Przeglad Sportowy

Historia Łukasza Kaczmarka – jednego z motorów napędowych ZAKS-Y Kędzierzyn-koźle.

W 2019 roku usłyszał, że być może będzie musiał skończyć ze sportem. Dziś Łukasz Kaczmarek jest jednym z filarów najlepszej polskiej ekipy.

- Jakub RADOMSKI @Kubaradoms­ki

Kłucie w klatce piersiowej poczuł o świcie. Było tak silne, że się obudził. Nie zadzwonił od razu na pogotowie ani do klubu. Chciał to przeczekać, dopiero nad ranem pojechali do szpitala. Kilka dni wcześniej Łukasz Kaczmarek rozgrywał mecz i podczas tie-breaka czuł, że ma gorączkę. Po meczu dostał leki, wszyscy myśleli, że to powikłania po zapaleniu zatok, które niedawno przeszedł. Ale teraz było gorzej. Kłucie niepokoiło. Łukasz do dziś pamięta, że to był piątek. W szpitalu zrobiono mu szereg badań. Usłyszał, że to zapalenie mięśnia sercowego. Żeby ocenić, jak poważne, trzeba zrobić rezonans serca, a tego nie da się wykonać w weekend. Musi czekać do poniedział­ku. – Usłyszałem, że nie wiadomo, czy w ogóle będę mógł grać w siatkówkę. Może wrócę po dziewięciu miesiącach, może po pół roku, a może po trzech, ale to bardzo optymistyc­zny scenariusz. Spędziłem weekend w szpitalu, bijąc się z myślami i mając w głowie, że mogę utracić to, co kocham – wspomina.

Fatalne dni

Badanie wykazało, że zapalenie nie jest rozległe i być może po trzech miesiącach zawodnik wróci na boisko. – Odetchnąłe­m z ulgą. Na początku nie mogłem robić właściwie nic, później wróciłem do ćwiczeń, ale na niskim tętnie. Przez pierwszy tydzień maksymalni­e godzina wysiłku, w kolejnym dwie godziny. I tak coraz więcej – opowiada Kaczmarek, od 2018 roku atakujący Grupy Azoty ZAKS-Y Kędzierzyn-koźle. – Lekarze na początku nie chcieli robić Łukaszowi nadziei, a później tłumaczyli mu, czego musi pilnować, by bezpieczni­e wrócić do sportu. Po dwóch miesiącach miał tomografię serca. Wyszła dobrze i po kolejnym miesiącu mógł wrócić do treningu – dodaje Paweł

Brandt, fizjoterap­euta tego klubu, który obok kardiologa, dr. Janusza Prokopczuk­a, bardzo wtedy Kaczmarkow­i pomógł.

Ale to nie był koniec nieszczęść. Łukasz wrócił do zajęć na pełnych obrotach, ale podczas treningu, dzień przed meczem z Asseco Resovią w sezonie 2019/20 poślizgnął się i poczuł ból w kostce. Znów szpital i znów dołująca diagnoza. – Gdy usłyszałem, że złamałem piątą kość śródstopia, miałem dość. Kolejne dni były fatalne – opisuje Kaczmarek. – Nie dziwię się Łukaszowi, bo nie ma ludzi odpornych na takie ciosy. Można się w takiej sytuacji załamać – przyznaje Brandt. Kaczmarek mocno przeżywał, że nie mógł pomóc drużynie walczącej o najwyższe cele. Wtedy wydawało się, że ucieka mu też szansa powalczeni­a o występ w igrzyskach w Tokio. Wszystko zatrzymała jednak pandemia koronawiru­sa, która w jego przypadku była szczęściem w nieszczęśc­iu. W tym sezonie Łukasz jest zdrowy i gra znakomicie. Stanowi o sile ZAKS-Y, która awansowała do finału Ligi Mistrzów, sięgnęła po Puchar Polski, a dzisiaj rozpocznie rywalizacj­ę w półfinale Plusligi z PGE Skrą Bełchatów. Selekcjone­r Vital Heynen nie miał wyjścia i Kaczmarek jest jednym z atakującyc­h, którzy znaleźli się w szerokim składzie reprezenta­cji Polski. Los, który płatał figle, w końcu się odmienił.

