W AZS MYŚLĄ BARDZO NOW
Słynny gimnastyk, mistrz olimpijski z Pekinu jest dziś prezesem AZS AWFIS Gdańsk.
PIOTR CHŁYSTEK: Lubi pan wspominać swoje sukcesy?
LESZEK BLANIK: Z czasem coraz mniej. Wiadomo, że takie wspomnienia są czymś miłym, ale żyję przede wszystkim przyszłością i myślę nad tym, co trzeba zrobić, jakie plany trzeba zrealizować.
Myślę, że we wspomnieniach może pan znaleźć źródło inspiracji do pracy z młodzieżą. Zarówno w klubie AZS, jak i w swojej akademii gimnastycznej.
Po zakończeniu kariery zdałem sobie sprawę, że chciałbym, aby moje dwa medale olimpijskie zostały w jakiś sposób wykorzystane dla kolejnych pokoleń i nie wisiały tylko na ścianie jako pamiątka. To się udaje, bo dziś te sukcesy pomagają mi jako sternikowi klubu tworzyć jak najlepsze warunki dla młodych sportowców, otwierają różne drzwi. W jakimś stopniu także dzięki nim powstała nowa hala gimnastyczna w Gdańsku. Osiągnięcia z przeszłości pozytywnie wpływają też na działalność mojej akademii, do której zgłasza się bardzo dużo osób.
Od września ubiegłego roku jest pan prezesem KS AZS AWFIS Gdańsk. Dlaczego zdecydował się pan na objęcie tego stanowiska?
Od lat jestem związany z gdańską AWFIS, jestem też jej pracownikiem. W trakcie kariery byłem zawodnikiem tutejszego AZS, więc czułem się związany z tym środowiskiem. Było wielu ludzi, którzy namawiali mnie, by się zaangażować, by pomóc w odbudowie wiarygodności AZS AWFIS, by uczynić klub bardziej nowoczesnym. Otrzymałem również poparcie ze strony rektora AWFIS prof. Pawła Cięszczyka. Miałem je zresztą z wielu stron, dlatego zdecydowałem się podjąć to wyzwanie. Wszedłem do starego zarządu i współpracuję z ludźmi, którzy zostali wybrani rok wcześniej. Po jakimś czasie poprzedni prezes jednak zrezygnował i Walne Zgromadzenie wskazało właśnie mnie jako następcę. Pierwsze miesiące były dla mnie czasem rozpoznania kwestii finansowych i organizacyjnych. Sprawami biurowymi zajął się Maciej Szafran. Udało nam się „wyczyścić” szafę i mamy teraz klarowną sytuację. Mocno stoimy na nogach, dzięki czemu możemy spokojnie zastanawiać się, co jeszcze zrobić, by przyszłość klubu była kolorowa i udało się nawiązać do dawnych sukcesów.
Jakie są pana główne cele w tej kadencji?
Do jej zakończenia pozostało dwa i pół roku. Ważna jest dla mnie poprawa wizerunku i sytuacji finansowej klubu. Chcę, byśmy stali się bardziej konkurencyjni i stworzyli podwaliny do dalszych działań. Ostatnio atmosfera wokół AZS AWFIS nie była najlepsza. Zamierzamy to zmienić. Badamy struktury AZS, obserwujemy, jak funkcjonują inne kluby, by wciąż się rozwijać. Jestem wdzięczny za wszelkie rady i sugestie od ludzi działających w Akademickim Związku Sportowym. Moim zdaniem kluczowa jest bliska współpraca z naszymi partnerami na zdrowych, przejrzystych zasadach. Zwłaszcza ta współpraca pomiędzy AZS a AWFIS. Klub jest integralną częścią AWFIS, a AWFIS poprzez AZS może liczyć na skuteczną promocję. Staramy się razem coś zbudować i jesteśmy tuż przed ogłoszeniem wspólnych ofert, zachęcających sportowców do przenosin do Gdańska. Do Tokio wyślemy 4–5 naszych przedstawicieli. Liczę, że w 2024 roku do Paryża pojedzie znacznie większa grupa, bo i w klubie będzie więcej klasowych zawodników z różnych dyscyplin. Poza tym mamy dobre relacje z Miastem Gdańsk i z biurem ds. sportu, którego dyrektorem jest były znakomity wioślarz Adam Korol. Świetnie dogadujemy się również z Urzędem Marszałkowskim oraz Zarządem Głównym AZS.
Doświadczenia zebrane w trakcie kariery sportowej pomagają panu w pracy dla środowiska akademickiego?
Tak, bo sportowcy często przenoszą swoje nawyki do życia codziennego, do pracy, którą podejmują po zakończeniu kariery. Dobry sportowiec to też dobry pracownik, zdeterminowany, by zawsze zrealizować plan. Teraz jednak nie odpowiadam tylko za siebie i swój wynik, ale za funkcjonowanie całego klubu. Dlatego staram się otaczać fachowcami. Szukam najlepszych rozwiązań i ludzi, którzy w ich odnalezieniu mi pomogą.
Jaką rolę odgrywa obecnie sport akademicki w Polsce?
Pamiętam jeszcze Akademicki Związek Sportowy z czasów, gdy jeździłem na uniwersjady. Wtedy miałem wrażenie, że z każdym kolejnym rokiem stowarzyszenie traci na znaczeniu. Dziś jest jednak inaczej. To nie jest jakaś przestarzała instytucja. Kluby i różne organizacje z nią związane myślą bardzo nowocześnie, posiadają szeroką ofertę. Efekty ich działań widać po wynikach wśród dzieci i młodzieży, bo AZS bryluje na krajowym podwórku i zapewnia też odpowiednie warunki do rozwoju, zarówno dla najmłodszych, jak i dla zawodników w wieku seniorskim. Dobrze, że rola AZS wzrasta.
Dużo dobrego dzieje się w środowisku akademickim. Trochę gorzej wygląda sytuacja w gimnastycznym. Jak obecnie miewa się u nas dyscyplina, w której przez lata osiągał pan gigantyczne sukcesy? Ostatnio zbyt wiele się nie zmieniło. Nawet pomimo odejścia pani prezes Bar
Pamiętam Akademicki Związek Sportowy z czasów, gdy jeździłem na uniwersjady. Wtedy miałem wrażenie, że z każdym kolejnym rokiem traci na znaczeniu. Dziś jest inaczej.