Kompromitacja Widzewa w Sosnowcu
Dzięki wygranej z łodzianami Zagłębie ma trzy punkty przewagi nad strefą spadkową.
Bratanek słynnego Clarence’a Seedorfa długo czekał na taki występ w Polsce. Quentin gra w Zagłębiu od 2019 roku. Trafił do zespołu z Sosnowca jeszcze za kadencji trenera Radosława Mroczkowskiego, ale dopiero w miniony weekend po raz pierwszy zdobywał bramki dla tego klubu. Trafienia przyszły w idealnym momencie. Po słabej jesieni w drugiej części sezonu Zagłębie potrzebuje punktów, by bronić się przed spadkiem i w sobotę pewnie wygrało z mającym co najmniej barażowe aspiracje Widzewem Łódź. Przed meczem z zespołem Kazimierza Moskala łodzianie mieli za sobą serię siedmiu spotkań bez porażki. Kilka dobrych wyników pozwoliło im wskoczyć tuż za miejsca gwarantujące udział w barażach, o których w okolicach stadionu przy Piłsudskiego zaczęto mówić coraz głośniej. Na drodze piłkarzom RTS stanęli jednak sosnowiczanie. W 22. minucie indywidualny błąd jednego z obrońców RTS wykorzystał Seedorf i zdobył swoją pierwszą bramkę na polskich boiskach. Trzy minuty później Holender znów zachował zimną krew w polu karnym rywali i podwyższył prowadzenie. Chwilę po rozpoczęciu drugiej części meczu wynik podwyższył jeszcze Joao Oliveira. Widzewiacy byli bezradni, próbowali zagrozić bramce Szymona Frankowskiego, ale nie stać ich było nawet na bramkę honorową i finalnie przegrali po raz siódmy w tym sezonie.
– Gratulacje dla Zagłębia za wygrany mecz. Dla nas to była kompromitacja. Już dawno nie zagraliśmy tak słabo, jak dzisiaj. Biorę całą odpowiedzialność na siebie. Nie udało się zdobyć punktów z takim składem i z takim pomysłem na grę. Teraz będziemy mieli dwa dni wolnego i każdy z nas powinien to przeanalizować indywidualnie. Spotkamy się we wtorek i porozmawiamy. Na teraz nie widzę nic pozytywnego w naszej grze – mówił po spotkaniu zirytowany szkoleniowiec Widzewa Enkeleid Dobi. W lepszych nastrojach po świętach Wielkiej Nocy są piłkarze ŁKS. Rycerze Wiosny długo męczyli się z ostatnim w tabeli GKS Bełchatów, ale ostatecznie udało im się wygrać po golu z karnego.
– Musimy poprawić ostatnie podanie. Fajnie rozprowadzamy akcje w boczne sektory, ale brakuje nam determinacji w dążeniu do zdobycia bramki – powiedział po spotkaniu trener łodzian Ireneusz Mamrot. Jego zespół utrzymuje dystans do Górnika Łęczna i wciąż ma spore szanse na bezpośredni awans do ekstraklasy. MG