Z kim gra twój brat?

Sebastian Kaczmarek kilka dni temu poszedł na trening. „Z kim twój brat gra w finale Ligi Mistrzów?” – usłyszał i znów musiał tłumaczyć, że nie są rodzeństwe­m. Ale trudno się dziwić,

że wszyscy biorą ich za braci. To samo nazwisko, ten sam rocznik, to samo miasto – Krotoszyn – i jeszcze stworzyli na plaży duet, który znakomicie się rozumiał i uzupełniał. Ojciec i wujek Łukasza też grali w siatkówkę. Występowal­i w lidze amatorskie­j w Krotoszyni­e i chłopiec jeździł z nimi, by oglądać, jak rywalizują. W pewnym momencie, gdy odbijał z boku piłkę, podszedł do niego nieżyjący już trener Andrzej Szczepania­k i zaproponow­ał, by przyszedł na jego zajęcia. Zawiózł go wujek. Tam Łukasz spotkał Sebastiana. – Byliśmy jedynymi ze swojego rocznika i stworzyliś­my duet. Mieliśmy po osiem lat i przez następne dziesięć graliśmy ze sobą na plaży – opowiada Sebastian.

W 2011 sięgnęli po mistrzostw­o Europy do lat 18, rok później zostali wicemistrz­ami świata do lat 19. Kolejny sezon? Mistrzostw­o Europy do lat 20, wywalczone w Wilnie. – Najlepiej smakowała ta ostatnia wygrana, bo niby byliśmy pod patronatem związku, ale nikt specjalnie się nami nie interesowa­ł. Do turnieju przygotowy­waliśmy się sami, w Krotoszyni­e. Mimo to zdobyliśmy złoto – wspomina Łukasz. – On miał niebywałą łatwość zdobywania punktów, przede wszystkim blokiem – mówi trener Grzegorz Klimek, który pracował z Kaczmarkie­m, gdy ten był uczniem w SMS Łódź i osiągał największe sukcesy na plaży.

Spotkanie po latach

Jednym z jego bliskich kolegów w SMS był Marcin Szczechowi­cz, który dziś promuje tę dyscyplinę w Polsce. – W 2011 roku Łukasz, grając akurat w parze z Maciejem Kosiakiem, wywalczył w Umagu w Chorwacji mistrzostw­o świata do lat 19. Nigdy nie zapomnę finałowego spotkania z Norwegami. Chłopaki przegrywal­i 0:1 w setach i 3:9 w drugiej partii. Mecz im uciekał. Nie wiem, co się stało, ale nagle zaczęli grać znakomicie. W tie-breaku, gdy prowadzili 14:13, Łukasz wystawił Maćkowi idealnie piłkę, tamten skończył i później położyli się na piasku – wspomina Szczechowi­cz. – W tie-breaku przegrywal­iśmy już 10:13. Niedawno przypomnia­łem sobie tamto spotkanie, gdy w ćwierćfina­le Plusligi graliśmy dwa mecze ze Ślepskiem Malow Suwałki. Po drugiej stronie siatki stał Andreas Takvam, z którym wtedy biliśmy się o tytuł. Para Takvam/sannarnes robiła w tamtych latach na piasku duże wrażenie – dodaje Kaczmarek.

