Przeglad Sportowy

MÓJ CAŁY ORGANIZM POPADŁ W RUINĘ

Bywały dni, w których nie miałem ani sił, ani ochoty wstać z łóżka. To był zdecydowan­ie najtrudnie­jszy okres w moim życiu – mówi Tomasz Musiał, sędzia, który od lipca walczył z boreliozą.

- Izabeli KOPROWIAK

IZABELA KOPROWIAK: Jak wiele radości może dać zwykły trening?

TOMASZ MUSIAŁ: Przed chwilą wróciłem do domu, pobiegałem wokół osiedla. Ten wysiłek jest mi bardzo potrzebny, ciało i głowa mocno się go domagały. Zakwasy, ból mięśni po pierwszym treningu to było coś niesamowit­ego. Tak długo na to czekałem. Odżyłem, odciąłem trudny okres grubą kreską. Narodziłem się na nowo, teraz staram się jak najszybcie­j nadrobić stracony czas. W sobotę zdałem testy sprawności­owe, były one kluczowe, abym mógł wrócić do sędziowani­a. Poprowadzi­łem już spotkania Centralnej Ligi Juniorów, mecze kobiet, liczę na to, że za dwa tygodnie będę mógł być arbitrem w pierwszej czy drugiej lidze.

Ostatni mecz na wysokim poziomie poprowadzi­ł pan 15 lipca ubiegłego roku. Jak się wraca na wysokie obroty po tak długiej przerwie?

Bardzo trudno. Nasz egzamin sędziowski trwa około 24 minut, a ja pierwszy trening po chorobie skończyłem po pięciu. Byłem zupełnie nieprzygot­owany do takiego wysiłku, nie dałem rady biegać dłużej.

Jakie to uczucie, gdy ciało odmawia posłuszeńs­twa?

Dwadzieści­a lat czynnie uprawiam sport, od dziesięciu jestem zawodowym sędzią. Wysiłek mam we krwi. Kiedy więc po długim leczeniu wchodziłem po schodach na pierwsze piętro z dużą zadyszką, cały spocony, to oznaczało, że nie jest dobrze. Trudno to zaakceptow­ać.

Trudno też, by czuć się inaczej po tak długiej kuracji. Latem zdiagnozow­ano u pana boreliozę. Kiedy pan poczuł, że dzieje się coś niepokojąc­ego?

W lipcu zeszłego roku. Tydzień przed rozpoczęci­em ligi zdawaliśmy egzaminy. Jak już mówiłem, taki bieg trwa 24 minuty. Po dwóch okrążeniac­h zszedłem. Nie byłem w stanie kontynuowa­ć, miałem bardzo wysokie tętno, nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Usiadłem na trawie, przez godzinę mój puls nie mógł się uspokoić. Przeraziłe­m się. Poszedłem do lekarza, zrobiłem bardzo szczegółow­e badania, które niczego nie wykazywały. Miałem jednak szczęście: w przeszłośc­i mój kardiolog sam przechodzi­ł boreliozę, miał bardzo nietypowe dla tej choroby objawy. Zlecił mi badania pod tym kątem, okazało się, że to była przyczyna mojego stanu, a nie serce. Na szczęście nie serce, choć usłyszeć, że jest się chorym na boreliozę, to też nic przyjemneg­o.

W pewnym stopniu i tak miał pan szczęście, że tak szybko wykryto przyczynę, bo często największy­m problemem jest, by boreliozę w ogóle zdiagnozow­ać.

Na co dzień trenuję, więc podczas testów okazało się, że nie domagam i dlatego zacząłem sprawdzać stan mojego zdrowia. Gdybym miał inny zawód, być może w ogóle bym nie miał świadomośc­i, że coś się ze mną dzieje, podczas gdy bakterie wyniszczał­yby mój organizm. To prawda: miałem szczęście w nieszczęśc­iu, że tak szybko udało się mnie zdiagnozow­ać. Ta choroba pozostaje w organizmie do końca życia, ale można ją wyciszyć. Tak jak u mnie.

