Pójść w ślady Lewego
Niespełna 17-letni Mateusz Sobotka wziął udział w prestiżowym projekcie FC Bayern World Squad.
Program ma na celu znaleźć utalentowanych zawodników z całego świata. Do udziału w projekcie zgłosiło się kilkuset chłopców z kilkudziesięciu państw. Na ostatecznej liście Bawarczyków znalazło się 15 młodych piłkarzy, a wśród nich Polak. Mateusz Sobotka jest wychowankiem Startu Nidzica, a przez ostatnie pół roku występował w Stomilu Olsztyn, grającym w Centralnej Lidze Juniorów. Teraz robi wszystko, aby jego kolejnym klubem był Bayern Monachium.
Boiskowy cwaniak
Wiosną do nastolatka zgłosił się jeden z menedżerów, aby przedstawić projekt największego klubu w Niemczech. Pomysł od razu spodobał się Sobotce i podzielił się nim z rodzicami. – Mówiąc szczerze, zaskoczył nas, było to dla nas trochę niewiarygodne – mówi mama Mateusza, pani Małgorzata. Następnym krokiem było wypełnienie formularza oraz załączenie filmiku z próbką swoich umiejętności. Nastolatek montował go samodzielnie. Mniej więcej w połowie kwietnia otrzymał wiadomość zwrotną, że się dostał. Wówczas trwały jeszcze rozgrywki CLJ, więc żeby nie robić zamieszania, początkowo zachował tę informację dla siebie. – Nie wiedziałem, jak zareaguje trener. Poza tym drużynie dobrze szło, więc wolałem siedzieć cicho i skupić się na grze. Później, gdy sezon dobiegał końca, powiedziałem o wszystkim w klubie. Szczerze mówiąc, zdziwiła mnie reakcja trenera. Obawiałem się, że będzie miał coś przeciwko, ale przyjął to bardzo dobrze. Rozmawialiśmy po ostatnim meczu i życzył mi powodzenia, mówił, że to mój czas i żebym pokazał się z jak najlepszej strony – mówi Sobotka. Jego trenerem w Stomilu był Adam Zejer, były mistrz Polski z Zagłębiem Lubin (1990/91). – Mateusz jest kreatywnym zawodnikiem, dobrze czyta grę i rozumie to, co się dzieje na boisku. Cechuje go przebojowość. W szatni też szybko się odnalazł. To sympatyczny chłopak. Mogę śmiało stwierdzić, że praca z nim była czystą przyjemnością. Na takich zawodników mówię boiskowy cwaniak, w dobrym tego słowa znaczeniu – podkreśla szkoleniowiec.
Zasłużyć na pochwałę taty
Sobotka był skazany na piłkę, w końcu to rodzinna tradycja. Trenował dziadek, tata, wujek. Swoje pierwsze kroki na zielonej murawie Mateusz stawiał przed ukończeniem piątego roku życia, wówczas rodzice zaprowadzili go na trening. – Kompletnie nie był zainteresowany piłką, robił fikołki w bramce, ale wygrała nasza systematyczność i fakt, że jeździliśmy na mecze męża, dzięki temu Mateusz złapał bakcyla. Można powiedzieć, że mąż jest jego mentorem. Kiedyś zaskoczył mnie jednym stwierdzeniem: „Jak tata mnie pochwali, to będzie oznaczać, że zrobiłem to naprawdę dobrze, bo ty mnie cały czas chwalisz” – tłumaczy pani Małgorzata. – Faktycznie, na dobre słowo ode mnie musiał bardziej zasłużyć. Grałem tyle lat, że wymagałem od niego więcej – uzupełnia tata Paweł.
– Taka już rola matki, dla mnie zawsze będzie moim dzieckiem i będzie najlepszy. Zresztą to działało, bo Mateusz jest bardzo ambitny. Wielokrotnie nas zaskakiwał. Wiadomo, w jakim jest teraz wieku, ma sporo znajomych i nierzadko potrafił zrezygnować z jakichś wyjść, żeby pojechać na trening, później wrócić, odpocząć i iść pograć z dziadkiem czy tatą. Nie miał czasu na głupoty – podkreśla mama Mateusza.