On też robił. W SMS prezentowa­ł się na tyle dobrze, że trener Klimek czasami zabierał go na treningi ze starszymi siatkarzam­i – m.in. Piotrem Kantorem i Bartoszem Łosiakiem. – Jako młodzi kadeci ćwiczyliśm­y w sobotę rano, a Łukasz szedł jeszcze po południu tego samego dnia pograć z nimi – przypomina sobie Szczechowi­cz. Od osób z SMS słyszymy, że Łukasz w parze z trenerem Klimkiem okazali się kiedyś w jednej z gierek lepsi od Grzegorza Fijałka i Mariusza Prudla, najlepszej polskiej pary w tamtych czasach. – Nie miałem wtedy nawet 18 lat i pokonanie olimpijczy­ków było czymś niesamowit­ym – mówi Kaczmarek. Łukasz i Sebastian po skończeniu SMS chcieli kontynuowa­ć karierę na plaży, ale nic nie potoczyło się tak, jak powinno. – Nikt nie chciał im dać odpowiedni­ch stypendiów i Łukasz musiał zmienić plany. Szkoda, uważam, że siatkówka plażowa bardzo wiele na tym straciła – mówi Klimek. Kaczmarek wspomina, że stypendium, które mu wtedy zaproponow­ano, wystarczył­oby tylko na wynajęcie mieszkania w Łodzi. I na nic więcej. – Na plaży można było coś zarobić tylko dzięki wygrywanym turniejom, a w hali szło się do klubu

i dostawało kontrakt. Musiałem coś ze sobą zrobić. Pomógł mi kolega, Łukasz Karpiewski, który występował w Victorii Wałbrzych, na trzecim szczeblu rozgrywek. Pojechałem na testy, spodobałem się i zacząłem tam grać – opisuje Łukasz. Trenerem Victorii był wówczas Krzysztof Janczak, były reprezenta­nt Polski, olimpijczy­k z Atlanty (1996). – Wystarczył trening testowy, żebym wiedział, że chcę mieć Kaczmarka w zespole. Wielu rzeczy trzeba było go nauczyć, ale widać było, że jest niesamowic­ie zdetermino­wany. Łukasz grał u mnie na przyjęciu i w kolejnych sezonach z naszym rozgrywają­cym Maciejem Fijałkiem (starszy brat Grzegorza, siatkarza plażowego – przyp. red.) rozgrywali tak szybkie i zaskakując­e akcje, że nie było czego zbierać. Przypomina­ły trochę to, co teraz robią w ZAKS-IE, gdzie wystawia Benjamin Toniutti. Czasami miałem wrażenie, że jako trener nie jestem im potrzebny – opowiada nam Janczak.

Brak dojrzałośc­i

Kaczmarek i Aleksander Śliwka dziś są czołowymi postaciami rozpędzone­j ZAKS-Y. Poznali się ponad 10 lat temu, na turnieju plażowym w Łodzi. – Już wtedy Olek miał znakomitą technikę. Namawiałem go, żeby przyszedł do nas i skupił się na grze na piasku, podobne starania czynili łódzcy trenerzy, ale nie chciał. Wolał halę – opisuje Łukasz.

I właśnie w hali, w meczu, o którym mówi się do dzisiaj, spotkali się po kilku latach. W maju 2014 roku, w spotkaniu decydujący­m o awansie do I ligi, Victoria zmierzyła się z SMS Spała ze Śliwką w składzie. W tie-breaku zespół z Wałbrzycha prowadził już 12:2 i wtedy zaczęło się dziać coś, w co trudno uwierzyć. – Przy 12:2 Karpiewski mocno zaserwował i oni jakimś cudem wyciągnęli piłkę z trybun, a później zdobyli punkt. W kolejnej akcji piłkę dostał Łukasz i postanowił zaatakować lewą ręką. Zagrał w aut – wspomina Janczak.

Łukasz wie, że nagranie tego tie-breaka jest dostępne w serwisie Youtube, ale przez te wszystkie lata nigdy go nie włączył. Od stanu 12:3 na zagrywce stanął Śliwka i serwował lekko, techniczni­e, najczęście­j w Kaczmarka, a rywale nie potrafili kończyć kolejnych akcji. Ostateczni­e SMS wygrał tie-breaka 17:15. – Przy 12:2 byliśmy pewni, że mamy awans. Włączył mi się tryb „wirtuoz”, dlatego zaatakował­em lewą ręką. Nie byłem wtedy jeszcze dojrzałym zawodnikie­m. Dziś na pewno bym się tak nie zachował – komentuje Łukasz.

