Splendid isolation w futbolu
Powraca na tapet kontrowersyjny projekt swoistej splendid isolation (wspaniałej ekskluzywności), czyli utworzenia przez czołowe kluby europejskie Superligi, usuwającej w cień nawet dotychczasową Ligę Mistrzów. Superliga byłaby uniezależniona od zasadniczej struktury krajowego, jak również kontynentalnego futbolu i umożliwiałaby temu nowotworowi dzielenie się nawet kilkoma miliardami dolarów li tylko we własnym gronie. Nic dziwnego, że wzbudza to gwałtowny protest. Zarówno UEFA, jak i FIFA oraz inne ważne instytucje przeciwstawiły się pomysłowi, by – przy zignorowaniu oficjalnego parasola organizacyjnego – po pieniądze w tej skali miała sięgać wyłącznie utworzona samorzutnie elita. Jak wiadomo z wiarygodnych źródeł, ową Superligę miałyby stworzyć angielskie kluby Manchester City, Manchester United, Liverpool, Arsenal, Chelsea i Tottenham oraz Barcelona i Real Madryt ze strony hiszpańskiej, Juventus i Milan ze strony włoskiej plus ktoś tam jeszcze. Byłoby to miażdżące zwycięstwo futbolu korporacyjnego nad futbolem narodowym. N o cóż, różne mieliśmy dotychczas kryteria dyskryminacji w historii sportu. W pierwszych nowożytnych igrzyskach olimpijskich w Atenach (1896) nie pojawiła się „słaba płeć”, którą zobaczyliśmy dopiero cztery lata później w Paryżu. Wtedy też nikt nawet nie pomyślał o tym, że olimpijczycy nie muszą składać się wyłącznie z białych ludzi i jeszcze w 1904 w St. Louis „kolorowi” musieli startować oddzielnie, bo ich występ przyjęto jako ludzką formułę ogrodu zoologicznego. Z kolei aż do 1984 roku nie dopuszczano do startu olimpijskiego sportowców, którzy nie byli stuprocentowymi amatorami. Mistrza lekkoatletycznych wielobojów w 1912 roku w Sztokholmie – reprezentującego Stany Zjednoczone Indianina Jima Thorpe’a – zdyskwalifikowano, ponieważ nieco wcześniej wziął on parę dolarów za grę w baseball. Nieco później jako „zawodowców” nie dopuszczono do igrzysk 1932 w Los Angeles dwóch długodystansowców – Fina Paavo Nurmiego i Polaka Stanisława Petkiewicza. Dopiero w 1971 MKOL zgodził się na rekompensowanie w pewnym stopniu kosztów przygotowań sportowcom-amatorom. I wreszcie w 1986 MKOL pod kierownictwem hiszpańskiego liberała Juana Antonio Samarancha postanowił wpuścić profesjonałów na olimpijską arenę. Już w 1988 roku w Seulu zobaczyliśmy gwiazdy tenisa zawodowego, zaś w 1992 w Barcelonie zagrała reprezentacja koszykarzy USA, legendarny Dream Team, składający się z zawodników NBA. Tym sposobem w ruchu olimpijskim skończyło się zakłamanie związane z podziałem na zawodowców i – często fałszywych – amatorów. T ymczasem teraz grupa spryciarzy z kręgu piłkarskiego usiłuje stworzyć swoiste państwo w państwie, aby tylko kilka drużyn klubowych w obrębie Unii Europejskiej zbierało największe frukta z międzynarodowych rozgrywek, mając faktyczny monopol na zgarnianie poważnej kasy. Jak słusznie alarmują eksperci, taki manewr mógłby doprowadzić choćby minimalnie słabsze kluby do ruiny. Piszę to akurat, grzejąc się w słońcu na Costa Blanca w okolicy Alicante i widząc w niedalekiej perspektywie nową rezydencję zakupioną przez gwiazdora madryckiego Realu Sergio Ramosa, który po ewentualnym zaistnieniu zamkniętego tworu w postaci Super Ligi stałby się jeszcze bogatszy.
Do spisku 12 klubów, mających utworzyć Superligę, nie przystąpił podobno Bayern Monachium. I całe szczęście, bo UEFA i FIFA grożą wyeliminowaniem piłkarzy spiskowych zespołów z mistrzostw Europy i mistrzostw świata, co dla nas oznaczałoby odejście Roberta Lewandowskiego z drużyny narodowej...