Obawy
Skoro decydenci Bayernu zwrócili uwagę na młodego Polaka, to znaczy, że coś potrafi. Ale Sobotka nie jechał do stolicy Bawarii pewny siebie.
– Miałem pewne obawy, bo jednak w Polsce Start Nidzica i Stomil Olsztyn, a tu wielki Bayern Monachium. Spodziewałem się dużego przeskoku, obawiałem się, że będę po prostu odstawał. Ale po pierwszym, czy drugim treningu to się zmieniło, bo momentami czułem, że się wyróżniam – tłumaczy.
– Te myśli się ze sobą przeplatały, bo z jednej strony faktycznie czułem się dobrze, skoro zostałem wybrany na podstawie filmiku, z drugiej miałem świadomość tego, że w tym projekcie wezmą udział zawodnicy z całego świata, więc były obawy, czy dam radę. Na szczęście się pomyliłem – podkreśla Sobotka, który od 21 czerwca trenował pod okiem Klausa Augenthalera, byłego kapitana Bayernu i mistrza świata z 1990 roku. Sobotka zauważa sporo różnic pomiędzy tym, co widział w Polsce, a tym, co ma okazję obserwować w Monachium.
– Nie ma porównania z poziomem szkolenia w Polsce i w Niemczech. To są dwa inne światy. Podobnie jest z pierwszym kontaktem z piłką po przyjęciu. Wydaje mi się, że liczba ćwiczeń jest podobna, ale jest większa intensywność. Wszystko dzieje się szybciej i jest mniej czasu na podjęcie decyzji. To moim zdaniem największa różnica pomiędzy Polską i zachodem – wyjaśnia Sobotka.
Choroba
Dla nastolatka udział w takim projekcie to wielkie przeżycie. Po tygodniu treningów w Monachium uczestnicy polecieli na dwa tygodnie do Meksyku, gdzie oprócz zajęć mierzyli się z lokalnymi drużynami. Niestety, ale Sobotka opuścił kilka dni. – Rozchorowałem się krótko po przylocie. Nie miałem nawet siły wstać z łóżka. Wtedy zobaczyłem, jak tutaj się o nas dba, co chwilę pytano, jak się czuję, nawet robiono mi zdjęcia jedzenia telefonem, żebym wybrał to, na co mam ochotę i przynoszono mi je do pokoju, więc to są bardzo miłe gesty ze strony klubu – mówi Sobotka. – Wydaje mi się, że wpływ na chorobę mogła mieć zmiana klimatu. Miałem zatkany nos, kaszel, gardło mnie bolało i miałem problemy ze snem. To mogło mieć związek ze zmianą czasu, w końcu względem Polski różnica wynosi siedem godzin – wyjaśnia
Może zaszumieć w głowie
Zawodnicy nie mieli okazji spotkać piłkarzy pierwszej drużyny Bayernu. Spora ich część była jeszcze na EURO 2020, pozostali przebywali na urlopach. Sobotka przekonał się na własnej skórze, jaką popularnością na świecie cieszy się Robert Lewandowski. – Nieraz spotkałem się z taką sytuacją, zwłaszcza podczas pierwszych rozmów z chłopakami. Gdy pytaliśmy się między sobą, skąd pochodzimy, to mówiąc Polska, pierwszym komentarzem było: „Ooo, Robert Lewandowski” – uśmiecha się nastolatek. Takie przeżycia mogą zawrócić w głowie niejednemu młodzianowi, ale Mateusz stara się zachować spokój.
– Z jednej strony są takie momenty, w których sobie myślę, że niespełna rok temu debiutowałem w lidze okręgowej w Starcie Nidzica, a dzisiaj jestem tu, gdzie jestem. Przeżyłem szok, ale nie jestem jeszcze zawodnikiem Bayernu. Nie osiągnąłem na razie zbyt wiele. Skłamałbym, mówiąc, że jest inaczej. Spełnienie poczuję dopiero wtedy, gdy się tu dostanę na stałe – tłumaczy. Podsumowaniem projektu będzie starcie testowanych zawodników z drużyną Bayernu U-19. Mecz odbędzie się 6 sierpnia w Monachium, później prawdopodobnie trenerzy zdecydują, kto dołączy do bawarskiej akademii.