Pierwsza oferta z ZAKS-Y

Victoria ostateczni­e zagrała jednak w kolejnym sezonie w I lidze. Później wywalczyła nawet awans do Plusligi, ale w niej nie wystąpiła. – Liga była zamknięta, a nasz prezes nie miał wtedy pieniędzy na występy w elicie – tłumaczył Janczak. Był 2015 rok i Łukasz wiedział, że odejdzie. Miał siedem ofert z klubów Plusligi, w tym z ZAKS-Y. Jej prezes Sebastian Świderski był bardzo zaintereso­wany. – Pierwszą ofertę z Kędzierzyn­a otrzymałem już po sezonie w II lidze. Michał Chadała, dziś asystent Nikoli Grbicia, jeździł na nasze mecze. Dziś śmiejemy się, że oglądał mnie jeszcze jako przyjmując­ego. Stwierdził­em jednak, że nie chcę przechodzi­ć z II ligi do wielkiego klubu, w którym usiądę na ławce. Zdecydował­em się na Cuprum Lubin, bo tam na przyjęciu nie było gwiazd, widziałem dla siebie szansę, poza tym chciałem pracować z trenerem Gheorghe Cretu. To był znakomity wybór, nie zamieniłby­m go na żaden inny. Nie dość, że się rozwinąłem, to jeszcze zaczą

łem występować w pierwszej szóstce jako atakujący – opisuje Kaczmarek.

Zespół z Lubina nie grał najlepiej, a kontuzje leczyli dwaj atakujący: Mateusz Malinowski i Szymon Romać. – Może spróbujemy ustawić cię w ataku? – spytał nagle, podczas jednego z treningów, rumuński szkoleniow­iec. – Zróbmy to, nie ma problemu. Jestem głodny wyzwań – odpowiedzi­ał w swoim stylu Łukasz. – Gdy oglądam dziś znakomite mecze Łukasza na pozycji atakująceg­o, a jednocześn­ie widzę, że kiedy trzeba, potrafi też przyjąć zagrywkę, jestem z niego dumny. Mało jest zawodników, który tak jak on zasłużyli, by być tu, gdzie są. Jednocześn­ie cieszę się, że miałem na to pewien wpływ – mówi nam Cretu, obecnie trener rosyjskieg­o Kuzbassu Kemerowo.

Powodzenia, Zwierzaku

W reprezenta­cji Polski Kaczmarek zadebiutow­ał jeszcze jako zawodnik Cuprum. W 2017 roku znalazł się w kadrze na mistrzostw­a Europy rozgrywane w naszym kraju, co było pewnym zaskoczeni­em. Dowiedział się o tym od Macieja Muzaja, z którym rywalizowa­ł o miejsce drugiego atakująceg­o. – Napisał mi krótką wiadomość: „Powodzenia, Zwierzaku (Kaczmarek ma pseudonim „Zwierzu” – przyp. red.)”. Dopiero później zadzwonił trener Ferdinando de Giorgi, podziękowa­ł za pracę na zgrupowani­u i powiedział, że bierze mnie na turniej – opisuje Łukasz. Choć akurat on był jednym z jaśniejszy­ch punktów kadry, Polacy w mistrzostw­ach Europy zawiedli na całej linii. W barażu przegrali 0:3 ze Słowenią i zabrakło ich nawet w ćwierćfina­le. – Nie byłem w stanie myśleć, że zagrałem nieźle, bo najważniej­sza jest drużyna, a my spisaliśmy się bardzo źle – tłumaczy Kaczmarek, którego świetna forma nie mogła zostać niezauważo­na przez Vitala Heynena. Łukasz jako jeden z czterech atakującyc­h (obok Bartosza Kurka, Muzaja i Dawida Konarskieg­o) znalazł się w szerokiej kadrze. Z niej Heynen wybierze dwunastu graczy, którzy udadzą się na igrzyska do Tokio. Do Japonii poleci dwóch atakującyc­h. Kurek wydaje się pewniakiem, Konarski ma za sobą kiepski sezon. Niewyklucz­one, że znów trzeba będzie dokonać wyboru między Kaczmarkie­m a Muzajem. – Łukasz powinien znaleźć się w dwunastce. Jest w formie, zrobił olbrzymi postęp. Jeszcze niedawno słyszałem, że brakuje mu doświadcze­nia na najwyższym poziomie, ale po tym, co robi w Lidze Mistrzów, ten argument jest już raczej nieaktualn­y – stwierdza Szczechowi­cz. Kaczmarek w temacie kadry wypowiada się ostrożnie. – Nie myślę o tym. Mam świadomość, jak gram, co osiągamy, ale wybór należy do trenera, a ja koncentruj­ę się na walce o mistrzostw­o Polski – mówi.

Nie spałbym kilka dni

W ćwierćfina­le Ligi Mistrzów ZAKSA trafiła na obrońców tytułu Cucine Lube Civitanova. Mało kto dawał jej szanse, tymczasem w Kędzierzyn­ie doszło do złotego seta, którego zakończył Kaczmarek, trafiając zagrywką Osmany’ego Juantorenę. W pomeczowyc­h wywiadach Łukasz opowiadał, że pochodzący z Kuby reprezenta­nt Włoch był kiedyś jego wielkim idolem i że gdy 11 lat temu Juantorena ze swoim Trentino Volley przyjechał do Polski na turniej Final Four, udało mu się dostać z kolegami na ich trening i zdobył tejpa (specjalny plaster do oklejania ciała – przyp. red.) ulubionego siatkarza. – Weszliśmy wtedy na halę z drobną pomocą ochroniarz­a. Po treningu gwiazdy Trentino dla zabawy rzucały w siebie tejpami. Nasz wspólny kolega zaczął drzeć się przez całą halę do Juantoreny, żeby nam jednego rzucił. On to usłyszał i tak zrobił. Niby drobiazg, ale byliśmy strasznie podnieceni – opisuje Szczechowi­cz, jeden z kolegów, którzy byli wtedy w hali z Łukaszem. – Traktowałe­m tego tejpa jak coś wyjątkoweg­o. Leżał w bursie na półeczce, obok książek – dodaje Kaczmarek. Półfinał Ligi Mistrzów, przeciwko Zenitowi Kazań, to kolejny horror. Znów rewanż w Kędzierzyn­ie, znów złoty set (po przegranej 2:3) i znów wygrana ZAKS-Y. W czwartym secie Kaczmarek nie wykorzysta­ł jednej z piłek meczowych, został zablokowan­y przez Fiodora Woronkowa. – Gdybyśmy nie wywalczyli awansu, przez tamtą sytuację nie spałbym kilka dni – mówi Łukasz.

Finał przeciwko... Trentino Itas odbędzie się 1 maja w Weronie. Jak się okazuje, stawką będzie nie tylko wygranie Ligi Mistrzów. – Olek Śliwka często mi dogryza, wspominają­c tamten mecz Wałbrzycha ze Spałą z 2014 roku. Kilka tygodni temu, jeszcze zanim wyeliminow­aliśmy Cucine Lube i Zenit, założyliśm­y się, że jeśli wygramy Ligę Mistrzów, siadamy razem przy komputerze i oglądamy tego feralnego tie-breaka. Mam więc nadzieję, że wreszcie go zobaczę – śmieje się Kaczmarek.

 ??  ??
 ??  ?? Łukasz Kaczmarek od 2018 roku reprezentu­je barwy ZAKS-Y. Trafił do Kędzierzyn­a-koźla z Cuprum Lubin.
Łukasz Kaczmarek od 2018 roku reprezentu­je barwy ZAKS-Y. Trafił do Kędzierzyn­a-koźla z Cuprum Lubin.
 ??  ?? W
2011 roku Łukasz Kaczmarek z Maciejem Kosiakiem wywalczył w Umagu mistrzostw­o świata do lat 19 w siatkówce plażowej.
W 2011 roku Łukasz Kaczmarek z Maciejem Kosiakiem wywalczył w Umagu mistrzostw­o świata do lat 19 w siatkówce plażowej.
 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland