osoba i to wystarczy, by być szczęśliwym. To kojarzy mi się z dzieciństwem, kiedy od rana do wieczora siedzieliśmy na podwórku. Jeden kamień, jedna piaskownica, wszyscy się śmiali. Nie był potrzebny smartfon, by być zadowolonym z życia. Pytam o niepewność, bo teraz może ją pan odczuwać mocniej – w czerwcu kończy się pana umowa z Legią, wciąż nie wiadomo, czy zostanie przedłużona.
Po raz kolejny jestem w takiej sytuacji. Nauczyłem się tym nie przejmować, nie zawracam sobie głowy myśleniem o tym, gdzie będę grał w przyszłym sezonie. Wierzę, że będzie bardzo dobrze.
W 2019 roku nie dostał pan lekcji, że dobrze wcześniej znać swoją
Szkoda tych kilku miesięcy bez klubu, ale myślę, że ostatecznie dobrze wyszło. Przyszedłem do Legii, zostałem mistrzem Polski, medal będę mógł pokazywać w przyszłości swoim dzieciom. Żałuję tylko, że podpisałem umowę dopiero we wrześniu, że nie pomogłem Legii w europejskich pucharach. Tego już nie zmienię. Jestem szczęśliwy, że gram przy Łazienkowskiej. Oczywiście, że zawsze można mieć lepsze liczby, ale też wiem, że to, co najlepsze, jeszcze przede mną. W Legii?
Na razie jestem na etapie rozmów z władzami klubu. Zawsze mam szacunek dla swojego pracodawcy, nie ma znaczenia, czy w przyszłym sezonie będę piłkarzem Legii, cały czas daję z siebie maksimum. Inne kluby wiedzą, że moja umowa wygasa w czerwcu, że od stycznia mogę już podpisać kontrakt z nowym klubem. Mam oferty z różnych lig, tych najlepszych również. Nie będę tego ukrywał. Chciałbym zostać przy Łazienkow
gię meczów z rzędu zrobiło wrażenie.
Nawet nie wiem, ile mieliśmy zwycięstw, nie liczę tego. Jeśli będziemy wychodzić z nastawieniem na konkretny mecz, to wierzę, że nic nas nie zatrzyma. Jesteśmy w dobrej formie, widzę po tych, którzy zostali w klubie, że coraz lepiej się prezentują.
Jak pana organizm reaguje na ten sezon?
Pierwsze trzy miesiące po koronawirusie były dla mnie bardzo trudne. W grudniu zdecydowałem się na operację przegrody nosowej. Już dawno chciałem ją zrobić, bo gdy grałem w Anglii, kilka razy dostałem z łokcia w nos, zatykało mi to uszy, przeszkadzało. Miałem więc sporo perturbacji zdrowotnych. Na styczniowym obozie w Dubaju
z marszu wszedłem do treningów i kiedy zmieniliśmy ustawienie na system z wahadłowymi, poczułem się już bardzo dobrze. Teraz ważna jest ciężka praca, bo to, co włożysz w trening, procentuje na meczu. Tak jak trenujesz, tak potem grasz.
Jaki jest dla pana rok 2021?
W tym roku były też dobre momenty, odkąd zacząłem grać na wahadle, nie rozegrałem słabego meczu. Na boisku znakomicie rozumiem się z Bartkiem Kapustką.
Trudny, bo niedawno odeszła bliska mi osoba: prezes sekcji rugby w Pogoni Siedlce. Miał 64 lata. Zdrowy człowiek. Traktowałem go jak swojego dziadka, od bardzo dawna mi kibicował. Zachorował nagle. Wiedziałem, że COVID-19 zabiera bliskie osoby, że atakuje niespodziewanie, ale dopiero kiedy odczułem to osobiście, zrozumiałem, jak straszna jest ta choroba. W grudniu się zaraził. Zabrali go do szpitala