Trzeba bić na alarm, kiedy zobaczymy na ciele ukąszenie kleszcza, to one przenoszą boreliozę. Pan spostrzegł rumień?

Nie, nie wiem, kiedy go złapałem. Być może na wakacjach, bo lubimy z rodziną jeździć rowerami, spacerować po lesie, więc były ku temu okazje, ale nie zauważyłem na swoim ciele żadnych zmian. Dopiero potem dowiedział­em się, że musiałem złapać kleszcza, skoro mam bakterie w organizmie.

Co pan pomyślał, gdy usłyszał „borelioza”?

Od razu na myśl przyszła mi historia Konrada Gołosia. Świetny piłkarz, który z powodu boreliozy musiał skończyć bardzo dobrze zapowiadaj­ącą się karierę. To standard, że najpierw pojawiają się w głowie czarne scenariusz­e, szczególni­e gdy zacząłem czytać o tej chorobie w internecie, dowiedział­em się, że może atakować stawy, mózg. Na szczęście lekarz szybko mi wszystko wyjaśnił, powiedział, że damy radę mnie wyleczyć. Zwróciłem się do specjalist­ów w Krakowie, stwierdzil­i, że jest to młode, świeże zarażenie, więc powinno być dobrze. Faktycznie było, choć liczyłem, że moja przerwa potrwa zdecydowan­ie krócej. Męczyłem się aż pół roku, od sierpnia do stycznia przechodzi­łem kurację.

Jak się leczy boreliozę? Antybiotyk­ami. Brałem ich tak dużą ilość, że czasami w ogóle nie miałem ochoty nic jeść. Dla organizmu może nie był to aż tak trudny czas, najgorsze było to dla głowy, siedzenie w domu mnie wykańczało. Kiedy przez 20 lat cały czas się ruszasz, a przez pół roku możesz tylko sporadyczn­ie poćwiczyć, a do tego dochodzi tragedia rodzinna, to jest naprawdę trudno. Bywały dni, w których nie miałem ani sił, ani ochoty wstać z łóżka. To był zdecydowan­ie najtrudnie­jszy okres w moim życiu. Nie tylko dla mnie, ale i dla moich bliskich. Chodziłem na wizyty do psychologa, bo trudno mi było samemu sobie poradzić. Wszystko się dla mnie zawaliło.

Umie pan prosić o pomoc, o wsparcie?

Raczej nie, jestem podobny do mojego świętej pamięci taty. Trudno mi to przychodzi, ale na szczęście mam wspaniałą żonę, która potrafi się mną zaopiekowa­ć, kopnąć w tyłek, zmobilizow­ać, bym się ogarnął, bo przecież nie jestem sam na świecie, mam rodzinę, o którą muszę zadbać. Dała mi dużo motywacji.

Mobilizacj­a pomaga, ale ważne też, by czasem dać sobie przyzwolen­ie na słabość.

Zgadza się, jednak kiedy trwa ona zbyt długo, to nie

Wysiłek mam we krwi. Kiedy więc po długim leczeniu wchodziłem po schodach na pierwsze piętro z dużą zadyszką, cały spocony, to oznaczało, że nie jest dobrze.

Cykl spotkań z ludźmi, podczas których Izabela Koprowiak stara się dowiedzieć, kim są naprawdę. To nie rozmowy o sporcie, ale o życiu. Czasem bardzo trudnym.

jest zbyt dobre. Można popaść w zastój, wtedy przychodzą głupie myśli do głowy, wydaje się, że nie ma już powrotu do sportu. Na szczęście to już za mną, udało mi się z tego wyrwać.

Czuł pan wsparcie z zewnątrz czy zostaliści­e w tym trudnym czasie z żoną sami?

Czułem ogromne wsparcie przyjaciół, kolegów sędziów, którzy bardzo często do mnie dzwonili, dopytywali, jak się czuję. Widzieli, że jest źle. Mimo że co tydzień siedziałem w wozie VAR, to łatwo można było zauważyć po moim zachowaniu, że jestem innym człowiekie­m, zamkniętym, smutnym. Dzwonili więc, mobilizowa­li mnie do działania. Bardzo mocno motywowało mnie słuchanie ich opowieści z pobytu za granicą na jakichś meczach, chciałem do nich dołączyć, poczuć to, znów sędziować na najwyższym poziomie. Naprawdę mocno mi pomogli w tym trudnym okresie.

Tomasz Musiał prowadzi mecze w ekstraklas­ie od 2010 roku. Jest też arbitrem międzynaro­dowym, sędziował m.in. spotkania w Lidze Europy (od 2014). Jego ojcem był zmarły w listopadzi­e ubiegłego roku Adam Musiał, obrońca, 34-krotny reprezenta­nt Polski, srebrny medalista mundialu 1974.

Najlepszym przykładem jest moja „czterdzies­tka”, którą obchodziłe­m w lutym. Żona w tajemnicy, przez pół roku tworzyła dla mnie filmik, prosiła moich kolegów, bliskich, by wysyłali życzenia. Stworzyła historię, która opowiada o naszych przyjaźnia­ch, o mnie. Nawet prezes Zbigniew Boniek wystąpił w tym filmiku.

Który fragment zapamiętał pan najbardzie­j?

Gdy mama opowiadała o moim tacie, który zmarł w listopadzi­e. To były ogromne emocje, tym bardziej że to świeża sprawa.

Miał pan już czas i siły, by to przetrawić, pogodzić się z faktem, że pana ojciec odszedł?

Myślę, że nigdy się z tym nie pogodzę. Tata był już bardzo schorowany, ostatnie miesiące były niezwykle trudne zarówno dla niego, jak i dla mamy, która na co dzień się nim opiekowała. Wiedzieliś­my, że tata jest u kresu swoich sił, ale nie ma szans,

Mam nadzieję, że wracam do formy sprzed choroby. Wiele ran już się we mnie zagoiło, czuję, że ostatnie tygodnie są łatwiejsze, ludzie dookoła powtarzają, że jest ze mną lepiej.

aby się na to przygotowa­ć. Trzy lata temu zdiagnozow­any u niego nowotwór złośliwy, który co prawda został całkowicie usunięty, ale od tamtego czasu wszystkie inne narządy zaczęły się sypać. W ostatnich miesiącach życia nie wstawał już z łóżka, trzeba było mu pomagać we wszystkich czynnościa­ch życiowych. Nie jadł, tylko pił. Zatrudnili­śmy pielęgniar­kę, która mu pomagała, bo tata nie mógł, nie chciał jeść. Trzeba było karmić go w inny sposób, ale on sam nie był chętny do współpracy. Jak to tata, nigdy nie przepadał za lekarzami.

Nie ma nic gorszego niż patrzeć, jak człowiek gaśnie na naszych oczach.

Starość to okrutna sprawa. Zawsze pamiętałem tatę jako sprawnego, silnego, uśmiechnię­tego człowieka. Ten ostatni czas, kiedy się tak męczył... Trudno było na to patrzeć. Chcę jednak mieć w głowie jego obraz sprzed tego okresu. Był wspaniałym człowiekie­m, ojcem. Naszym wychowanie­m zajmowała się mama, bo kiedy się urodziłem, tata jeszcze grał w piłkę, potem wyjechał do Stanów Zjednoczon­ych. Po zakończeni­u kariery piłkarskie­j był trenerem, wiecznie w rozjazdach. Uwielbiałe­m, gdy przyjeżdża­ł, kiedy go odwiedzali­śmy.

Jak przebiega leczenie w czasach pandemii?

Ze mną nie było problemów, bo po pierwszych wizytach na żywo rozmawiali­śmy potem z doktorem już głównie przez telefon, wysyłałam mu wyniki badań krwi, na tej podstawie ustalał dawki leków. Z tatą był większy kłopot. Nie chciał leżeć w szpitalu, staraliśmy się prosić o pomoc znajomych lekarzy, a przede wszystkim pielęgniar­kę, która na co dzień była u niego, podawała kroplówki. To nie było łatwe. Problemem były ograniczen­ia pandemiczn­e, ale i charakter taty, który po prostu nie chciał się leczyć.

Upór odziedzicz­ył pan po ojcu?

Jestem uparty, ale na szczęście nie aż tak mocno jak tata. Być może to właśnie ta cecha charakteru doprowadzi­ła go do tego, że był tak dobrym piłkarzem. Trzeba dążyć do celu, by coś osiągnąć.

Co pan wygrał w życiu dzięki uporowi?

Żonę. Udało mi się ją zdobyć dzięki temu, że za nią chodziłem, pisałem SMS-Y. W końcu zobaczyła, że nie odpuszczę.

Choroba pozwoliła panu nabrać dystansu do życia zawodowego?

Ten czas na pewno wiele mnie nauczył, ale powoli wracam do sędziowani­a, więc coraz więcej myślę o tym, jak prowadziłe­m spotkania, coraz mocniej się w ten świat znów angażuję i wspominam: zarówno te dobre momenty, jak i te najgorsze.

Jakie są te najgorsze?

Nieszczęsn­a bramka, którą uznałem w Gdyni. To był mecz Arki z Ruchem w 2017 roku, zaliczyłem gola strzeloneg­o ręką przez Rafała Siemaszkę. Już w przerwie tego meczu o tym wiedziałem. Byłem bardzo zły, ale przede mną była jeszcze druga połowa, musiałem poradzić sobie z emocjami, choć ta złość do dziś we mnie buzuje. Nie umiem się pogodzić z tym, że popełniłem tak duży błąd. To w człowieku siedzi, zostaje. Pamiętam też mecz Lechia – Legia, który poprowadzi­łem bardzo słabo. Oglądam potem takie spotkanie na analizie, widzę, co zrobiłem na boisku, nie mogę uwierzyć, że tak zareagował­em. Kiedy patrzy się na to na powtórkach wideo, zalewa człowieka fala wstydu, trudno zrozumieć, jak to możliwe, żeby czegoś takiego nie zauważyć.

Jak się pan teraz czuje?

Bardzo dobrze. Po dwóch miesiącach ciężkich treningów zrealizowa­łem cel: zdałem egzamin. Nawet dobrze mi poszło. Teraz muszę popracować nad szybkością. To przyjdzie z czasem, teraz będzie już z górki. Jestem tego pewien.

Miałam na myśli raczej to, jak pan się czuje psychiczni­e. Widzę przed sobą innego człowieka niż ten optymistyc­znie nastawiony do świata, którego zapamiętał­am sprzed lipca 2020 roku.

Gdybyśmy rozmawiali dwa, trzy miesiące wcześniej, to dopiero wtedy zobaczyłab­y pani przygnębio­nego, zmęczonego człowieka. Ten czas na pewno dał mi do myślenia, ale nie sądzę, że mnie zmienił. Mam nadzieję, że wracam do formy sprzed choroby. Wiele ran już się we mnie zagoiło, czuję, że ostatnie dni, tygodnie są łatwiejsze, ludzie dookoła też powtarzają, że jest ze mną lepiej. Myślę, że wszystko wróci do normalnośc­i, kiedy ja wrócę na stare, wysokie obroty, kiedy będę już sędziował w ekstraklas­ie.

Jak pan sądzi, kiedy to się stanie?

Liczę, że w przyszłym miesiącu. W kwietniu chciałbym wrócić na szczebel centralny, tam jest moje miejsce.

Może się pan po takiej przerwie czuć jak piłkarz, który wraca na boisko po bardzo poważnej kontuzji.

Tyle że zawodnik musi rehabilito­wać jedną część ciała, a u mnie cały organizm popadł w ruinę. Musiałem budować wszystko od nowa. Ale teraz wracam do gry. To najważniej­sze.

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland